Wtedy gdy we wszystkich ligach piłkarze dostają wolne, by naładować baterię, spędzić ze swoimi rodzinami święta Bożego Narodzenia oraz Nowy Rok, to w Premier League zawodnicy dostają podwójną dawkę meczów do rozegrania. Oprócz Wigilii nie mam mowy o choćby dniu odpoczynku. Już w pierwszy dzień świąt ruszają treningi, by przygotować się do kolejki w Boxing Day.
Niektóre zespoły rozgrywały nawet cztery spotkania w ciągu dziesięciu dni. To naprawdę duży wysiłek dla organizmu i przy nierozważnym rotowaniu składem, menedżer może dopuścić do kontuzji danego zawodnika. Od 19 grudnia do 3 stycznia wszystkie zespoły rozegrały po cztery spotkania. Podczas tego okresu można wiele zyskać, ale ty samo stracić. Dwa zwycięstwa w ciągu dwóch dni mogą cię wywindować o kilka miejsc w górę tabeli, ale dwie porażki mogą sprawić, że będziesz w poważnych tarapatach. Jeszcze gorzej, gdy zespół nie ma formy przez cały ten czas i w raptem 12 dni ucieknie potencjalne dwanaście punktów. To właśnie w tym okresie często walka o tytuł nabierała rozpędu. Mięczaki odpadały, twardziele zostawali dalej w grze i coraz bardziej się oddalali. Na dole tabeli niektórzy trenerzy ratowali swoje posady, a inni godzili się ze zwolnieniem lub późniejszym spadkiem. Komu w tym roku poszło najlepiej, a komu najgorzej? Kto najwięcej zyskał, a kto stracił? Tak prezentuje się tabela okresu świąteczno-noworocznego, którą za chwilę sobie wnikliwie przeanalizujemy:
Zdecydowanie najwięcej w końcówce grudnia udało się osiągnąć Norwich. Podopieczni Alexa Neila wygrali w trzech z czterech spotkań i znacznie polepszyło to ich sytuację. Jeszcze tydzień przed świętami byli w strefie spadkowej, a teraz są sześć punktów nad nią. „Kanarkom” pozwala to na chwilę odpoczynku i spokojniejsze gromadzenie punktów, bo nie grają już z nożem na gardle. Kto wie, czy to właśnie gra na przełomie roku nie zadecyduje o ich utrzymaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Drugą drużyną, która najwięcej zyskała, jest Arsenal. „Kanonierzy” przez te cztery kolejki awansowali na fotel lidera i jeszcze udało im się wyrobić dwupunktową przewagę nad Leicester oraz trzypunktową nad Manchesterem City. W tej sytuacji akurat, gdyby Arsenal zdobył mistrzostwo, nie moglibyśmy powiedzieć, że to był kluczowy moment sezonu, ale i tak mimo porażki 0:4 z Southampton, fani drużyny Wengera mogą być bardzo zadowoleni z dyspozycji swoich pupili.
Analizując powyższą tabelę nie można pominąć jej zwycięzcy, czyli drużyny Tottenhamu. Skok „Kogutów” w górę tabeli nie był największy, bo awansowali z piątego miejsca na czwarte, oraz zmniejszyli stratę do lidera do sześciu „oczek”. Nie umniejszamy jednak wyniku podopiecznych Mauricio Pochettino, bo trzy zwycięstwa oraz remis w tak krótkim odstępie czasu zasługuje na duże uznanie. Nikt sobie lepiej od nich nie poradził, a do kompletu zwycięstw zabrakło trochę większej skuteczności we wczorajszej potyczce z Evertonem.
Kogo jeszcze warto pochwalić? Na pewno Chelsea, która nie przegrała ani razu i zdobyła satysfakcjonującą liczbę ośmiu punktów. To spory progres w porównaniu do gry „The Blues” jeszcze miesiąc temu. Solidnie zaprezentował się również West Ham, który cały czas musiał radzić sobie bez Dimitri’ego Payeta, który zagrał tylko w końcówce ostatniego spotkania. Nieco gorzej powiodło się Manchesterowi City, od którego mogliśmy spokojnie wymagać przynajmniej trzech zwycięstw. Swoich kibiców nie zachwycili też piłkarze Stoke, WBA i Liverpoolu, ale dwa zwycięstwa i dwie porażki to przecież nie najgorszy wynik, mogło być zdecydowanie gorzej…
Co do tych gorszych, to z pewnością największy zawód sprawiły drużyny Leicester i Manchesteru United. „Lisy” zdobyły zaledwie pięć „oczek” i kosztowało to je utratę pozycji lidera. „Czerwone Diabły” zdobyły jeszcze mniej punktów, bo tylko cztery, ponosząc dwie porażki i tylko raz wygrywając. Oznacza to, że spadli oni z czwartego na piąte miejsce, a ich strata do lidera powiększyła się o trzy „oczka”. Swoje miejsca w tabeli przez napięty terminarz potraciły również zespoły Watfordu, Crystal Palace, Bournemouth, Evertonu oraz Southampton.
Zupełnie najgorzej poszło jednak okupującym miejsca w strefie spadkowej Sunderlandowi, Aston Villi i Newcastle. Remy Garde to jeden z tych trenerów, który po okresie świąteczno-noworocznym może być pewien spadku swojej drużyny do Championship. „The Villans” już chyba nic nie może uratować i powoli muszą się godzić ze spadkiem do niższej klasy rozgrywkowej. Sunderland też pogorszył swoją sytuację, ale z niej jeszcze da się wyjść. Jeżeli „Czarnym Kotom” przydarzą się trzy, cztery dobre mecze z rzędu, to nie powinni mieć problemów by ze strefy spadkowej się wydostać. Zupełnie najgorzej jednak zaprezentowała się ekipa Newcastle. „Sroki” w czterech jakże ważnych spotkaniach zdobyły zaledwie jeden punkt i z bezpiecznego piętnastego miejsca spadły na osiemnaste. Z tego względu mają oni do bezpiecznych lokat najbliżej, ale jeżeli nie poprawią swojej gry, to mogą spaść z hukiem.