Derbowa, dziesiąta już kolejka naszej ukochanej Premier League została zdominowana nie przez derby, a przez pewnego krnąbrnego Portugalczyka, który tak lubi być w świetle fleszy, że na chwilę obecną „świeci” twarzą chyba w każdym z możliwych mediów. Zdaje się, że jeszcze nigdy jego przyszłość nie była tak niepewna, jak po kolejnej porażce. Seria meczów bez zwycięstwa zwolniła nam już jednego menadżera. „Tracz z Plebanii”, bliżej znany Anglikom, jako Tim Sherwood jest obecnie bez pracy, a Aston Villę zostawia z pokaźnym dorobkiem czterech punktów i zacnym ostatnim miejscem w tabeli. Wróćmy jednak jeszcze do Chelsea, tam bowiem dzieje się ostatnio wiele.
„Wenger was right, you’re fucking soft”
Jeśli Jose Mourinho powołuje się na Wengera, nie starając się przy tym oczernić doświadczonego Francuza, to wiedz, że coś się dzieje! Takie słowa wypowiedział on bowiem ponoć do sędziego po pierwszej połowie meczu z West Hamem. Następstwem tego było rzecz jasna wysłanie „The Special One” na trybuny, czy późniejsza kara finansowa nałożona przez FA (choć to tyczyło się głównie brutalnej gry zespołu). Piąta już porażka w obecnej kampanii rodzi setki pytań, jednak na pierwszy plan wysuwa się kwestia przyszłości Portugalczyka. Pojawiają się bowiem wątpliwości co do jego umiejętności trenerskich. Nie mam zamiaru umniejszać temu wybitnemu menadżerowi, ale sprawy takie, jak ciągłe wystawianie i spuszczanie Fabregasa, tworzenie afer typu „to wina Evy”, czy wspomniane gierki słowne, które przerodziły się już w ciągłe ataki na wszystkich wokół nie stawiają go w dobrym świetle. Presja rośnie, a „Mou” zdaje się tracić kontrolę nad drużyną. Mit o świetnym drugim i słabszym trzecim sezonie kolejny raz znajduje potwierdzenie. Pytanie tylko, czy i tym razem przygoda Portugalczyka z klubem skończy się przedwcześnie?
O dwóch takich…
Ok, Chelsea znów zagrała przeciętnie, ale trzeba również podkreślić to, w jak wyśmienitej formie znajduje się ekipa West Hamu. Renesans Mosesa, porywczość Lanziniego, czy powrót Carrolla czynią tę ekipę lepszą. Ale największe laury lądują w ręce dwóch dżentelmenów, którzy w klubie są od niedawna. Pierwszym z nich jest osoba menadżera. Slaven Bilić już wcześniej był uznaną marką na europejskim rynku. Zagadką było jednak to, jak poradzi sobie na wymagających angielskich podwórkach. Trzykrotna wygrana w derbach Londynu plus pokonanie Pellegriniego, Rodgersa, czy w końcu Mourinho wyraźnie pokazują, że Chorwat odnalazł się w nowym środowisku. Problemów z adaptacją nie miał również Dimitri Payet. Były gracz Marsylli z miejsca stał się gwiazdą ligi. Niemal co tydzień meldował się w jedenastce tygodnia, czy to dzięki pięknym bramkom, czy to poprzez kolejne asysty, czy to z kolei poprzez samą obecność na boisku. Francuz czyni tam bowiem cuda. Może jest to zbyt wczesna opinia, ale myślę, że Payet ma realne szanse na tytuł gracza sezonu.
Kanarki na wymarciu
Chwaliłem Norwich za przyzwoity początek sezonu, ale im dalej w las, tym gorzej. Po niezłych remisach z Liverpoolem i West Hamem przyszedł czas na brutalną rzeczywistość – podopieczni Alexa Neila nie mają bladego pojęcia, jak poprawnie grać w obronie. Apogeum przyszło w spotkaniu z Newcastle, gdzie Ruddy aż sześciokrotnie wyciągał piłkę z siatki i choć z West Bromem zauważalny był lekki progres, to jednak poziom wciąż bliższy był beniaminkowi Ekstraklasy, aniżeli Premier League. W ataku jeszcze to jakoś wygląda. Czasem szarpnie Redmond, czasem pomysłowo zagra Howson. Nieźle wyglądał też nowy nabytek – Mbokani. Jednak bez poprawy gry defensywnej Neil i spółka nawet nie mają co myśleć o utrzymaniu, bo z taką grą obronną niedługo w co drugim meczu trafiać oni będą na jakiegoś „Suareza”.
Nieprzewidywalne Tyne-Wear
Myślisz, że wiesz, jak to będzie wyglądać. Jedni gromią wcześniej rywali i niespodziewanie odbijają się od dna. Drudzy cieniują przy każdej okazji. Mają spore problemy z rozegraniem choćby przyzwoitego meczu. Zatrudniają nowego menadżera, lecz zamiast efektu „nowej miotły”, spodziewają się długiej aklimatyzacji z nowym systemem. Tymczasem to pierwsza opisywana przeze mnie drużyna, a więc Newcastle obserwuje, jak lokalny rywal spuszcza im łomot. Kolejne derby dla Sunderlandu nie obyły się oczywiście bez kontrowersji. FA anulowało bowiem po meczu czerwoną kartkę, jaką pod koniec pierwszej połowy zobaczył Collocini. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że i bez tego Sunderland mógł ten mecz wygrać. „Sroki” biły głową w mur, demonstrując tylko swoją niemoc pod bramką rywala (gdzie się podział ten zespół, który tydzień wcześniej zapakował rywalom 6 bramek?), „Czarne Koty” z kolei pokazały, jak kończy się proste akcje. Na szczególne słowa uznania zasługuje M’Vila, który od momentu przybycia na Stadium of Light staje się prawdziwym liderem zespołu.
Wtopa kolejki: Usypiające derby
Parafrazując klasyka: derby Manchesteru „były prawdziwą ucztą dla koneserów taktyki”. Jednak zarówno postronni widzowie, jak i Ci sympatyzujący z daną ekipą mogli czuć mocny niedosyt po tym spotkaniu. Spodziewać się bowiem można było rollercoastera, a skończyło się na malutkiej karuzeli dla dzieci. Wiadomo, że oddanie rywalowi trzech punktów nawet na tym etapie rozgrywek może być bardzo kosztowne, ale żeby nie poczynić nawet najmniejszego kroczku do zwycięstwa i zachowawczo wyczekiwać na ostatni gwizdek sędziego? Współczuję kibicom, którzy płacili dziesiątki funtów za obecność na stadionie, choć atmosfera z pewnością była wyśmienita.
Bramka kolejki: Gylfi Sigurdsson vs Aston Villa
Wybrał sobie idealny moment na tak perfekcyjne wykonanie rzutu wolnego. „Łabędzie” nie były w stanie przełamać defensywy Aston Villi, a czas gonił. Wtedy to właśnie w cenie jest umiejętne wykonywanie stałych fragmentów i możemy śmiało powiedzieć, że to Islandczyk miał największy wpływ na zwycięstwo Swansea.
Gracz kolejki: Harry Kane
Wielokrotnie krytykowany, słowa „one season boy” słyszał praktycznie codziennie. Jaki wielki kamień musiał spaść mu z serca, gdy po spotkaniu z Bournemouth po raz drugi w karierze mógł zabrać piłkę za hattricka. W końcu można było u niego zobaczyć instynkt strzelecki. Wiedział, gdzie ma być w danej akcji, nie wahał się przy strzałach i pierwszy raz oglądaliśmy Kane’a z sezonu 2014/2015.
Wprowadzamy pewną nowość. Od teraz to Wy będziecie wybierać część składu, a konkretnie trzech zawodników na wybrane przez nas pozycje. Zanim jednak do tego dojdziemy, krótko o tych wybranych. Pantilimon był właśnie tym, który powodował taką niemoc w graczach Newcastle. „Sroki” nie miały też łatwo z Billym Jonesem, który do pewnej gry w obronie dorzucił bramkę. Z nudnych derbów Manchesteru zdołaliśmy wybrać jedną osobę, a jest nią Rojo, który świetnie ostatnio zastępuje Shawa. Nie mogło tu zabraknąć również głównego konstruktora wiktorii nad Chelsea, a więc Payeta. Nie wybraliśmy natomiast prawego obrońcy, środkowego pomocnika i napastnika. Wybór należy do Was:
[socialpoll id=”2305192″]
[socialpoll id=”2305193″]
[socialpoll id=”2305197″]