Choć na kolejkę przed końcem zmagań angielskiej Premiership znamy już komplet tegorocznych spadkowiczów, to wyjątkowo nie oni będą bohaterami dzisiejszego tekstu. Finiszem rozgrywek Premier League rządzi zasada vae victis, więc na warsztat trafią w pierwszej kolejności Ci, którzy osiągnęli sukcesy współmierne do swoich celów, a taką drużyną są z pewnością Czarne Koty Gustavo Poyeta.
I nie sam wynik, a styl w jakim został osiągnięty, musi robić wrażenie. Ekipa Sunderlandu wydobyła się bowiem ze strefy spadkowej w tak imponujący sposób, jak miało w zwyczaju Wigan Atheltic Roberto Martineza czy też zeszłoroczny… Sunderland. Zatrudniony w tym sezonie Gustavo Poyet zastał jednak nieco inne warunki pracy, aniżeli zeszłoroczny strażak ekipy Czarnych Kotów – Paolo Di Canio.
Ekscentryczny Włoch objął zespół Sunderlandu wraz z początkiem kwietnia zeszłego roku, na niecałe dwa miesiące przed końca rozgrywek. Jedyny wówczas cel, utrzymania drużyny w elicie angielskiej piłki został osiągnięty i było to w największej mierze zasługą Di Canio. W końcówce sezonu ujrzeliśmy w grze Sunderlandu niesamowitą wolę walki i zaciętość, to właśnie tym, a nie transformacją założeń taktycznych zajął się Włoch. Był to jedyny sposób na uratowanie sezonu, lecz w dłuższej perspektywie czasu, krótkofalowy. Nowy sezon był tego najlepszym dowodem, seryjne porażki Sunderlandu poskutkowały roszadą na stanowisku trenera już w październiku, po zaledwie siedmiu kolejkach Premier League.
Błyskawiczna zmiana szkoleniowca i zatrudnienie w tej roli Urugwajczyka, Gustavo Poyeta, nie zaowocowało zeszłoroczną powtórką z Di Canio i błyskawiczną serią zwycięstw. Kolejne porażki i zaledwie pojedyncze zdobycze punktowe poskutkowały tym, że rok 2013, Sunderland zakończył na ostatniej pozycji w lidze. Na osłodę pozostało kibicom Czarnych Kotów prestiżowe zwycięstwo w derbach regionu z Newcastle oraz wciąż trwająca, pucharowa przygoda z Capital One Cup. Problemem była dyspozycja niemal wszystkich piłkarzy kadry Sunderlandu. Defensywa traciła zbyt wiele goli, błyszczeć przestał Adam Johnson, a inny, kluczowy zawodnik drużyny, Sebastian Larsson grał jedynie przeciętnie. Fatalna forma Jozy’ego Altidore’a, pojedyncze przebłyski Fabio Boriniego i w niczym nieprzypominający zawodnika z poprzedniego sezonu, borykający się z urazami Steven Fletcher to główne powody fatalnej skuteczności strzeleckiej drużyny.
Początek nowego roku mógł dać kibicom Sunderlandu nadzieje na udane zwieńczenie sezonu. Drużyna Poyeta wygrała w styczniu dwa mecze w FA Cup, awansowała do finału Capital One Cup, uprzednio eliminując potęgi, jak Chelsea oraz Manchester United, a w lidze zdobyła siedem ważnych punktów. Niesamowity w styczniu Adam Johnson zdobył nagrodę dla piłkarza miesiąca, a Czarne Koty wreszcie wydźwignęły się ze strefy spadkowej. Na początku lutego Sunderland zdemolował na St. James Park odwiecznych rywali z Tyne-Wear Derby w rozmiarach 3-0, i fani mogli wreszcie odetchnąć z ulgą. Do czasu…
Gra na trzech frontach okazała się morderczym wyzwaniem dla podopiecznych urugwajskiego szkoleniowca. Porażki z Hull oraz w finałowym meczu z Manchesterem City zakończyły pucharowe przygody Sunderlandu. Jedynym celem pozostało więc utrzymanie w elicie angielskiego futbolu, lecz to, co wydarzyło się w Premier League po wiktorii z Newcastle, podsumować można jednym słowem – kataklizm.
Czarne Koty w ośmiu kolejnych meczach zdobyły łącznie jedno oczko i osunęły się na ostatnią pozycję w tabeli, z siedmiopunktową stratą do bezpiecznego Norwich. Na sześć gier przed końcem sezonu, Sunderland znajdował się już jedną nogą w Championship, a w perspektywie dwóch tygodni czekały go wyjazdy na największe brytyjskie twierdze – Stamford Bridge, Etihad Stadium oraz Old Trafford. Gus Poyet krytyczną sytuację swojego zespołu ocenił w sposób jednoznaczny: „potrzebujemy cudu”, a trenerowi wtórowali najwierniejsi kibice.
Kluczową decyzją dla losów Sunderlandu z perspektywy czasu mogła okazać się lutowa kontuzja Fletchera i decyzja Poyeta o ściągnięcia z wypożyczenia młodego Connora Wickhama. To właśnie młodzieżowy reprezentant Anglii rozpoczął wyjazdowy mecz z Manchesterem City od pierwszej minuty i z pewnością nie zawiódł swojego szkoleniowca. Po dwóch golach Wickhama, Sunderland wywalczył cenny punkt, mimo że do 88 minuty prowadził w meczu z The Citizens. Cuda się zdarzają, ze stadionu, na którym punkty ligowe zdobyła w tym sezonie tylko Chelsea, Czarne Koty wywożą remis.
Niespodzianka z Etihad była jednak niczym przy wyjazdowym spotkaniu z Chelsea. Po golach Wickhama oraz Boriniego, Sunderland jako pierwsza drużyna w historii Premier League wywiozła z boiska Chelsea, prowadzonej przez Jose Mourinho trzy punkty, a sprawa utrzymania zaczęła rysować się w jasnych barwach. Kolejne trzy mecze, w tym wyjazd na Old Trafford, to komplet przekonujących zwycięstw Czarnych Kotów (4-0, 1-0, 2-0), które dowodzą jednego – cuda się zdarzają! Na kolejkę przed końcem, podopieczni Poyeta są pewni pozostania w Premier League, a przy zwycięstwie ze Swansea mają spore szanse na dwunastą pozycję na zakończenie sezonu.
I choć efekt końcowy jest zbliżony do wyniku z poprzedniego sezonu, to jednak fani Sunderlandu mogą być pełni optymizmu przed kolejnymi rozgrywkami. Gustavo Poyet bowiem przeszedł z zespołem wszystko, co najgorsze, a jednak udało mu się wypracować świetne wyniki w końcówce sezonu. Urugwajczyk pokazał, że jest w stanie wydźwignąć zespół z największego kryzysu, a to właśnie w takich sytuacjach poznajemy największych szkoleniowców. I mimo że Sunderland na zakończenie sezonu zajmie miejsce co najwyżej w środku tabeli, to przez pryzmat ich metamorfozy i niespodzianek, jakie dostarczyli walce o tytuł, zasługują na miano herosów kończącego się sezonu Premier League.