Piłka nożna nie jest sprawiedliwym sportem. Nigdy nie była. Między innymi dlatego wciąż jest tylu bukmacherów, którzy świetnie sobie radzą i powiększają zyski. Nigdy nie wiadomo, czy outsider nie sprawi niespodzianki i nie wydrze punktów murowanemu faworytowi. Piłka to nie skoki narciarskie, gdzie formy nie traci się z dnia na dzień. To też nie Formuła 1, tam najmocniejsze zespoły dominują przez lata. Piłka nożna to zlepek setek (ba, tysięcy!) decyzji podejmowanych w ułamku sekundy, gdzie o powodzeniu podania lub strzału decydują milimetry różnicy w ułożeniu stopy. Czy zatem Walia, jako debiutant na Euro, może czuć się zawiedziona odpadnięciem z Portugalią?
Rok 2011 zbliża się ku schyłkowi, świat sportu obiega tragiczna informacja – selekcjoner reprezentacji Walii, Gary Speed, popełnia samobójstwo w wieku 42 lat. Świetny niegdyś piłkarz, do 14 lutego 2009 rekordzista pod względem ilości występów w Premier League. Po czasie żałoby, szoku i niedowierzania, nadchodzi moment, kiedy trzeba wybrać nowego selekcjonera. Niecałe 2 miesiące po tragicznych wydarzeniach wybór pada na Chrisa Colemana, który wcześniej trenerskiego fachu uczył się w Fulham, Realu Sociedad, Coventry City i greckiej Larisie.
Nie ciążyła na nim wielka presja – w końcu Walia na wielkim turnieju nie grała od 1958 roku. W piłce nożnej są to czasy niemal prehistoryczne. Początki z resztą sprowadziły walijskich fanów na ziemię – 5 kolejnych porażek z rzędu, z fatalnym bilansem bramkowym (1-13). Przełomem okazała się najwyższa porażka Walii w XXI wieku, 1:6 z Serbią. Po czymś takim 90% trenerów by zrezygnowało, ale nie Coleman. Znany ze swej charyzmy, postanowił drastycznie zmienić metody, po tym jak wcześniej starał się niczego nie zmieniać, czując że to wciąż drużyna należąca do jego tragicznie zmarłego przyjaciela z dzieciństwa. Odebrał opaskę kapitana Ramseyowi na rzecz Williamsa, zaczął uczyć swoich zawodników taktycznego reżimu, co było jego obsesją, gdy sam jeszcze był zawodnikiem. Jakie były tego efekty, wie każdy fan piłki nożnej. Drugie miejsce w eliminacjach EURO 2016 i bezpośredni awans na turniej rangi mistrzowskiej. Pierwszy, od 58 lat…
Jak radzili sobie debiutanci w przeszłości? Od 1960 roku, w turnieju finałowym brały udział 4 zespoły. Od drugiej edycji, mistrzami zostawali debiutanci. Kolejno Hiszpania, Włochy, RFN. Jednak nie był to system, który znamy. W turnieju finałowym brały udział tylko cztery drużyny, po wcześniejszych skomplikowanych eliminacjach. Faza grupowa (dwie grupy, po 4 drużyny) pojawiła się dopiero w 1984 roku, po niej zaś od razu rozgrywano półfinały. W tym systemie, tylko Holandia jako debiutant w 1988 roku potrafiła dojść do finału, na dodatek wygrywając go.
Więcej zespołów pojawiło się w 1996 roku (16). Wtedy to „półdebiutant”, Chorwacja uniezależniona od Jugosławii wyszła z grupy, jednak odpadła od razu w ćwierćfinale.
Rok 2008 – debiut Austrii i Polski. Obie drużyny zdobywają punkt, zajmując w grupie B odpowiednio trzecie i czwarte miejsce. Rok 2012 – debiut Ukrainy zakończony dorobkiem 3 pkt. i trzecim miejscem w grupie C.
Tegoroczne Euro to wysyp nowicjuszy, jednak spowodowane jest to uczestnictwem 24, a nie jak dotychczas 16 drużyn. Znamy losy Albanii, Słowacji, Irlandii Północnej, walecznej Islandii i właśnie Walii, która jako kolejny debiutant, zaszła najdalej. Oczywiście, Walijczycy mogą czuć niedosyt (podobnie jak Polacy), będąc w tej części turniejowej drabinki, mając za rywala Portugalię, o której nie można powiedzieć, że zachwyca. Jednak patrząc obiektywnie, w składzie Smoków jest tylko dwóch piłkarzy światowego TOPu. Dochodzi do tego kilku zawodników z Premier League, jednak większość pozycji ma po prostu słabą obsadę. Porównując chociażby do reprezentacji Polski, a za Bale’a i Ramseya wstawiając Lewandowskiego i Krychowiaka, mamy lepszych bramkarzy, stopera który swoją postawą zapracował na transfer do Monaco, Piszczka, którego drugi raz wybrano do 11 sezonu Bundesligi, doświadczonego Błaszczykowskiego, rządzącego nie tak dawno na prawym skrzydle w BVB, Milika, najlepszego strzelca Ajaxu, wciąż bardzo młodego i niezwykle utalentowanego. Patrząc na to, naprawdę nie można nie być pełnym podziwu dla Walii, która mimo iż „na papierze” w większości meczów była słabsza, swoją determinacją, mądrością taktyczną, duchem zespołu, potrafiła zajść tak daleko. Biorąc pod uwagę historię, z wyłączeniem turniejów gdzie grały po 4 drużyny, tylko Holandia okazała się lepszym debiutantem na Euro.
Najwidoczniej świadomy tego jest również największy gwiazdor reprezentacji, Gareth Bale. Grając na co dzień w Realu Madryt, z pewnością jest przyzwyczajony do innych standardów, jednak na francuskim turnieju – jak na lidera przystało – wziął ciężar gry na swoje barki i zrobił to świetnie.
No regrets tonight, we gave everything. Thank you for all the support!! #TogetherStronger ? pic.twitter.com/rtYkPzunri
— Gareth Bale (@GarethBale11) July 6, 2016
Niczego dziś nie żałujemy, daliśmy z siebie wszystko. Dziękujemy Wam za wsparcie!