Można prosić o autograf?

Czy nigdy nie marzyłeś o autografie lub też wspólnym zdjęciu ze swoim ulubionym sportowcem? Tak, nie znam nikogo, kto pogardził by możliwością zdobycia tego typu pamiątki. Czasem jednak same chęci i dogodna sytuacja nie wystarczą, bo jak doskonale wiemy do tanga trzeba dwojga.

W dzisiejszych czasach zdobycie autografu od największych piłkarzy globu nie jest wcale takie trudne i nie koniecznie musi się wiązać z wielogodzinnym oczekiwaniem przy hotelach, w których akurat zatrzymują się drużyny. Większość piłkarzy odpisuje kibicom na listy z prośbą o podpis, które mimo rozwoju wszelkiej technologii są co raz bardziej popularne, a czołowe kluby na świecie są zasypywane kibicowską pocztą. Oczywiście nie wszystkie, jak chociażby FC Barcelona czy Liverpool, od których odpowiedzi z oryginalnymi podpisami nie uzyskamy. Ktokolwiek jednak spróbuje swoich sił w tego typu hobby, prędzej czy później przekona się, że parafka zdobyta listownie nie może się nawet równać z sukcesem osiągniętym osobiście. Dreszczyk związany z kontaktem z najlepszymi piłkarzami globu to naprawdę duża rzecz.

Tutaj właśnie pojawia się kwestia, która skłoniła mnie do napisania tych kilku zdań. Człowiek oglądający poczynania piłkarzy na boisku i po za nim, obserwujący wszelkiego rodzaju nagrania zza kulis czy śledzący portale społecznościowe tworzy sobie wyobrażenie na temat tego, jaki taki zawodnik jest w rzeczywistości. Dopiero kiedy zetknie się z nim twarzą w twarz okazuje się jednak, czy było ono prawidłowe, a możecie mi wierzyć, że zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. Kto by pomyślał, że Kamil Grosicki który podczas zabawy po meczu z Irlandią śpiewa i tańczy w rytmach disco polo, w stosunku do kibiców nie jest jednym z najmilszych facetów? Ale dobra, nie piszę tego, aby ponarzekać na naszych Reprezentantów, którzy w ogólnym rozrachunku wypadają bardzo dobrze i nawet przed ważnymi spotkaniami chętnie przystają na prośby kibiców.

article-0-1AD60C4F000005DC-377_634x412

Docieramy do sedna problemu, są bowiem tacy zawodnicy, którzy nigdy nie zatrzymują się przy fanach i wsłuchani w najnowsze hity na słuchawkach bądź też wpatrzeni w swojego Iphone’a bez spojrzenia szybkim krokiem przechodzą bokiem. Kiedy wracałem do domu z Warszawy, kilka godzin po tym jak własnie takim pustym przebiegiem, z dwoma wyjątkami (John O’Shea i Robbie Keane) zakończyło się moje zbieranie Reprezentacji Irlandii, długo zastanawiałem się nad powodami takiej sytuacji, w której kilkadziesiąt osób czeka na dworze przy niskiej temperaturze, a wielkie gwiazdy nie są w stanie poświęcić kilku minut, żeby podpisać kilka fotek. I powiem Wam, że w tym przypadku byłem nawet w stanie wytłumaczyć sobie powody takiego zachowania. Przed Irlandczykami był ważny mecz i jeżeli w jakikolwiek sposób taka sesja mogła ich wybić z rytmu czy nie pozwolić w pełni skupić się na meczu, potrafię to zrozumieć.

Wiecie jednak co powiedział Mauricio Pochettino do naszej grupy czekającej pod hotelem Westin w Monachium, kiedy jego piłkarze bez zawahania przeszli prosto do autobusu? Musieli się skupić, skupić przed arcyważnym spotkaniem o trzecie miejsce w towarzyskim turnieju Audi Cup, rozgrywanym notabene dla kibiców. Ogólnie wśród drużyn, które się wtedy zjawiły w Monachium, tylko niektórzy piłkarze Milanu pamiętali dla kogo właściwie się pojawili i podpisywali kilka fotek. Poza Tottenhamem, na okrzyki fanów nie zareagowali także Gareth Bale i spółka, którzy chyba jeszcze szybciej zawinęli się do autokaru.

2ADAFFE000000578-3175219-image-a-33_1437934968374

Wiadomo, że są piłkarze którzy o relację z kibicami dbają i są też tacy, którzy tego nie robią. Dwight Yorke na przykład, po meczu legend w Manchesterze spędził chyba godzinę na podpisywaniu zdjęć i mimo tego, że kilkukrotnie pokazywał jak boli go ręka, nie zostawił praktycznie nikogo bez autografu. Nie uciekając daleko, żeby zademonstrować przykład z drugiej strony medalu, rozmawiałem ze znajomym, który od lat kolekcjonuje podpisy Czerwonych Diabłów, a na jego Instagramie można znaleźć zdjęcia z największymi legendami klubu. Kapitana klubu Wayne’a Rooneya na tej liście jednak nie znajdziecie. Anglik jest bowiem, chyba najbardziej opornym piłkarzem, jeżeli chodzi o podpisywanie zdjęć kibicom, czy to drogą pocztową czy osobiście, a do złożenia swojego podpisu (oprócz wielomilionowego kontraktu oczywiście) skłaniają go tylko imprezy charytatywne.

Z perspektywy kibica i „zbieracza” łatwo mi narzekać na piłkarzy, ale bardzo często to sami kibicem są powodem takiego stanu rzeczy. I nie mówię tu już tylko o braku prywatności, bo z tym gwiazdy światowego formatu muszą się liczyć, ale o ilości rzeczy jakie czasami ludzie przynoszą do podpisu. Nie, nie chodzi tutaj o trzy podpisy dla siostrzeńca i kuzyna, ale o cały stos zdjęć liczonych w dziesiątkach, a nawet więcej które potem trafiają za spore ceny na Allegro, czy też jego zagraniczne odpowiedniki. Pewien angielski kolekcjoner autografów poszedł na spotkanie z legendarnym brazylijskim piłkarzem Roberto Carlosem i wziął ze sobą 100 zdjęć do podpisania! Carlos znany ze swojej uprzejmości w tych kwestiach podpisał wszystkie jego zdjęcia, a sam zainteresowany skrupulatnie wszystko nagrywał, co możecie zobaczyć poniżej.

Co prawda pewnie większość piłkarzy zdaje sobie sprawę z tego, że prędzej czy później ktoś zarobi na ich nazwisku, to część z nich nie przywiązuje do tego większej wagi. Nie ma się jednak co dziwić, że część z nich nie chce, aby sprawy przybierały taki obrót i nie podpisuje się nikomu, nawet tym którzy czekają tylko na podpis dla siebie. Wina z pewnością leży poniekąd po obu stronach, a co to oznacza dla samych kolekcjonerów? Podróże na marne i godziny czekania bez celu, ale może to dobrze. Przecież gdyby było za łatwo, nie byłoby z tego żadnej przyjemności.