Wszyscy ci, którzy mniej lub więcej interesują się polityką, od wczoraj mówią tylko o jednym – wynikach wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Jak już oficjalnie wiadomo, ich dość sensacyjnym zwycięzcą okazał się kontrowersyjny kandydat Partii Republikanów, Donald Trump, mimo iż do pewnego momentu murowanym faworytem do zastąpienia w Białym Domu Baracka Obamy była reprezentująca Demokratów Hillary Clinton. Kto wie jednak, czy 45. prezydent w historii USA były dziś w tym samym miejscu, gdyby kilka lat temu nie zdecydował się… zainwestować w futbol.
I to nie futbol amerykański, którego wyznawcami są Jankesi, lecz ten europejski, a więc w najlepszym wydaniu. A wszystko to przez zróżnicowany pod względem narodowościowym życiorys Trumpa, którego przodkowie posiadali niemieckie, szwedzkie oraz szkockie korzenie. Pochodzący z kraju naszych zachodnich sąsiadów dziadek polityka, Friedrich Drumpf, trafił do Ameryki w wieku kilkunastu lat, gdzie mozolnie budował swoją pozycję wśród właścicieli restauracji. W międzyczasie poślubił szkocką imigrantkę, która urodziła mu czwórkę dzieci: Donalda, Freda Jr., Roberta i Elizabeth.
Kiedy nowy prezydent USA (syn Freda juniora) miał zaledwie kilka lat i nie w głowie była mu jeszcze polityka, dużo czasu spędzał ze swoimi dziadkami, którzy opowiadali mu o życiu w Europie. To dzięki panu Friedrichowi mały Donald zainteresował się futbolem, a zwłaszcza tym w wersji szkockiej, który może nie jest zbyt efektowny, ale i tak ma swój urok. Nic dziwnego zatem, że w 2012 r., kiedy ważyły się losy mającego ogromne problemy finansowe klubu Glasgow Rangers, Trump miał ochotę wyciągnąć ku niemu pomocną dłoń i swymi pieniędzmi uratować go przed degradacją do czwartej ligi.
Nie narzekający – delikatnie mówiąc – na brak dolarów biznesmen bardzo chciał zostać nowym właścicielem zespołu z kraju, w którym na świat przyszła jego babka, ale ostatecznie pomysł spalił na panewce, ponieważ doradcy Trumpa przekonali go, że inwestycja w zadłużony zespół byłaby dla niego zbyt ryzykowna. Jeden ze współpracowników miliardera powiedział na łamach „The Sun”: – Byliśmy poważnie nastawieni, lecz ostatecznie odeszliśmy od tego pomysłu, uznając, że inwestycja w drużynę Rangersów nie miałaby na dłuższą metę większego sensu, nawet jeśli był to najbardziej utytułowany szkocki klub. Wierzymy jednak, że ktoś inny zdoła odbudować jego potęgę.
Czy tak się stało? Na pewno jeszcze nie czas, by ogłaszać wszystkim dookoła renesans formy „ulubionego” zespołu Artura Boruca, ale trzeba przyznać, że dość szybko udało się mu ponownie zawitać do Scottish Premiership i rozgrywa właśnie swój pierwszy sezon po powrocie w jej progi. Co innego Trump opijający właśnie swój wielki sukces, który jeszcze nie tak dawno wydawał się jedynie mrzonkami części Amerykanów. Ciekawe, czy jego polityczna kariera potoczyłaby się tak samo, gdyby jednak w 2012 r. przejął Rangersów. Może futbol rozkochałby go w sobie jeszcze bardziej i zamiast na prezydenta USA Trump zdecydowałby się po jakimś czasie kandydować na sternika FIFA?