Choć różni ich kilka cyferek w rubryce „data urodzenia”, wiele wspólnie przeżyli. Jeszcze do niedawna razem rozbrajali kolejne defensywy w koszulkach Steauy i reprezentacji Rumunii. Latem znów połączył ich Anderlecht i z każdym meczem coraz bardziej udowadniają, że są zgranym duetem.
Nicolae Stanciu i Alexandru Chipciu, bo o nich mowa, na przedmieściach Brukseli zameldowali się w odstępie sześciu tygodni. Pierwszy do zespołu „Fiołków” dołączył starszy, 27-letni Chipciu, za którego Steaua otrzymała blisko 3 miliony euro. Prawoskrzydłowy nie zaliczył więc w kadrze rumuńskiego klubu ani jednej minuty w tym sezonie. Co innego Stanciu, który w stolicy Rumunii zdążył rozegrać dziewięć spotkań (pięć w lidze i cztery w kwalifikacjach do LM). Młodszy o cztery lata od rodaka ofensywny pomocnik przeszedł do drużyny aktualnego wicelidera ligi belgijskiej za niespełna 8 milionów.
Wcześniej, z powodzeniem, przez trzy sezony wspólnie grali w Steaule. Jak wiadomo, od pewnego czasu w stołecznym klubie nie jest już tak dobrze jak wcześniej, a występ na Euro 2016 był doskonałą okazją do pokazania się na europejskim rynku. Obaj we Francji otrzymywali szanse w dwóch meczach (ani razu nie zagrali jednak wspólnie) i obaj zanotowali po asyście. Rumuni już po fazie grupowej pożegnali się z turniejem, ale pojedynczy zawodnicy wpadli w oko niektórym klubom.
Wśród wybrańców byli oczywiście nasi bohaterowie, choć Stanciu do Anderlechtu dołączył wręcz w ostatniej chwili. Ich pierwszy wspólny mecz w nowych barwach przypadł na potyczkę z Charleroi 11 września. Gospodarze wygrali 3:2, a Chipciu zanotował dwa decydujące podania (jedno przy golu Teodorczyka).
Od tamtego czasu rozegrali razem mnóstwo razy, a ich ligowy bilans wygląda podobnie: Chipciu ma jedną bramkę i trzy asysty, natomiast Stanciu – dwa ostatnie podania. W meczach belgijskiej Jupiler Pro League całe show zabiera im przede wszystkim Łukasz Teodorczyk, a udział Rumunów często kończy się na drugim podaniu od końca. To, co może imponować, to ich ruchliwość i chęć bycia pod grą. Obaj równie chętnie uciekają na skrzydła, choć tylko młodszy z pary, Stanciu, częściej zajmuje miejsce za wysuniętym Teodorczykiem.
Wiadomo, że łatwiej aklimatyzować się w nowym miejscu, mając rodaka na wyciągnięcie ręki. Okres adaptacji chyba powoli dobiega końca, bo to, co obaj wyprawiali w ostatnim spotkaniu Ligi Europejskiej z Mainz, trudno od tak pojąć. Rumuński duet dwukrotnie wyprowadzał Anderlecht na prowadzenie w pojedynkę. Chipciu podawał, a Stanciu miał za zadanie już tylko wykończyć, obaj za to spotkanie zebrali bardzo dobre noty. Radzimy przyzwyczajać się do takiego obrazka, bo lada chwila może to być równie częste jak powiadomienia z kolejnymi trafieniami „Te”.
W biurach belgijskiego giganta doskonale wiedzieli co robią, sprowadzając Chipciu do pary młodszego rodaka. Panowie zgrywali się przecież przez trzy lata wspólnych treningów w Bukareszcie, a do tego obaj powoływani są do reprezentacji. Belgowie umiejętnie połączyli też doświadczenie Alexandru Chipciu z wciąż młodzieńczym szaleństwem 23-letniego Nicolae Stanciu. Obecna forma duetu dobrze wpływa na ich cenę rynkową, a Anderlecht to przecież klub, który lubi zarobić na wychowanku lub tanio sprowadzonym piłkarzu. Od momentu przybycia do Belgii wartość młodszego wzrosła ponad dwukrotnie, a minęło dopiero kilka miesięcy, głównie początku sezonu.
Obaj skrajnie nastawieni na atak i przyjemną dla oka piłkę. Powoli przyspieszają i już niedługo będzie o nich jeszcze głośniej. O tym, jak grają, będziemy mogli przekonać się podczas piątkowego meczu Polska–Rumunia, ponieważ obaj otrzymali powołanie od selekcjonera kadry narodowej. Piłka widziała już wiele duetów na obczyźnie. Czy Stanciu&Chipciu zapiszą się w historii Anderlechtu na dłużej?