Znany i ceniony jako świetny gracz Bundesligi, szczególnie gdy występował w Bayerze Leverkusen oraz Bayernie Monachium, gdzie najczęściej mieliśmy okazję go oglądać. Kilka dni temu świat obiegła wiadomość o tym, że zdobył mistrzostwo Brazylii. Po raz pierwszy w życiu. W wieku 42 lat!
Zaczęło się od Madrytu
Półka z trofeami z pewnością jest sporych rozmiarów, szczególnie związanych z futbolem niemieckim, jednak pierwszym sukcesem w Europie, jaki zapisał na swoim koncie Brazylijczyk, było zdobycie… Ligi Mistrzów. To mocne otwarcie wiąże się z tym, że piłkarz przez dwa sezony (1996/1997, 1997/1998) był zawodnikiem Realu Madryt na zasadzie wypożyczenia z Flamengo. Występów w LaLiga uciułał ledwie 15, a w Champions League – cztery (w fazie grupowej), lecz koniec końców przypisać sobie wygranie tego pucharu może. Po niezbyt udanej pod względem sportowym przygodzie z „Królewskimi”, przyszedł czas na przenosiny do Niemiec. Siedem milionów euro wydane przez Bayer Leverkusen okazało się strzałem w dziesiątkę, bowiem piłkarz przez cztery sezony był podporą zespołu „Aptekarzy”.
Wyjątkowym był ostatni sezon spędzony przez Ze Roberto w Leverkusen. Po pierwsze, w lidze jego drużyna spisywała się bardzo dobrze, ostatecznie zajmując drugie miejsce (punkt straty do BVB), a Brazylijczyk w 30 meczach zdobył cztery gole i zaliczył aż 17 asyst! Po drugie, Bayer dotarł do finału Pucharu Niemiec, który ostatecznie przegrał. Za mocne okazało się Schalke z Tomaszem Wałdochem oraz Tomaszem Hajto w składzie – na osłodę królem strzelców w tych rozgrywkach został Dimitar Berbatov. Po trzecie, drużyna „Aptekarzy” awansowała do finału Champions League, w którym jej przeciwnikiem okazał się Real Madryt. Dla Ze Roberto mógł to być wspaniały wieczór w Glasgow – zwyciężając z byłym klubem, pokazałby Hiszpanom, że popełnili błąd, pozbywając się go z klubu. Tak się jednak nie stało – niestety plany pokrzyżowała zbyt duża liczba żółtych kartek, która wyeliminowała go z gry w tamtym meczu. Bez niego w składzie Bayer, choć postawił mocne warunki, przegrał 1:2.
Po Bayernie koniec grania? Bez żartów
Po szalonym sezonie 2001/2002 przyszedł czas na transfer do Bayernu, w którym przyszło mu rozegrać łącznie 248 meczów. Pomocnik, bo na tej pozycji grał najczęściej, w Monachium zaczął hurtowo zgarniać mistrzostwa oraz zwycięstwa w DFB Pokal – po cztery razy każdy. W 2009 roku, gdy wydawało się, że Brazylijczyk zakończy swoją przygodę i z Bayernem, i z poważnym graniem w piłkę, ten – mimo 35 lat na karku – przeniósł się do HSV Hamburg, w którym powalczył przez dwa sezony. I była to naprawdę walka, a nie odcinanie kuponów. Świadczą o tym statystyki.
Ostatnie zadanie
Wreszcie, w 2011 roku, Ze Roberto w wieku 37 lat pożegnał się z Bundesligą. Zagrał w niej 336 razy (37 bramek, 97 asyst). Wszyscy myśleli, że to będzie koniec jego kariery w poważnym sporcie. Na początku tak to wyglądało. Katar, wygrzanie kości i kopanie w nic nie znaczącym w poważnej piłce klubie. Ale coś Brazylijczykowi nie dawało spokoju. Mimo że w Europie był piłkarzem spełnionym, nigdy nie wygrał mistrzostwa w swojej ojczyźnie, której barwy narodowe reprezentował 84-krotnie.
Po czterech latach występów w kraju kawy Ze Roberto wreszcie doznał zaszczytu wygranej w lidze brazylijskiej. Łącznie 21 spotkań dla Palmeiras w 2016 roku pokazało, że po 40-tce dalej można grać na najwyższym poziomie. Przykłady długowieczności w piłce nożnej są znane, jednak dużo łatwiej wymienić chociażby bramkarza, który mimo zaawansowanego, jak na sportowca wieku, dalej zakładał korki i wybiegał na murawę. Ze Roberto jest jednym z tych, którzy mają ciągle sporo sił na walkę o tytuły. Facet pokazuje, że wciąż można być w świetnej formie fizycznej. Naprawdę wstajemy i bijemy brawo za tak profesjonalną postawę 42-latka.
Czy to koniec kariery utytułowanego zawodnika z Sao Paulo? Sam piłkarz nie wyklucza, że jeszcze zobaczymy go na murawie. Patrząc na formę gracza, nie widać żadnych przeciwwskazań do tego, by jeszcze trochę pokopał, a oglądanie jego zagrań jest prawdziwą przyjemnością.