Mit „one season boy” obalony – Kane is back in town

Od dłuższego czasu można było spotkać się z opinią, że Harry Kane to swoisty „one season boy”. Podczas gdy inni wylewali pomyje na 22-latka, uparcie licząc jego minuty bez gola, niektórzy cierpliwie czekali, twardo stojąc przy swoim stanowisku, broniąc młodego napastnika Tottenhamu. Jak się okazuje, to właśnie ci drudzy mieli rację, ponieważ ten waleczny jegomość dzisiaj postanowił zabawić się z obrońcami Bournemouth i przeprowadzić slalom, pakując przy tym trzy bramki bezradnemu Arturowi Borucowi. Warto dodać, że Kane miał też ogromny udział przy bramce Erika Lameli.

Żeby dobrze zrozumieć historię Harry’ego Kane’a, trzeba cofnąć się o rok. Mauricio Pochettino przejmuje stery w Tottenhamie, mając do dyspozycji trzech napastników: Emmanuela Adebayora, Roberto Soldado oraz wspominanego Kane’a, który w jeszcze poprzedniej kampanii strzelił kilka bramek za kadencji Tima Sherwooda. Młody Anglik na początku nie figurował w planach Pochettino, jednak z meczu na mecz udowadniał, że warto stawiać na niego od pierwszej minuty. Przełomowy okazał się mecz z Aston Villą na wyjeździe, kiedy to Tottenham w ostatniej minucie meczu remisował z „The Villans” 1:1. Kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się podziałem punktów, Tottenham otrzymał rzut wolny. Do tego zadania wydelegowano właśnie Kane’a i ten wywiązał się ze swojego obowiązku więcej niż dobrze:

Od tamtej pory Kane stał się już podstawowym elementem drużyny. Mało tego, zaczął robić prawdziwą furorę. Strzelał jak na zawołanie w prawie każdym meczu. Kibice Tottenhamu do dzisiaj prawdopodobnie pamiętają mecz z 1 stycznia 2015. Kiedy każdy z nas, prawdopodobnie na lekkiej „fazie”, włączył telewizor i ulokował się wygodnie na kanapie, dopijając resztki sylwestrowego alkoholu, Kane strzelił dwie bramki rywalom zza miedzy – Chelsea, czyli późniejszemu mistrzowi Anglii. Równie istotne były jego gole w meczu z największym rywalem „The Spurs” – Arsenalem. Prestiżowe zwycięstwo dało drużynie wiatru w żagle na cały sezon. I mimo, że kolejny raz już nie udało się zająć miejsca premiowanego awansem do Ligi Mistrzów, to całokształt można uznać za w miarę udany. Nowy trener, nowa wizja, nowi piłkarze. Pochettino musi zostać obdarzony sporym kredytem zaufania, ponieważ Tottenham i jego kibice dość już mają impulsywnej polityki, polegającej na zwalnianiu każdego trenera po kilku nieudanych występach. Harry Kane jest prawdziwym asem w talii Argentyńczyka i mało kto ukrywa, że to właśnie na młodym reprezentancie „Trzech Lwów” opiera się siła ofensywna „Kogutów”. Młody Anglik jest wielką nadzieją Tottenhamu i całe szczęście, że został w drużynie. Jak wiemy, interesowały się nim dużo większe firmy, a kibice „The Spurs” z pewnością mają traumę związaną z wyprzedażą najlepszych zawodników – casus Luki Modrica czy Garetha Bale’a.

W tym sezonie nie wszystko szło po myśli Kane’a. Powód był bardzo prosty. Można by zacytować polskie arcydzieło, jakim niewątpliwie jest film Koterskiego„Dzień Świra”. Jedni bezmyślni kretyni pod kierunkiem innych bezmyślnych kretynów powołali Kane’a na młodzieżowe mistrzostwa Europy do lat 21. A przecież Kane to już zawodnik, który strzelał w dorosłej reprezentacji. Sens powoływania takiego piłkarza na taki turniej był znany chyba tylko trenerowi. Kane po trudnym sezonie dostał więc kolejną odpowiedzialność na swoje barki i był po prostu przemęczony. Było to już widać na mistrzostwach – przypomnijmy, Anglia odpadła już w fazie grupowej, a Kane prezentował się, eufemistycznie mówiąc, mizernie.

kaneee

Fachowcy już uparli się, że jest to typowy „one season boy”, który zaliczył sezon życia i już go nigdy nie powtórzy. Niektórzy natomiast wiedzieli, że Harry Kane to tytan pracy, harujący jak wół w każdej strefie boiska, przykładający się do treningów. Na jego korzyść działa też młody wiek. Jeśli dzisiejszy, wygrany 5:1 mecz z Bournemouth będzie momentem zwrotnym w sezonie Kane’a, obrońcy pozostałych drużyn Premier League mogą zacząć się obawiać i liczyć, że nie trafią znowu na jego dzień. Bo gdy Kane jest w formie, jest po prostu nie do zatrzymania. Fani Tottenhamu z pewnością liczą na to, że właśnie nadszedł TEN moment. Kane is back in town.