Z angielskich boisk: Istnieje życie po Mourinho

To, co wydawało się do niedawna niemożliwe, stało się faktem. Chelsea resztę sezonu spędzi bez Jose Mourinho, który w środę przestał pełnić funkcję menedżera „The Blues”. Całość 17. kolejki gier dopięło starcie na Emirates pomiędzy Arsenalem i Manchesterem City, które – jak na hit przystało – podarowało nam w poniedziałkowy wieczór masę emocji.

Istnieje życie po Mourinho

Pierwszy raz od maja 2013 roku bez Jose Mourinho. W obecności Guusa Hiddinka (nowego tymczasowego mendżera), Romana Abramowicza, Didiera Drogby (przymierzanego do sztabu Hiddinka) i ze Stevem Hollandem przy linii bocznej. To wszystko pokłosie wydarzeń z połowy tygodnia, gdy po raz drugi w przeciągu ośmiu lat Roman Abramowicz ściął głowę „The Special One”. Najbardziej decyzję właściciela „The Blues” skrytykowali kibice. Ponad 40-tysięczne Stamford Bridge skandujące nazwisko Portugalczyka (po strzelonych bramkach przez Chelsea – na ironię losu – jeszcze głośniej), specjalnie przygotowane banery oskarżające także piłkarzy (Trzy szczury: Hazard, Fabregas, Costa) czy odzew w stronę piłkarzy: „gdzie byliście, kiedy byliśmy gównem?”. W takiej scenerii został rozegrany mecz, który notabene stał na bardzo wysokim poziomie ze strony Chelsea. Piłkarze po zwolnieniu Portugalczyka zareagowali jak psy spuszczone z łańcucha, chcąc udowodnić kibicom, a może i samemu Portugalczykowi, że nie zapomnieli swoich umiejętności. Błyszczał przede wszystkim Oscar, ale na pochwały zasługuje także dwójka innych ofensywnych pomocników, czyli Pedro i Willian. Chelsea wygrała, choć w dużej mierze jest to też zasługa fatalnego w defensywie Sunderlandu. Ekipa „Big Sama” była niejednokrotnie masakrowana przez drużynę z Londynu. Honor uratował Fabio Borini, były piłkarz „The Blues”, który po zdobyciu bramki nie omieszkał jakie barwy prezentował w przyszłości.

ratsss

Ciemne chmury nad van Gaalem

W poprzedniej kolejce z Bournemouth, teraz z Norwich. Louis van Gaal, jak i cały Manchester United w przeciągu tygodnia ponosi dwie porażki z beniaminkami – co trzeba dodać, po raz pierwszy od 69 lat. Porażka o tyle gorzka, że pierwsza w tej kampanii na własnym stadionie, w dodatku okraszona niezwykła agonią w defensywie. Przy pierwszej, jak i przy drugiej bramce defensywę przewodzącą przez Smallinga załatwił Cameron Jerome, jedna z największych fajtłap poprzedniej kolejki, która najpierw sama w dość dziecinny sposób ograła obronę Manchesteru i wbiła bramkę w prawy róg De Gei, by następnie, już w drugiej połowie, skorzystać z nieroztropności Rooneya i podać do niepilnowanego Alexandera Tetteya. Ekipa van Gaala odpowiedziała zaledwie raz. Trzy punkty dla gości, a dla menedżera Diabłów tydzień plotek o jego następcy, do którego przymierzany jest Jose Mourinho. Sześć meczów bez wygranej – trzeba przyznać, że być w skórze Holendra byśmy nie chcieli.

Zabójcze trio

To już pewne – w Boxing Day ekipa, która dokładnie rok temu zamykała tabelę Premier League, do następnej kolejki przystąpi w roli lidera angielskiej ekstraklasy. Wszystko za sprawą kolejnego rewelacyjnego zwycięstwa, tym razem na Goodison Park, gdzie „Lisy” pokonały Everton. Główne postacie? Riyad Mahrez, Jamie Vardy oraz…Shinji Okazaki. Cała trojka miała udział przy wszystkich bramkach dla drużyny z King Power Stadium. Liderzy dość skrzętnie wykorzystali błędy w defensywie gospodarzy. Przy pierwszej bramce nie popisał się Ramiro Funes Mori, przy drugiej minięty z łatwością przez Vardy’ego został John Stones, co ostatecznie doprowadziło do interwencji i sprokurowania rzutu karnego przez Howarda, zaś przy trzeciej zawaliła już cała obrona, na czele z Seamusem Colemanem. Dla Evertonu trafił oczywiście Romelu Luakku oraz dawno zapomniany już Kevin Mirallas. Everton po raz kolejny nie zdobywa kompletu punktów. Po trzech remisach z rzędu, teraz przyszedł czas na porażkę. Czy Roberto Martinez musi zacząć powoli myśleć nad jakimiś zmianami?

Liverpool, Liverpool, ach to Ty

Chciałoby się zaśpiewać bezradnym głosem. Nacechowana bezradnością i napakowana błędami w obronie ekipa „The Reds” tym razem dostała solidnego łupnia od Watfordu, głównie za sprawą Odiona Ighalo. Nigeryjczyk tak świetnie bawił się dziś z Martinem Skrtelem i Mamadou Sakho, że dwójka stoperów Liverpoolu przed kolejnym starciem przeciwko ekipie z Vicarage Road, zażyje całą fiolkę Aviomarinu. Pomimo fatalnej gry, Liverpool trzeba usprawiedliwić z powodu błędu sędziowskiego Marka Clattenburga. Angielski sędzia nie powinien w żadnym wypadku uznać bramki Nathana Ake z powodu faulu na Adamie Bogdanie. Tak się jednak nie stało i następnie do głosu doszedł wspomniany wyżej Ighalo, który dwa razy skarcił apatyczną defensywę rywali. Jurgen Klopp powoli może zacząć myśleć, że przejęcie drużyny w czasie trwania sezonu to jedna z jego najgorszych decyzji w karierze. Statystyki Niemca na Anfield idealnie to dokumentują.

ighalo

Coraz bardziej dojrzały Arsenal

Drużyna Arsene Wengera w 2015 roku grała osiem spotkań przeciwko Chelsea, Manchesterowi City oraz Manchesterowi United. Ile z nich wygrała? Pięć, ulegając zaledwie raz (Chelsea, na Stamford Bridge we wrześniu tego roku). To pokazuje, jak bardzo „dzieciaki” Francuza dojrzały. To już nie są nieopierzeni chłopcy, to po prostu faceci, dla których radości nie przynosi już sama widowiskowa gra, ale także dobre wyniki. Mimo to w końcówce spotkania mogliśmy oglądać zwyczajny Arsenal, kiedy to przez 10 minut kibice „Kanonierów” błagali Boga o brak wyrównującej bramki dla „Obywateli”, którzy nawet pomimo słabej gry, mogli z Emirates wyrwać jeden punkt. Swoje w hitowym starciu 17 kolejki zrobił oczywiście Mesut Oezil (15 asyst w sezonie!), i o ile te asysty (szczególnie pierwsza) nie były najwyższych lotów, to sama gra Niemca po raz kolejny łamię tezę o znikaniu przez rozgrywającego w wielkich spotkaniach. Wraz z coraz to głośniej nadchodzącymi plotkami o letniej roszadzie na stołku menedżera Manchesteru City, Manuel Pellegrini może czuć się coraz bardziej przybity. Jego drużyna nie prosperuje już tak, jak choćby robiła to na początku sezonu. Głównie mowa tutaj o wyjazdowych spotkaniach, gdzie „Obywatele” są niemal odłączeni od prądu przez większość meczu. Na pięć ostatnich starć poza Etihad nie wygrali ani jednego, strzelając zaledwie dwie bramki. Czy może być gorzej?

Defensywa City podczas jednej z akcji Arsenalu jako podsumowanie gry defensywnej "Obywateli"
Obrona City podczas jednej z akcji Arsenalu jako podsumowanie gry defensywnej „Obywateli”

Gracz kolejki: Odion Ighalo

Nigeryjczyk po tym jak w poprzedniej serii gier zabawił się z obroną Sunderlandu, tym razem stanął w szranki z Mrtinem Skrtelem i Mamadou Sakho. Dwie bramki napastnika Watford na Vicarage Road zamknęły spotkanie i przesunęły beniaminka na 7. lokatę w tabeli, a sam Ighalo może pochwalić się już 12. bramkami w tym sezonie.

Wpadka kolejki: Mark Clattenburg

Co jakiś czas Premier League staję się wylęgarnią błędów arbitrów. Tym razem Mark Clattenburg nieprawidłowo uznał bramkę Nathana Ake w spotkaniu Watford z Liverpoolem. Holender nieprzepisowo zaatakował Adama Bogdana, co spowodowało wypuszczeniem piłki z rąk przez Węgra. Absurdalna decyzja.

Bramka kolejki: Yaya Toure vs Arsenal

Gdy wszystkie znaki na niebie wskazywały, że Manchester City nie wstanie z kolan po dwóch ciosach Arsenalu, Yaya zrobił właśnie „to”. Magia.

Jedenastka 17. kolejki:

11 kolejki BPL 17

Po sobotnich spotkaniach pewne miejsce w jedenastce miał 20-letni Nathan Ake, który oprócz (co prawda nieprawidłowo uznanego) gola zagrał świetny mecz przeciwko „The Reds”, ale poniedziałkowe spotkanie Arsenalu i popis Nacho Monreala mówił sam za siebie. Również w linii pomocy szlagier tej kolejki mógł nieco namieszać w naszym zestawieniu, ale ostatecznie Aaron Ramsey został przez nas uznany za mniej efektywnego niż Oscar czy Dele Alli. Brazylijczyk w starciu z Sunderlandem zagrał najlepszy mecz swojego sezonu, pokazując, że potencjał, jakim dysponuje jest na bardzo wysokim poziomie.

[socialpoll id=”2318329″]

[socialpoll id=”2318330″]

[socialpoll id=”2318331″]