Ostatnio bardzo dużo mówi się o konflikcie kibiców Zawiszy z zarządem klubu, szczególnie w kontekście zdobycia przez nich Pucharu Świata Polski. Jednak prawdziwy cyrk zawędrował do Livorno, małego miasteczka w malowniczej Toskanii. Odpuśćmy sobie na chwilę nasze krajowe podwórko i zobaczmy, co takiego wydarzyło się w kraju przyjaciół pasty.
Do sporych zmian na szczeblu właścicielskim doszło w AS Livorno. Prezydent klubu, Aldo Spinelli sprzedał drużynę, na rzecz spółki zarządzanej przez Stefano Bandecchiego. Niby nic w tym dziwnego, jednak gdy przyjrzymy się bliżej osobie nowego właściciela, zaczyna się robić ciekawie. Otóż Bandecchi, to człowiek związany z prawicową partią MSI, oraz z Forza Italia Berlusconiego. Z kolei ultrasi Livorno, „Brigate Autonome Livornesi”, słyną ze swoich mocno lewicowych poglądów.
Oprawy przygotowywane przez kibiców z Livorno zawsze mają motyw komunistyczny. Często pojawia się na nich wizerunek Che Guevary, żołnierzy radzieckich, czy flaga z sierpem i młotem. Symbolem klubu jest Cristiano Lucarelli, który po każdej bramce miał w zwyczaju celebrować zaciśniętą pięść, symbol ruchu radykalnej lewicy. Jedno jest pewne, gość raczej nie dogadałby się z Paolo Di Canio, tworząc duet napastników… Na ulicach w Livorno zaczyna robić się gorąco, na murach pojawiają się już pierwsze napisy, mające być ostrzeżeniem dla Bandecchiego.
To jeszcze nic, na koniec najlepsze. Osobą, która stoi za tymi roszadami jest… Luciano Moggi. Tego Pana przedstawiać nie musimy. Bandecchi zapewnił, że chociaż jego przyjaciel nie może wejść do władz spółki, gdyż jest zdyskwalifikowany, to jednak będzie z nim konsultował każdy ruch kadrowy. Czytając między wierszami, możemy być świadkami podobnej sytuacji jak w Zabrzu, tylko na innym szczeblu. Moggi w roli Warzychy i Bandecchi w roli Dankowskiego. Muszę sprawdzić, jak przetłumaczyć „słup” na włoski…
źródło: http://www.huffingtonpost.it
/ Bolek /