Środowe półfinałowe starcie Pucharu Króla pomiędzy Atletico Madryt a FC Barcelona zakończyło się zwycięstwem „Dumy Katalonii” 2:1, a sam pojedynek stał na bardzo wysokim poziomie. Skromna zaliczka przed rewanżem na pewno cieszy Leo Messiego i spółkę, ale zanim dziennikarze zaczną pisać o kolejnym, drugim tych drużyn, warto jeszcze na moment zatrzymać się przy poprzednim, ponieważ był on dla „Barcy” szczególny.
Nie chodzi tutaj o piękne bramki, choć tych akurat w środę nie brakowało, lecz o inny aspekt. Otóż hiszpańscy statystycy zwrócili uwagę kibiców na to, że linia pomocy Barcelony, która 1 lutego rozpoczęła mecz w pierwszym składzie, składała się z zawodników nie mogących pochwalić się mianem wychowanka słynnej La Masii. Trener Luis Enrique desygnował do boju od pierwszych minut ofensywnie usposobionych Ivana Rakiticia oraz Andre Gomesa, mających za swoimi plecami Javiera Mascherano.
Rakitić, jak wiadomo, swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w słynnej szkółce FC Basel. Mimo że rodzice 28-latka są Chorwatami, sam piłkarz przyszedł na świat w szwajcarskim mieście Möhlin, położonym niespełna 30 km od Bazylei. Nic zatem dziwnego, że 14-letni Ivan, za namową rodziców, wstąpił w szeregi FC Basel. Dla Gomesa natomiast pierwszym klubem w karierze było słynne FC Porto. Z kolei Mascherano jako kilkuletni chłopiec trafił do juniorów klubu Renato Cesarini.
A zatem żaden z nich z La Masią nie miał styczności, co wśród piłkarzy Barcelony jest rzadkością. Podobnie jak wystawianie przez jej szkoleniowców formacji składającej się właśnie z takich graczy. W środowy wieczór tego typu sytuację można było zaobserwować bowiem dopiero pierwszy raz od 11 maja 2008 r. Wówczas trener Frank Rijkaard w przegranym 2:3 spotkaniu z RCD Mallorca ustawił swój zespół w formacji 1–4–3–3, a drugą linię tworzyli: Edmilson, Deco oraz Yaya Toure. Oni także nie rozpoczynali swoich piłkarskich przygód w La Masii. Czy na kolejną taką samą sytuację znów przyjdzie nam czekać aż 511 spotkań?