Z angielskich boisk: The Invincibles

Kolejny piłkarski weekend za nami, a zamiast odpowiedzi, mamy jeszcze więcej pytań. Celowo pominę te dotyczące Mourinho i Chelsea, no bo ile można? „The Blues” chociaż na chwilę zostawmy w spokoju, a swoją uwagę skupmy bardziej na pozostałych londyńskich klubach. Jedne z nich wpadły bowiem w rutynę, inne postanowiły z niej wyjść, choć niekoniecznie w dobrym świetle.

Kto następny?

Pytanie raczej nieistotne w przypadku Arsenalu. „Kanonierzy” miażdżą bowiem kolejnych rywali, bez względu na to, czy jest to beniaminek, czy uczestnik Ligi Mistrzów. 5 kolejnych zwycięstw, w tym 4 z nich kończyły się trzy-bramkową przewagą (sic bastards!) Ozil rozgrywa chyba najlepszy moment w karierze. Niemiecki magik do swojego repertuaru, poza czarodziejskim zniknięciem z boiska, dodał efektywność, której śmiało mógłby zazdrościć Messi, czy Ronaldo. W każdym z tych meczów asystował i strzelał, osiągał nieziemski procent celnych podań i, co najważniejsze, w końcu miał kluczowy udział w grze zespołu, niejednokrotnie biorąc ciężar gry na siebie. Jeśli do tego zestawu dodamy genialnego Cazorlę i chyba największe odkrycie – Bellerina, to te rewelacyjne wyniki przestaną zaskakiwać. „Kanonierzy” zaznali już, co prawda, smaku porażki, ale na chwilę obecną lecą, jak „The Invicibles” z sezonu 2003/2004. Wstrzymałbym się jeszcze jednak z okrzykami typu „Arsenal na mistrza!”. Dwa lata temu sprawa wyglądała bowiem identycznie, a szpitalny finał szybko sprowadził na glebę.

Rosołu z kury nie będzie

Obiekt drwin i lekceważenia. „Precyzyjny” Walker, czy Kane w letargu. Tottenham nie miał lekko na początku sezonu. Obrona klasycznie nie przypominała kolektywu, a ataki pozycyjne był bardziej chaotyczne, niż życie Dennisa Rodmana. Promyk nadziei nadszedł wraz z przybyciem Sona, ale to nie rewelacja Bundesligi okazała się Mojżeszem „Kogutów”. Najpierw sprawy w swoje ręce wziął młodzik – Delle Alli. Gdy to przestało funkcjonować, na chwilę powrócił Eriksen, czy Lamela.  W końcu odpalił jednak ten, na którego czekał niemal cały północny Londyn, a na pewno wszyscy mieszkańcy okolic White Hart Lane. Harry Kane znowu zaczął strzelać, a wraz z nim zaczęła grać niemal cała drużyna. Walker i Rose przeżywają jakby drugą młodość, Alderweireld i Vertonghen stanowią zapomnianą już na tym stadionie parę stoperów. Na tle kolegów nieźle wygląda nawet Dembele, co już w zupełności powinno nakreślić Wam, jak świetnie jest obecnie w obozie Pochettino. Niedzielnego rosołu z londyńskiej kury nie przewiduję zatem w menu na najbliższe tygodnie.

Przypadki potwierdzające regułę

Na samym początku sezonu mówiono o tym pół żartem, pół serio. Ot, West Hamowi przytrafiło się wygrać 2 trudne mecze, by 2 banalne przegrać. Teraz jednak żartobliwa połówka odeszła w niepamięć. Została teoria, którą należy brać na poważnie. „Młoty”kolejny raz poległy bowiem z beniaminkiem, w meczu, który miał być swoistą formalnością. Ighalo okazał się być zawodnikiem nie do zatrzymania. Do zatrzymania tego dnia byli jednak Payet i spółka. Carroll, po zwycięskiej bramce z Chelsea, miał zostać liderem ataku, tymczasem, po bladym występie, prędzej zniechęcił Bilicia do swojej osoby, aniżeli utrwalił pozycję w klubie. Za tydzień West Ham podejmuje Everton…to co? Gładkie 3-0 stołecznego zespołu?

Boring as United

Niedługo takich porównań będziemy używać na co dzień. Manchester United jest bowiem momentami nie do oglądania. Olbrzymie posiadanie piłki kompletnie nie przekłada się na efekty (czyt. sytuacje bramkowe). I nie jest to bicie się w czoło, rozbijanie się o rywali na 20-30 metrze. Jest to posiadanie i…i tyle. Masę podań, masę wrzutek i na tym się często kończy. Czasem taki wariant wyjdzie świetnie (bramka Herrery z Evertonem), ale cudów nie można oczekiwać, gdy wrzuca się często na człowieka, który stoperowi rywali sięga do brody. Na chwilę obecną Van Gaala bronią dobre wyniki, ale na dłuższą metę trzeba będzie dorzucić do tego jakiś styl.

Bramka kolejki: Coutinho vs Chelsea

Przypomniał o sobie magik z Anfield. Po serii słabych występów w końcu zagrał na miarę swoich możliwości. A jego świetny występ przeciwko Chelsea właściwie rozpoczął się dopiero po strzeleniu tej bramki:

Gracz kolejki: Arouna Kone

Przyzwoicie gra od początku sezonu. Bez skrupułów posłał Mirallasa na ławkę. Głównie jego zadaniem było wspieranie Lukaku i Barkleya, ale z Sunderlandem wziął sprawy w swoje ręce. Hat-trick jest idealnym zwieńczeniem tego świetnego, póki co, sezonu Kone.

Wpadka kolejki: Interwencja Harta

Co tu dużo mówić, nie popisał się pierwszy bramkarz reprezentacji Anglii:

Jedenastka 11. kolejki Premier League:

11 kolejki BPL 11

Jack Butland, w przeciwieństwie do kolegi z kadry nie zawalił żadnej bramki. Wręcz przeciwnie, zanotował rewelacyjny występ okraszony paroma interwencjami wyższych lotów. Clyne nie zachwycił może w ofensywie, ale defensywne (poza jednym błędem po wejściu Kenedy’ego) spisał się na medal, chowając Hazarda do kieszeni (chociaż czy jest to teraz wyczyn?). Trudniejszym zadaniem okazał się wybór między Otamendim, a Koscielnym. Ostatecznie padło na tego drugiego, mimo faktu, iż jego drużyna nie zachowała czystego konta. Wybory piątki z przodu dziwić już nie mogą. A co z prawym obrońcą, pomocnikiem i napastnikiem? Ciekawi jesteśmy Waszego wyboru:

[socialpoll id=”2306471″] [socialpoll id=”2306472″] [socialpoll id=”2306474″]