Pescara to jedyna drużyna w tym sezonie Serie A, która nie wygrała jeszcze meczu na boisku. Jedyne zwycięstwo zostało jej wręczone przy zielonym stoliku i nic dziwnego, że ekipa Massimo Oddo jest na najlepszej drodze, by wrócić do Serie B. Sytuacji wokół zespołu mają dość sympatycy „Delfinów”, jednak nawet najgorsze wyniki nie usprawiedliwiają tego, do czego dopuściło się kilku pseudokibiców beniaminka. Zniszczenie własności prywatnej prezydenta klubu to nawet nie wandalizm, to przestępstwo. I tak, spalenie dwóch samochodów prezydenta klubu również za takowe uchodzi.
Pescara to czerwona latarnia ligi, meteoryt zmierzający do Serie B bez przystanków po drodze. Najgorzej broniąca drużyna sezonu i druga najrzadziej strzelająca – to tytuły, które mówią same za siebie. Nie można jednocześnie pominąć faktu, że jedyna wygrana, jaką ekipa Massimo Oddo odniosła po powrocie do włoskiej ekstraklasy, to walkower za pojedynek z Sassuolo. Mecz przegrany 1:2 został zamieniony na 3:0 za sprawą wpuszczenia na boisko nieuprawnionego do gry Antonino Ragusy. Dlatego choć trzy punkty zostały przypisane do konta beniaminka, to trudno uznawać je za prawdziwą zdobycz.
W czym tkwi problem drużyny ze Stadio Adriatico? Świetne pytanie, na które wypadałoby udzielić złożonej odpowiedzi. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się dokładnie 50 bramek po stronie strat. To ponad dwie bramki na mecz. Trudno liczyć na zbyt wiele zwycięstw, tracąc aż tyle. Co ciekawe, „Delfiny” nie mają wcale tragicznej defensywy, przynajmniej na papierze. Problemem jest liczba kontuzji w tej formacji, które skutkują brakiem stałej pary stoperów. Teoretycznie mieli nimi być Gyomber i Campagnaro, ale obaj szybko wylecieli z urazami, a gdy tylko wrócili… to ponownie znaleźli drogę do klubowego fizjoterapeuty. Próbowano temu zaradzić w zimie, ściągnięto nawet Cesare Bovo z Torino, ale ten leczył się, nim zaczął jeszcze trenować z nową ekipą.
Przyjście Guglielmo Stendardo należałoby rozpatrywać natomiast raczej nie w kategorii wzmocnienia. To raczej pewnego rodzaju sabotaż, bo mówimy o zawodniku, który powszechnie uznawany jest za piłkarza słabego, niezasługującego na grę w Serie A. Najkrócej pisząc – zwyczajne drewno, co zdążył już pokazać w rundzie wiosennej.
Ale nie można zrzucać wszystkiego na karb niefrasobliwych poczynań pod własną bramką. Bo choć to tam rozpoczynają się problemy, to nie kończą się wcale wraz z przekroczeniem linii środkowej. Z przodu wcale nie jest lepiej, bo choć „Delfiny” potrafią pokazać niezłą piłkę i zdarzają im się dobre mecze z przodu (wszak nawet w ostatni weekend strzelili Lazio dwa gole), to zazwyczaj łatwo przychodzi im podchodzenie pod „szesnastkę”, a tam zaczynają się schody. Statystyki nie kłamią, 19 goli strzelonych w 23 meczach to wynik zwyczajnie słaby i tylko anemiczne Empoli jest pod tym względem gorsze. Być może, gdyby zatrzymano w drużynie najlepszego strzelca ubiegłego sezonu Serie B, Gianlucę Lapadulę, byłoby lepiej?
Wiedząc to wszystko, potrafię zrozumieć powody złości kibiców. Tifosi Pescary nie tak dawno wystosowali oficjalny list z protestem wobec tak słabych wyników ekipy. Miarka przebrała się w meczu z Lazio w minioną niedzielę – do przerwy mieliśmy 2:2 i wszystko było okej. W drugiej połowie „Biancocelesti” strzelili cztery bramki i pokonali „Delfiny” 6:2. Poza stadionem miały miejsce zamieszki i starcia pomiędzy chuliganami mieniącymi się sympatykami obu ekip. To pierwsza skaza na wizerunku tifosich beniaminka. Wychodzę jednak z założenia, że póki tłuką się między sobą, to jest to ich sprawa.
Jednakże gdy rano rozeszła się wiadomość o podpaleniu dwóch samochodów prezydenta klubu Daniele Sebastianiego, wszyscy wiedzieli – linia została przekroczona. Nie może dziwić wściekłość decyzyjnego Pescary, który w nerwach miał zapowiedzieć, że wraz z końcem sezonu kończy z „Delfinami”. W pełni go rozumiem, bo nic nie tłumaczy czystego bandytyzmu.
Trzeba liczyć, że policja znajdzie sprawców i otrzymają surowe wyroki. Nic bowiem nie usprawiedliwia takiego czynu. Podobnie widzi to Sebastiani – krytyka to jedno, ale posuwanie się do niszczenia mienia, podpalenia… I mówi to człowiek, który zniósł w spokoju zakłócenie przez niezadowolonych ultrasów wigilijnego spotkania drużyny w grudniu ubiegłego roku.
Miejmy nadzieję, że prezydent nie opuści klubu mimo ogromnego i w pełni zrozumiałego wzburzenia, żalu i poczucia niewdzięczności. Na szczęście dla tych sympatyków Pescary, którzy widzą różnicę między złością spowodowaną słabymi wynikami a wandalizmem i bandytyzmem, Sebastiani przyznał, że nie zostawi beniaminka w nieodpowiednich rękach. Nie chce bowiem oglądać bankructwa drużyny po kilku miesiącach i podążania ścieżką, która doprowadziła do zagłady chociażby Parmę.
Choć niektórzy „kibice” może i zasłużyliby na taką nagrodę.