Kiedy cały świat zdaje się na chwilę odrobinę zwalniać, liga angielska podąża swoją drogą i mimo częstych narzekań ze strony menedżerów, czy samych zawodników wrzuca wyższy bieg. Czas wreszcie na Boxing Day – kwintesencję świąt dla fanów Premier League.
Święta Bożego Narodzenia przez lata straciły w moim przypadku pewnego rodzaju magię. Możecie to potępić, ale wydaje mi się, że kluczowy był moment kiedy dowiedziałem się, że to nie Dzieciątko w magiczny sposób podrzuca prezenty… Aakurat w czasie kiedy musiałem iść umyć ręce, a paczki niespodzianki zamieniły się w koperty. Tak, może to i materialne podejście, ale właśnie to wpływa na magiczną atmosferę tego okresu wśród dzieciaków. Oczywiście teraz miło jest posiedzieć z rodzinką, delektować się jedzeniem i po raz tysięczny przeżywać historię chłopca zostawionego samemu w domu, ale umówmy się: ileż można?
Kiedy odbębnicie jednak Wigilię i Pierwsze Święto, zakończycie wszelkie spotkania z krewnymi i nie będziecie mogli patrzeć na jedzenie w jakiejkolwiek postaci, pozostanie jednak stały element, który ponownie wprowadza tę cudowną atmosferę, kiedy zasiadam głęboko w fotelu, zapinam pasy i przez cały dzień nie ma mnie dla nikogo. Angielski Boxing Day, nasz Drugi Dzień Świąt. Zwał jak zwał, ulubiony świąteczny czas tysięcy fanów piłki, kiedy prezenty wręcz spadają z nieba… A może raczej wpadają do siatki?
A wpadło ich już we wspólnej historii Premier League i Football League ponad 10 tysięcy w 3520. meczach, które toczyły się 26 grudnia przez 127 lat. Tradycję zapoczątkowano jednak trochę wcześniej, jeszcze przed utworzeniem Football League, kiedy to w 1860 roku dwa najstarsze kluby piłkarskie Sheffield FC oraz Hallam FC rozpoczęły zwyczaj, bez którego nie wyobrażamy sobie dzisiaj tego dnia. Wtedy triumfował Sheffield, strzelając na wyjeździe dwie bramki i nie tracąc żadnej. Co jednak sprawiło, że mimo nieustającej krytyki ze strony menedżerów czy ekspertów Premier League w Boxing Day stało się tak popularne?
W tej chwili to już tradycja i za każdym razem, kiedy mówi się o wprowadzeniu w Anglii przerwy świątecznej, fani reagują bardzo impulsywnie i kategorycznie nie godzą się na zmiany. Bądźmy jednak szczerzy, nikt z włodarzy czy to Premier League, czy FA nie zrezygnuje z takiego kalendarza, ponieważ niesie on za sobą zbyt duże korzyści biznesowe. Stadiony zawsze są wypełnione po brzegi, a miliony ludzi na całym świecie w ten sposób wypoczywa przed telewizorem, co wydaje się być bardzo łakomym kąskiem dla reklamodawców. Możemy być więc spokojni, nikt nie odbierze nam tego zwyczaju, niezależnie od tego jak mocno narzeka Louis van Gaal, czy inni menedżerowie odwiedzający Anglię.
A czego spodziewać się w tym roku? Może 66 bramek? By dorównać zespołom występujących w First Division w 1963, kiedy to między innymi Ipswich Town pozwoliło strzelić Fulham aż 10 bramek? 17 bramek w jednym meczu czego dokonali piłkarze Tranmere Rovers i Oldham Athletic, których to spotkanie w 1935 roku zakończyło się wynikiem 13:4? Czy może 195 bramki samobójczej w historii tych spotkań? Fanów Liverpoolu uspokajamy, Martin Skrtel będzie pauzował przez następne sześć tygodni i jego występ jest wykluczony. Niezależnie co zobaczymy, tego dnia jak już wspominałem, nie ma mnie dla nikogo.