W sobotę na naszym portalu ukazał się tekst, w którym informowaliśmy Was o zamiarach władz FIFA, chcących ułatwić pracę sędziom piłkarskim poprzez wprowadzenie przepisu mówiącego o tym, że z arbitrem prowadzącym dane spotkanie mogliby rozmawiać jedynie kapitanowie rywalizujących ze sobą drużyn. To mogłoby znacznie zmniejszyć presję ciążącą na arbitrach, którzy obecnie są „atakowani” niekiedy przez prawie wszystkich członków zespołu i nie mają możliwości spokojnego podjęcia decyzji. Po tym jednak, co w Boże narodzenie zaprezentował rozjemca jednego ze spotkań tureckiej ekstraklasy, należałoby się zastanowić, czy niektórzy z panów wyposażonych w kolorowe kartoniki, nie powinni zostać skierowani na przymusowe badanie wzroku.
Cüneyt Cakir, bo jego właśnie mamy na myśli, nie jest postacią anonimową w środowisku sędziowskim, ba, niektórzy uważają go wręcz za znakomitego fachowca. 40-letni arbiter gwizdaniem piłkarzom zajmuje się od 1992 r. Mecze ekstraklasy znad Bosforu prowadzi już prawie 15 lat, zaś w roku 2006 uzyskał status sędziego międzynarodowego. Przed startem sezonu 2010/2011 natomiast zyskał licencję UEFA Ellite, a więc – jak sama nazwa wskazuje – należy do elitarnej grupy arbitrów.
O jego doświadczeniu powinien świadczyć także fakt, iż w przeszłości prowadził wiele ważnych spotkań, takich jak choćby finał Ligi Mistrzów 2015 pomiędzy Barceloną a Juventusem Turyn, a także m.in. jeden z półfinałów polsko-ukraińskich mistrzostw Europy (Portugalia–Hiszpania), rozgrywanych w 2012 r. Niedzielny „popis” Turka przyćmił jednak jego bogatą sędziowską przeszłość i naraził na mnóstwo negatywnych opinii ze strony piłkarzy, kibiców, ale również kolegów po fachu. Chyba żaden z nich bowiem nie był w stanie przewidzieć, że Cakir zdoła podyktować rzut karny za… zagranie piłki ręką przez bramkarza jednego z rywalizujących ze sobą zespołów.
A właśnie taką skandaliczną decyzję w starciu Rizesporu z Osmanlisporem, rozgrywanym w ramach 16. kolejki tureckiej Super Ligi, podjął najlepszy – jak się wszystkim zdawało – arbiter w kraju. W drugiej połowie spotkania jeden z graczy ekipy gospodarzy uderzył piłkę głową po dośrodkowaniu kolegi, futbolówka jednak zatrzymała się na przedramieniu golkipera gości. Widzieli to wszyscy, poza Cakirem, który mimo protestów piłkarzy Osmanlisporu nie zmienił swojej decyzji i wskazał na wapno, sądząc, że tor lotu łaciatej zmienił któryś z obrońców.
Na szczęście dla przyjezdnych, stojący między słupkami Zydrunas Karcemarskas zdołał obronić piłkę uderzoną przez Jakoba Jantschera. Na dodatek pod koniec spotkania, w doliczonym czasie gry, padła jedyna bramka dla gości – z rzutu karnego podyktowanego tym razem jak najbardziej słusznie – i mogli cieszyć się oni ze zdobycia kompletu punktów. Strach pomyśleć, jak wiele nieprzyjemności mogłoby spotkać Cakira, gdyby swoją skandaliczną decyzją wypaczył wynik meczu na korzyść Rizesporu. Konsekwencji sędzia i tak zapewne jednak nie zdoła uniknąć – tureccy dziennikarze donoszą, że być może antybohater niedzielnej potyczki zostanie wysłany przez swoich przełożonych na dłuższy urlop i przez pewien czas nie poprowadzi spotkań na niwie międzynarodowej.