Stało się coś, co nie miało prawa się stać. Braku zwycięstwa Polaków nikt nie brał pod uwagę nawet przed meczem, a tym bardziej w przerwie, kiedy to biało-czerwoni prowadzili 2:0. Kwadrans dekoncentracji okazał się jednak bardzo bolesny w skutkach.
Nie można powiedzieć, że Kazachowie wywalczyli remis wspaniałymi umiejętnościami technicznymi i w pełni na niego zasłużyli. Nic z tych rzeczy, nasi rywale grali słabo i bardzo często nie fair. Dwie bramki zawdzięczają tylko i wyłącznie dekoncentracji Polaków zaraz po przerwie. W tym czasie zdążyli dwa razy ukąsić i doprowadzić do remisu. Zupełnie odłączony od prądu był w tym okresie szczególnie Maciej Rybus, zamieszany w utratę obu goli. Żaden z podopiecznych Nawałki nie ustrzegł się błędów, ale również nie były to występy, o których każdy chciałby jak najszybciej zapomnieć. Taka forma powinna dać zwycięstwo i jestem pewien że dałaby w 9 na 10 przypadków. Niestety, nie dzisiaj.
Przede wszystkim brakowało skuteczności. Sam Milik miał trzy bardzo dobre sytuacje, w tym dwie absolutnie stuprocentowe. Mimo wszystko w ocenie obu z nich trzeba wziąć poprawkę na kilka aspektów, jak chociażby sztuczną murawę na stadionie w Astanie. Najpierw zawodnik Napoli chybił przy strzale na pustą bramkę, uderzając w poprzeczkę. Można od razu zacząć krytykować, ale zwróćmy uwagę na kozioł futbolówki tuż przed strzałem oraz fakt, że Polak uderzał swoją gorszą nogą. To oczywiście nie usprawiedliwia Milika, ale po części go tłumaczy. Za to w drugiej sytuacji miał on już piłkę na swojej lepszej, lewej nodze, ale kąt uderzenia był bardzo ostry. Bramkarz ma w takich momentach ułatwioną sytuację, bo łatwo mu zakryć większą część bramki. Tym razem z pomocą przyszedł jeszcze słupek.
Polacy sytuacji mieli dużo więcej. Te Milika były po prostu najlepsze, a do omówienia wszystkich nie starczyłoby miejsca w jednym artykule. W słupek trafił przecież Błaszczykowski, swoją sytuację miał Lewandowski, również Milik w drugiej połowie po raz kolejny próbował trafić do siatki. Ogólnie Polacy tego wieczoru oddali na bramkę Kazachów aż 17 strzałów, z tego 7 celnych. Gospodarze spotkania próbowali 6 razy, a tylko 3 z tych prób leciały w światło bramki. Teraz dopiero widać, jak bardzo ten wynik jest niesprawiedliwy.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt gry. Kazachowie popełnili w trakcie spotkania aż 27 fauli! Ile zobaczyli kartek? Zaledwie sześć. I tutaj można zauważyć słabą postawę arbitra Serdara Gözübüyüka oraz marne umiejętności gry w defensywie naszych rywali. Skoro nie mają zbyt dobrej techniki i nie radzą sobie z piłką przy nodze, to trzeba nadrabiać zaangażowaniem i chęcią walki. Co to jednak za zaangażowanie, skoro nie potrafią trafić w piłkę i kopią napastników po nogach? Sędzia powinien od razu na to reagować i karać żółtymi kartkami. Kazachowie zobaczyli, że sędzia sobie nie radzi i uprzykrzali naszym życie jak się da.
Ktoś może powiedzieć, że Lewandowski za kopnięcie piłki do siatki po gwizdku powinien dostać czerwoną kartkę, a również Glik za niepotrzebne prowokacje wylecieć z boiska. Owszem, nie jeden sędzia wysłałby obu Polaków do szatni, ale obie te sytuacje nie miały bezpośredniego wpływu na grę. Nasi rywale za to nadużywali przepisów gdy piłka była w grze, w trakcie bezpośredniej walki o nią. Faulowaliśmy rywala zaledwie pięć razy, a nasi reprezentanci dostali trzy żółte kartki. Musicie sami przyznać, że to trochę niesprawiedliwa proporcja w porównaniu do Kazachów.
Zaczęliśmy więc te eliminacje źle, ale nie ma co rozpaczać. Na Narodowym uzbieramy komplet punktów, a i na wyjeździe zgarniemy minimum dwa zwycięstwa. Taki wynik powinien dać nam bezproblemowo wyjście z pierwszego miejsca. Sami Kazachowie przyjmą pewnie w Warszawie porządny oklep. A nie możemy zapominać, że Duńczyków i Rumunów również czeka podróż do nieprzyjemnej Astany.