Jesteśmy na półmetku sezonu ligi angielskiej, każdy grał już z każdym, a to idealna okazja, żeby przeanalizować tabelę. Nie wydaje wam się, że jest ona w tym roku… dziwna? Taka niespotykana, jakby coś było nie tak. Na pierwszym miejscu Arsenal, na drugim Leicester, na czwartym Tottenham, na piątym Crystal Palace. Ale jak to? Dlaczego? Gdzie jest Manchester United, Chelsea, Liverpool? Trzeba trochę przescrollować w dół, aby znaleźć wszystkie te drużyny.
Skład wielkiej czwórki
Kilkanaście lat temu ktoś wymyślił, że do TOP4 angielskiej piłki zalicza się Manchester United, Arsenal, Liverpool i Chelsea. Potem ta teoria ewoluowała, bo przecież do czwórki zaczął dobijać się Manchester City oraz Tottenham. Przez jakiś czas mogliśmy słyszeć o BIG6, czyli wielkiej szóstce, w składzie właśnie z tymi dwoma, „nowymi” drużynami. Teraz wszystkie te teorie szlag trafił. Liverpool popadł w przeciętność, Chelsea przeżywa ogromny kryzys i prawdopodobnie zabraknie jej w następnym sezonie nawet w europejskich pucharach. Do głosu doszły drużyny, których nikt by o to nie podejrzewał. Wszyscy znamy historię o „Lisach” z King Power Stadium, więc oszczędzę sobie pisać, czego dokonują jako drużyna oraz jakie rekordy biją ich zawodnicy. Teraz jadąc na potyczkę z drużyną Claudio Ranieriego należy się bać, a cieszyć się można, jeżeli w delegację do naszego ulubionego klubu przyjeżdżają „The Blues” lub „Czerwone Diabły”. Co prawda mało osób wierzy w mistrzostwo dla Marcina Wasilewskiego i jego kolegów, ale gra w Lidze Mistrzów jest jak najbardziej realna.
Najsłabszy lider od lat
Po 19. kolejkach na czele tabeli znajduje się Arsenal. Kanonierzy zgromadzili 39 punktów z bilansem dwunastu zwycięstw, trzech remisów i czterech porażek. W przeciągu ostatnich kilku lat, zespół prowadzący po dziewiętnastu meczach, miał na koncie maximum trzy porażki oraz miał minimum czterdzieści jeden punktów. To najlepiej pokazuje sytuacje z jaką mamy do czynienia. W tym sezonie nie ma jednego, głównego faworyta do tytułu mistrzowskiego. Nie ma również walki dwóch, trzech drużyn, które pokonują kolejnych rywali. W tegorocznej kampanii każdemu powinęła się już noga, każdy pokazał swoje braki, które były większe lub mniejsze. Oznacza to, że tytuł może przypaść każdemu z pierwszej czwórki, a może będziemy świadkami sensacji i ligę wygra zespół, który teraz znajduje się poza pierwszą czwórką? W tym sezonie naprawdę wszystko jest możliwe, emocje czekają nas do samego końca, ale chyba nie takie jakie byśmy chcieli, no bo chyba wyścig drużyn z Manchesteru, zakończony golem na wagę mistrzostwa w ostatniej minucie autorstwa Sergio Aguero, to znacznie ciekawsze zakończenie sezonu, niż przypadkowa porażka lub zwycięstwo jakiejś drużyny, prawda?
Na samym dole też jakoś inaczej
Swego rodzaju rekordy bije nawet ostatnia obecnie w tabeli Aston Villa. Zgromadziła ona do tej pory zaledwie osiem punktów, a na swoim koncie ma tylko jedno zwycięstwo, które odniosła na samym początku sezonu z Bournemouth. W poprzednich latach ostatnie zespoły po zakończeniu 19. kolejki miały po trzy lub cztery zwycięstwa, a na ich koncie znajdowało się minimum trzynaście punktów. Z tego schematu wyłamały się w sezonie 2012/13 drużyny Reading i QPR, które miały po jednym zwycięstwie, ale za to miały dziesięć punktów. Skoro „The Villans” mają w tym momencie jednocyfrową zdobycz punktową, to ich sytuacja jest naprawdę tragiczna.
Tak więc podsumowując – jesteśmy świadkami bardzo dziwnego sezonu. Sezonu, w którym każdy jest na swój sposób słaby. Nie ma hegemona, zdecydowanego faworyta, którego wszyscy się boją. Być może taki ukształtuje się w drugiej połowie sezonu, ale na razie próżno go szukać. Tym bardziej ciężko prorokować, kto będzie mistrzem Anglii oraz kto awansuje do europejskich pucharów.