Sylwia Siry z ramienia Bayernu Monachium
Szykuje się nam wspaniały pojedynek. Naprzeciw siebie staną dwie piłkarskie potęgi, których celem jest wywalczenie przepustki do FINAŁU LIGI MISTRZÓW. O tym, jak prestiżowe i dochodowe są te rozgrywki chyba nie muszę wspominać. Jest o co walczyć i jestem przekonana, że obydwie drużyny zrobią wszystko, co w ich mocy, by mieć co tej nocy świętować. Już za kilka godzin kilkudziesięciotysięczna armia kibiców przejdzie się po ulicach Monachium ze śpiewem na ustach. Zabrzmią głosy, wystrzelą szampany, a piwo będzie się lało strumieniami. Tak – uważam, że dzisiejszego wieczoru niemiecki czołg boleśnie przejedzie się po hiszpańskim bolidzie i dosłownie zmiecie go z powierzchni Ziemi.
Szymon Grodzki – fan Realu Madryt
Drogi Realu i Bayernu skrzyżowały się już po raz kolejny. Wyłączając obecny sezon, ostatni raz obie drużyny spotkały się dwa lata temu na tym samym etapie, w półfinale elitarnej Ligi Mistrzów. Tamtych spotkań zarówno piłkarze jak i kibice „Los Blancos” nie wspominają dobrze. Oba mecze zakończyły się identycznym wynikiem (2:1 w Monachium i 2:1 na Santiago Bernabeu) co doprowadziło do dogrywki, która nie wyłoniła zwycięzcy, zatem seria „jedenastek” decydowała kto zagra w finale. Przestrzelony rzut karny Ramosa śnił mu się ( i mnie osobiście też) przez kolejnych kilkadziesiąt nocy. Jak wszyscy wiemy, Bayern sięgnął potem po Puchar Champions League. Lecz nie tym razem. Niemiecki czołg zostanie zatrzymany, otoczony i rozebrany na części pierwsze. Piłkarze Realu po powrocie do Hiszpanii, już na lotnisku będą witani niosącym się na cały Madryt rykiem Vente con el Real Madrid, a białe szaleństwo opanuje miasto. Dzisiejszego wieczoru wygra ekipa Carlo Ancelottiego, bo jak żadna inna zasługuje na finał i zdobycie upragnionej La Decimy.
Sylwia Siry z ramienia Bayernu Monachium
Fakt, to Bawarczycy muszą gonić wynik. Niespełna tydzień temu ktoś wrzucił porządną ilość piachu w tryby machiny z Alianz Arena, przez co ta pracowała na wolniejszych obrotach i nie spełniła do końca swojego zadania. Podopieczni Pepa Guardioli nie zdobyli żadnej bramki w pierwszym meczu, dodatkowo dali sobie wbić jednego gola, jednak to oni nadal są faworytami dzisiejszego spotkania. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo. Zacznę od tego, że mimo wyniku, jakim zakończył się mecz na Santiago Bernabeu, Bayern nie został zdominowany. Ba, to on dominował! Bawarczycy wciąż tworzyli groźne akcje, napadali na rywala i próbowali go ugryźć z każdej strony. Mimo, że drużyna straciła gola w 19. minucie spotkania, pod koniec pierwszej połowy posiadanie piłki Niemców wynosiło 74 (słownie: SIEDEMDZIESIĄT CZTERY) procent! Biorąc pod uwagę fakt, iż Real uchodzi za drużynę mocno ofensywną, jest to miażdżąca przewaga. Dziś FCB będzie nie tylko efektowny, ale i efektywny. Dodatkowo, jeśli Real będzie w rewanżu równie nieskuteczny, jak w pierwszym meczu, Niemcy już teraz mogą śmiało świętować awans do finału. Celownik Hiszpanów ostatnimi czasy wyraźnie szwankuje.
Nie zapominajmy również, iż Bayern podejmuje rywala na własnym terenie, a wiadomo, że magia Alianz Arena potrafi czynić prawdziwe cuda. Piłkarze niesieni głośnym dopingiem z trybun dostają iście anielskich skrzydeł i… iście diabelskich rogów. Takie połączenie nie wróży „Królewskim” nic dobrego… Co więcej, na podopiecznych Guardioli początkowe porażki zdają się działać szalenie motywująco. To czysty paradoks, jednak tak jest w rzeczywistości. Rozzłoszczona „Gwiazda Południa” w sekundę potrafi przejść z hibernacji, tudzież trybu czuwania, na pracę na najwyższych obrotach. A wtedy świeci najjaśniejszym blaskiem i oślepia przeciwnika. Doskonałym przykładem tego jest ćwierćfinałowe spotkanie Bayernu z Manchesterem United oraz ostatni ligowy mecz Bawarczyków z Werderem. Remis na Old Trafford nie zmotywował dostatecznie podopiecznych Guardioli, rozwścieczyła ich za to stracona w 58. minucie rewanżu bramka. Bayern jakby ocknął się z letargu i niecałą minutę później doprowadził do wyrównania. Dalsze losy tego spotkania to już klasyczna demonstracja niemieckich sił, Bawarczycy dobili angielskiego przeciwnika pewnie wbijając mu dwa następne gole. W ubiegłą sobotę było podobnie, wbrew oczekiwaniom Pep Guardiola nie zlekceważył meczu z Werderem Brema i wytypował jedenastkę bliską optymalnej. Ku zażenowaniu kibiców FCB, drużyna początkowo nie radziła sobie z ekipą Robina Dutta i przegrała pierwszą połowę 1:2. W drugiej odsłonie zobaczyliśmy jednak taki Bayern, jaki znamy z wcześniejszych spotkań Bundesligi: nie tylko dominujący, ale i skuteczny. Zespół z Alianz Arena strzelił cztery bramki i pewnie pokonał rywala 5:2. Dlaczego taki scenariusz nie miałby powtórzyć się dzisiejszego wieczoru? W takiej sytuacji „Królewscy” z zaledwie jednobramkową zaliczką nie powinni czuć się zbyt swobodnie.
Josep Guardiola nie ma problemu z kontuzjami zawodników ani ich zawieszeniami, do tego niedawno do treningów powrócił Thiago Alcantara. Myślę, że nie ujrzymy dziś tego zawodnika ze względu na to, że nie należy on do kręgu ludzi niezastąpionych, jednak w razie potrzeby szkoleniowiec Bawarczyków może na niego liczyć. Tak szeroki wachlarz możliwości to w dzisiejszym futbolu prawdziwy luksus, Alcantara ma wielu zastępców i nie są oni bynajmniej substytutami, ale prawdziwymi, mocnymi alternatywami. Na pewno nie zagrają kontuzjowani Badstuber oraz Shaqiri, nie są to jednak kluczowi zawodnicy. Krótko mówiąc: Kolego Szymonie – „Królewscy” są w niezłych tarapatach!
Szymon Grodzki – fan Realu Madryt
Źle naoliwiona monachijska maszyna powiadasz? Otóż owa maszyna zaczęła się psuć, kiedy to na siedem kolejek przed końcem Bawarczycy zapewnili sobie mistrzostwo. Dwie kolejne porażki w lidze, niepotrzebne kombinowanie z ustawieniem drużyny przez Guardiolę i zamieszanie gotowe. Wykorzystali to „Los Merengues” tydzień temu, ale nie do końca. Real jest w tej chwili na uprzywilejowanej pozycji. Ma jednobramkową przewagę, skromną, ale jednak przewagę. Tydzień temu na Santiago Bernabeu podopieczni Carletto zagrali tak, jak powinni zagrać z monachijczykami: twardo w obronie, licząc na kontry, w których są piekielnie dobrzy. Właśnie po jednej z takich zabójczych kontr, Benzema zdobył bramkę, która, jak się potem okazało, zadecydowała o wyniku. Fakt, Real pod względem posiadania piłki został zdominowany, lecz nie stłamszony. Oczywiście, że żal zmarnowanych okazji, które mogłyby zakończyć dwumecz już na Bernabeu, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ważne, że nie stracili bramki. Bayern nie ma czego u siebie szukać. Gotowy do gry, a przede wszystkim zdrowy tercet BBC jeszcze raz pokaże, na co go stać i w pięknym stylu przypieczętuje awans do finału.
Zgodzę się, Allianz Arena jest szalenie trudnym terenem do grania, ale jak mówi klasyk: nie ma twierdzy nie do zdobycia. W cuda na niemieckiej ziemi nie wierze, taki uraz uwarunkowany historią. Bayern przechodzi teraz kryzys, co widać gołym okiem. Próbuje wrócić do formy sprzed tygodni, jednak na razie opornie im to idzie. Nie oszukujmy się, co Manchester znaczy w tym sezonie? To, że piłkarze z Monachium tak męczyli się z „Czerwonymi Diabłami” dobitnie wskazuje na słabą formę drużyny. Tymczasem Real jest w wyśmienitej dyspozycji. Trzy ostatnie ligowe mecze wygrał różnicą czterech bramek, nie tracąc przy tym żadnej. Wygrana w finale Pucharu Króla z Barceloną, i to bez swojej największej gwiazdy, Cristiano Ronaldo, jeszcze bardziej podbudowała zespół. Jeśli jesteśmy przy CR7, wracający po trzytygodniowej przerwie, w meczu z monachijczykami nie pokazał zbyt wiele, nie był jeszcze w pełni sił. W związku z czym Carlo Ancelotti nie chciał ryzykować zdrowiem Portugalczyka. W ostatnim ligowym meczu z Ossasuną, Ronaldo strzelił dwie bramki wyjątkowej urody, czym wysłał Bayernowi wiadomość, że to samo może zrobić na Allianz Arena, a nie musze chyba przypominać czym to się może skończyć.
Jeżeli chodzi o sytuację kadrową „Galacticos”, ta na dzisiejsze spotkanie nie różni się niczym w porównaniu do tej sprzed tygodnia. Carlo Ancelotti nadal nie może korzystać z usług kontuzjowanych: Samiego Khediry, Jese Rodrigueza i Alvaro Arbeloi, lecz Real ma bardzo szeroką kadrę z wieloma znakomitymi zmiennikami, więc absencja ww. piłkarzy nie będzie odczuwalna. Bayern zatem może zapomnieć o obronie Pucharu, „Królewscy” są w świetnej formie i pewni swojej wartości.
Sylwia Siry z ramienia Bayernu Monachium
Czy „Królewscy” na pewno są tacy pewni swojej wartości? Ich ligowe perypetie (biorąc pod uwagę cały sezon) wcale na to nie wskazują. Bayern nie musi martwić się sytuacją w lidze, Bawarczycy już dawno zapewnili sobie kolejny tytuł mistrzowski na krajowym podwórku i spokojnie mogą skupić się na meczu z „Królewskimi”. Takiego komfortu nie mają podopieczni Carlo Ancelotti’ego, Real zajmuje aktualnie trzecią pozycję w lidze i wciąż walczy o tryumf w La Liga. Potyczki w Champions League nie tylko potęgują stres, wzrasta również presja oraz ryzyko złapania kontuzji przez zawodników. Nie zapominajmy też o tym, że aktualny szkoleniowiec Bayernu przez wiele sezonów grał przeciwko Realowi trenując Barcę, zna więc każdy słaby punkt „Królewskich”. Jest przy tym doskonałym taktykiem, co w połączeniu z jego wiedzą i doświadczeniem na pewno pomogło mu stworzyć genialny plan pokonania Hiszpanów.
Jeden z najwybitniejszych polskich poetów, świętej pamięci Tadeusz Różewicz, pisał w swoim wspaniałym wierszu: Kochani ludożercy/ poczekajcie chwilę/ nie depczcie słabszych/ nie zgrzytajcie zębami. Te słowa można odnieść do dzisiejszego spotkania na Alianz Arena. Podopiecznych Guardioli można śmiało porównać do wspomnianych w cytacie ludożerców, a osobami proszącymi ich o zwolnienie tempa i łaskę będą tego wieczoru zawodnicy Realu. Płonne „Królewskich” nadzieje, Bayern dziś narzuci mordercze tempo, zdominuje słabszych rywali, zdepcze, a na koniec po prostu pożre. Jak rasowy ludożerca. *** Dedykuję ten akapit redakcyjnemu koledze Lukaszowi_Cro – dawnemu sąsiadowi mistrza Różewicza.
Szymon Grodzki – fan Realu Madryt
Uzasadnie to krótko, acz treściwie. Bayern wydaję się być wypalony, nie będzie w stanie prowadzić równorzędnej walki z Realem. Owszem, zaatakuje, lecz nic więcej. Kryzys trwa zbyt długo, piłkarze zdają się być nie tyle zmęczeni, co przygaszeni. „Los Blancos” nie muszą atakować od początku, mają wynik i będą kontrolować spotkanie. Odsłonięty podczas ataków Bayern zapomni o defensywie, a wtedy gorzko tego pożałuje. Nie sądzę, by piłkarze byli przemęczeni, wręcz przeciwnie, emanują energią. „Galacticos” w lidze wciąż walczą o mistrzostwo, sprawa jest nierozstrzygnięta. Terminarz sprzyja drużynie, która nie podda się i do ostatniej minuty będzie toczyć bój o majstra.
Podsumowanie – Sylwia Siry:
Jeśli mowa o Niemcach, nie może zabraknąć niemieckiego akcentu. Znana na całym świecie metalowa kapela śpiewała kiedyś w swoim utworze o niemieckojęzycznym tytule: The day is coming. Armageddon’s near. Inferno coming. Can we survive the blitzkrieg? Z całą pewnością spotkanie na Alianz Arena będzie przebiegało z szybkością, precyzją i założeniami wojny błyskawicznej. Bawarczycy wykorzystają tego wieczoru element zaskoczenia i napadną na nieprzyjaciela zmasowanym atakiem. Ale czy przetrwają? Moim zdaniem tak, obstawiam wynik 2:0.
Podsumowanie – Szymon Grodzki:
Moja droga koleżanko, bardzo cenię Twoje optymistycznie podejście, lecz nie sądzę, że Real zostanie dziś zmiażdżony. Śmiem nawet twierdzić, że zaatakuje, by wydusić z Monachijczyków ostatnie tchnienie, które miało zwiastować powrót do świata żywych. Jak mawiał nasz strongman i zawodnik MMA, Mario Pudzianowski, Real tanio skóry nie sprzeda. Zarówno Guardiola jak i Bayern boją się porażki, a tej przyjdzie im doświadczyć dzisiejszego wieczoru. Stawiam wynik premiujący „Królewskich” do finału, czyli 1:1
Dla tych, co nie widzieli i nie uwierzyli, gol Karima Benzemy na Santiago Bernabeu: