Borussia Dortmund w ostatnich latach podbiła Niemcy, zdobywając dwa mistrzostwa na początku tego dziesięciolecia, potem ulegając jedynie Bayernowi. Sezon 2014/2015 był katastrofalny, a zespół Kloppa w rundzie wiosennej cudem wywalczył udział w Lidze Europy. Po przybyciu Tuchela wydawało się, że wszystko wróciło do normy, a BVB ma trenera na lata. Czy aby na pewno?
Po wspomnianym koszmarnym ostatnim sezonie króla Dortmundu – Juergena Kloppa – Thomas Tuchel momentalnie poskładał drużynę. Zawodnicy, którzy wcześniej wyglądali na wypalonych i zagubionych, znów zaczęli zachwycać. W lidze oczywiście ulegli Bayernowi, ale w ostatnich latach w Niemczech jest to równie oczywiste jak to, że następnego dnia wstanie słońce. Mimo to gra Borussii znów się podobała – była efektowna i efektywna. Prawie 71% wygranych meczów, wicemistrzostwo, finał Pucharu Niemiec (przegrany z wiadomo kim) oraz ćwierćfinał Ligi Europy i odpadnięcie z Liverpoolem po fantastycznym dwumeczu. Not bad.
Wydawało się, że trener, który dziedziczy „dzieci Kloppa”, z powodzeniem będzie kontynuował jego dzieło. W końcu po tym, jak Klopp siedem lat pracował w Mainz, niedługo po jego odejściu do BVB tamtejszą posadę objął właśnie Tuchel. Po kilku latach schemat się powtórzył, a panowie ponownie się minęli. Do tej pory obaj zachowywali swoje posady dość długo. Klopp po wspomnianym okresie w Mainz kolejne siedem lat prowadził Borussię, natomiast Tuchel w Moguncji pracował sześć sezonów. Niewykluczone, że w przypadku obu ta tendencja może się niestety zmienić.
Liverpool Kloppa po świetnym początku złapał olbrzymią zadyszkę i praktycznie stracił szansę na jakiekolwiek trofeum. Borussia Tuchela natomiast zaczęła sezon dość niemrawo i… sytuacja pozostaje bez zmian do tej pory. Zaczęło się od sierpniowej porażki w Superpucharze Niemiec z Bayernem. Potem wszystko było na właściwych torach, pierwsze pięć ligowych kolejek to cztery zwycięstwa i skromna porażka z sensacyjnym beniaminkiem z Lipska. Na tym się jednak skończyło, a seria trzech kolejnych wygranych w Bundeslidze do dziś nie została powtórzona. Czternaście kolejek, dwie porażki, pięć zwycięstw i aż siedem remisów głównie z drużynami – delikatnie mówiąc – przeciętnymi. Wygląda to źle, a biorąc pod uwagę, że wśród tych ostatnich pięciu zwycięstw jest triumf nad Bayernem i Lipskiem, można głęboko się zastanowić nad wahaniami formy bądź koncentracji w drużynie Tuchela.
Sytuacja lepiej wygląda w Lidze Mistrzów – faza grupowa bez porażki, dwa remisy z Realem Madryt i bilans 16:4 w dwumeczu z Legią. To jednak nie wystarcza władzom klubu. Jak informuje „Bild”, menedżer BVB dostał ultimatum – albo zajmie w lidze co najmniej trzecie miejsce, albo będzie musiał pakować walizki. Klub oczekiwał przed sezonem wyrównanej walki o tytuł z Bayernem, ściągnięto wielu zdolnych, młodych piłkarzy. Tymczasem przez głupie remisy pierwsza dwójka jest już praktycznie poza zasięgiem (kolejno osiem i 12 punktów straty do Lipska i Bayernu), a i o podium może być trudno.
Na tę chwilę w wirtualnej tabeli Borussia jest trzecia, jednak swój mecz rozgrywa jeszcze Eintracht Frankfurt. Jeśli wygra (możliwe 35 pkt), wyprzedzi BVB (34 pkt) i zepchnie ją na czwarte miejsce. Dodatkowo za plecami jest bardzo gorąco, bowiem kolejne Hoffenheim (34 pkt), Hertha (33 pkt) i Koeln (32 pkt) nie zamierzają odpuszczać i regularnie punktują. Nie tylko wahania formy irytują władze klubu z Zagłębia Ruhry. Denerwująca ma być również dyktatorska natura Tuchela, który chce kontrolować wszystko – od rozpisek treningowych po transfery. Wydawał się idealnym następcą Kloppa i pewniakiem na lata, tymczasem już w drugim sezonie zbierają się nad nim ciemne chmury. Plotki czy poważne zagrożenie? Musimy poczekać do końca sezonu.