1. Odwrócone karty. Rok temu było to zupełnie nie do pomyślenia. Jak to tak? Swansea cieniuje, a Leicester zajmuje bardzo wysoką pozycję w tabeli?! Toż to Science Fiction.
Nie tym razem. Nie w tym sezonie. Tegoroczne rozgrywki Premier League udowadniają, że nasze przekonania i przedsezonowe zakłady można w rzyć wsadzić. Na nic zdają się opnie ekspertów. Swansea po świetnych transferach wcale nie musi zajmować lokaty prowadzącej do europejskich pucharów, a „Lisy” po starcie genialnego wydawałoby się Nigela Pearsona wcale nie muszą okupować dołów tabeli niczym Niemcy Leningradu. Wszystko to boleśnie, dla pewnych zysku „bukmacholików”, zweryfikowała rzeczywistość angielskich boisk. Zderzyli się oni ze ścianą, której nie zniszczy nawet wślizg Lee Cattermola . Ze ścianą zwaną „nieprzewidywalnością”.
Dzisiejsze stracie „Lisów” z „Łabędziami” nie powinno jednak być przedzielone ową ścianą. Sprawa, czysto teoretycznie, rysuje się bardzo przejrzyście. Oczywiście dla Leicester. Oni nie przegrali ani razu. Ba! Punkty stracili tylko z Manchesterem United. Swansea natomiast…ostatnie 5 meczów, to tylko jedno zwycięstwo. I to z tragiczną Aston Villą. Jamie Vardy, to Twój czas. Znowu. Tym razem o 16:00.
2. Co ja robię tu? Poor, poor McClaren. Ekipa doświadczonego, żeby nie rzec leciwego Anglika nie ma się, krótko i nieco ogólnie mówiąc, dobrze.
Eh, dobra. Jest poprostu tragicznie. Drugi najgorszy zespół w całej angielskiej ekstraklasie. Absolutnie zwalająca liczba 4 punktów w ostatnich 5 meczach. Piorunująca gra, szczególnie w starciu z Bournemouth, które Newcastle wygrało, Elliot jeden tylko wie, jakim cudem. Przegenialna ofensywa strasząca rywala wielką liczbą gola na mecz. Do tego dołóżmy defensywę tracącą bagatela ponad 2 bramki na mecz. Mistrzostwo Europy, takie jak to angielskie z 2008 roku.
Spotkanie Newcastle z Liverpoolem to nie będzie żaden mecz sezonu. Zanosi się na zwyczajny gwałt, którego skrót będziecie mogli oglądać na RedTube. Kogo więc mogę jeszcze zachęcić tym spotkaniem? Nie tylko fanów „filmu akcji”, ale też tych którzy będą chcieli zobaczyć prawdopodobnie jeden z ostatnich meczów McClarena jako szkoleniowca „Srok”. Gra wstępna rozpocznie się równiutko o 17 w niedzielę, więc wyspowiadajcie się lepiej na zapas.
3. Ostatni skalp. Jest z nami Liverpool, jest z nami City, jest z nami Arsenal, jest z nami Chelsea, gdzie jest ku** United?!
Tylko ten jeden klub ostał się z Wielkiej Piątki. Tylko podopieczni Louisa van Gaala nadal nie przegrali z nieobliczalną maszyną Slavena Bilicia. Wszystko może zmienić się już dziś, w sobotę. Okazja jest dość…zwyczajna. Otóż West Ham czeka na ligowe zwycięstwo nad „Czerwonymi Diabłami” już od 07. 2007 roku. Szansa jest tym większa, że team Holendra jest po prostu słaby. Pozorna siła wynikająca z marki i przypadkowych, ale jakże ważnych zwycięstw, nie może przysłonić cholernie wielkich braków tego zespołu. Wszystkiego sam Carrick nie naprawi.
Nie można jednak od razu przyznawać „Młotom” 3 punktów, nawet jeśli tego bardzo chcemy. Mają oni bowiem swoje duże i to naprawdę duże problemy. Prócz sromotnej porażki ze Spurs, doszło do remisu z Evertonem i West Bromem, a także wpadki z Watfordem(1:2). Nie tak to miało wyglądać, zdecydowanie inaczej sobie to wyobrażano po ostatnim ligowym zwycięstwie nad…Chelsea, odniesiony jednak w październiku. Szmat czasu.
Pora jednak naprawić swoje błędy i wrócić na dobre tory przynajmniej na chwilę. United jest gotowe. Jedzie przez wąwóz spokojnie, ale jeszcze nie wie, że o 16 szykowany jest atak. Zastępy wielonarodowościowych Indian pod batutą chorwackiego wodza wyruszą na swoje ostatnie tak ważne łowy. To będzie ich ostatni skalp do iście imponującej kolekcji.
4.Raz,dwa,trzy,podaję Ci! W zeszłym tygodniu zachwycałem się nad formą Mesuta Ozila i choć Niemiec nadal zasługuje na oklaski (klap,klap) to jest jeszcze jeden jegomość dla którego miło zasiąść przed ekrany.
Ross Barkley, to w tym sezonie nie tylko kluczowa postać Evertonu, ale też zawodnik, którego można określić mianem dominatora środka pola. Przegląd, dobry strzał, szybkość decyzji i błyskotliwość do jedne z najważniejszych autów Anglika…no i przed sobą ma Romelu Lukaku, który robotę robi po prostu niezwykłą.
W czternastu meczach obecnego sezonu zdobył Barkley już aż 6 bramek i dołożył do tego naprawdę solidną liczę 5 asyst. W przeliczeniu na minuty daje nam to co najmniej jedną godną uwagi akcję na 113 minut gry. Naprawdę dobry rezultat.
Poprawa może nastąpić w, moim zdaniem, meczu bieżącej kolejki. Everton spotka się w niej z Crystal Palace. Obydwa zespoły mają w sobie gen walki do końca, obydwa potrafią zaprezentować naprawdę ciekawe i otwarte widowisko. Tego spodziewam się też w poniedziałek o 21:00, szczególnie po tym co wyprawiali podopieczni Martineza z Barkleyem na czele, w meczu z Bournemouth.
5. „Spieprzaj z tego grajdołu Mariusz!”. Kolejny menadżer, który przyszedł, miał odmienić, a jest tak samo jak wcześniej. Oj ty moja Aston Villo.
Remi Garde przychodził do Premier League z łatką trenera dobrego, ale z całą pewnością nie wybitnego, ani nawet nie bardzo dobrego. Ot, jeden z wielu. W Birmingham wiązano z nim jednak olbrzymie nadzieje. Nadzieje o zamku na skale. Wyszedł im dom na piasku.
To jest po prostu tragedia. Najmniej punktów? Aston Villa. Drużyna, która obok Stoke ma najmniej zdobytych bramek? Aston Villa. Najmniej zwycięstw w lidze? Aston Villa. Jedynie statystyka straconych goli nie jest fatalna w całości, bo podopieczni Francuza wyprzedzają w tej klasyfikacji Bournemouth i Newcastle United. Ktoś tu jednak chyba zapomina, że defensywą nie da się wygrać meczu.
Jasne, nie można tego wszystkiego zrzucić na karb byłego szkoleniowca Lyonu, lecz nie wniósł on jakiejkolwiek poprawy do drużyny z Birmingham. Nie wniósł on kompletnie nic… no, może wygląda inaczej niż Janusz Tracz Tim Sherwood. To jednak zdecydowanie za mało.
Szansa na podwojenie swojego dorobku zwycięstw nadarzy się już o 16 w starciu z Soton. „Święci” też mają swoje problemy w tej kampanii ligowej, lecz są one zdecydowanie mniejsze niż to z czym boryka się Aston Villa. Nie może jednak być tak źle przez cały czas, dlatego warto zasiąść przed ekranem komputera i obejrzeć być może wreszcie odmienioną drużynę. Albo Mariusz posłucha rady ojca i wyjdzie z tego grajdołu najszybciej jak to możliwe.