Czy to jakiś młodzieniaszek? Nie, to Dani Alves i jego druga młodość!

Dani AlvesKilka dni temu do metryki wpadła mu 34. wiosna, ale dla niektórych czas biegnie w innym tempie i ma mniejsze znaczenie. Większość spodziewała się, że Dani Alves będzie dla Juventusu tylko dodatkiem, a „Stara Dama” dla niego miejscem, gdzie powoli będzie schodził ze sceny. W ostatnich tygodniach wygląda to jednak inaczej i wszyscy mogą się tylko cieszyć. No może prawie wszyscy…

… bo żałować mogą w Barcelonie, a bać w Madrycie. Kiedy latem ubiegłego roku odchodził z Camp Nou, jego relacje z klubem nie były najlepsze. Włodarze już wcześniej mówili, że jego czas dobiega końca, a sprowadzili też potencjalnego następcę w osobie Aleixa Vidala. Ten jednak grać nie mógł i to dlatego Dani w Barcelonie został trochę dłużej, jednocześnie zastrzegając, że i tak będzie chciał odejść. Zrobił to zaraz po zakończeniu poprzedniego sezonu i zostając wolnym zawodnikiem, czekał na ofertę. Ta nadeszła z Turynu, choć dużo mówiło się również o jego transferze do PSG. Ostatecznie jednak trafił do Juventusu.

Zawodnik po trzydziestce miał stanowić konkurencję i zastępstwo dla Stephana Lichtsteinera. Tak poniekąd jest, ale tylko w Serie A, w której Dani Alves i tak ma lepsze statystyki od Szwajcara, choć na ligowym podwórku rozegrał ok. 500 minut mniej (m.in. z powodu kontuzji). Wyborem numer jeden jest za to w Lidze Mistrzów, w której zaliczył już 11 spotkań, a Lichtsteiner tylko 73 minuty.

Choć rola Brazylijczyka w koszulce Juventusu różni się od tej, którą odgrywał w Barcelonie, ten wciąż potrafi grać efektownie i skutecznie, co było widać zwłaszcza w obu półfinałowych meczach z Monaco, które zdecydowanie należały do najlepszych w jego wykonaniu w tym sezonie. W pierwszym był wszędzie tam, gdzie akurat był potrzebny, a cała prawa flanka należała do niego. Zanim jeszcze asystował przy pierwszym golu Higuaina, dobrze współpracował z Dybalą, co doprowadziło do groźnego dośrodkowania już na początku meczu, potem był bardzo blisko asysty, ale centymetrów zabrakło Higuainowi, który nie pomylił się już po wspaniałej akcji, kiedy najpierw piętkował Dybala, a potem Dani Alves, posyłając piłkę dokładnie tam, gdzie wbiegał „El Pipita”. Dośrodkowania jeszcze powtarzał i to poskutkowało kolejnym golem w drugiej połowie. Brazylijczyk zaprezentował się zdecydowanie najlepiej spośród podopiecznych Massimiliano Allegriego i nie może dziwić fakt, że to akurat jego wybierano zawodnikiem meczu.

(Grafika: WhoScored.com)

Wczoraj Alves nie miał aż tylu okazji, ale też inaczej grał cały Juventus. Jednak to po jego dośrodkowaniu gola na 1:0 i 3:0 w dwumeczu strzelił Mario Mandzukić. To, co się wydarzyło potem, widział już chyba każdy i jeszcze przed przerwą „Bianconeri” byli pewni awansu. Awansu wywalczonego głównie za sprawą wspaniałej dyspozycji Daniego Alvesa, który miał udział przy każdej z bramek zdobytych przez „Juve” w dwumeczu.

(Grafika: WhoScored.com)

Z racji wieku, większość spodziewała się po nim powolnego schodzenia ze sceny, a Turyn i liga włoska miały być do tego najlepszym miejscem. Życie jednak znów namieszało i oglądając oba mecze, mogliśmy się zastanawiać, czy Dani nie ma czasem z dziesięć lat mniej. To swoista druga młodość w jego wykonaniu. Po meczu wielu ekspertów skłaniało się ku stwierdzeniom, że to właśnie on wprowadził „Juve” do finału Ligi Mistrzów. Ten sam, który dwa lata wcześniej pokonał w nim właśnie „Starą Damę”, i ten sam, który rozegrał dwa dobre mecze przeciwko Barcelonie, wyrzucając ją za burtę LM w tym sezonie. Piłka nożna potrafi być przewrotna i Dani Alves jest tego doskonałym przykładem, bo jeszcze rok temu fani Barcelony frustrowali się jego grą i śmiali z dośrodkowań. Dziś dośrodkowania tego samego gościa sprawiają, że znów zagra w finale najważniejszych według wielu klubowych rozgrywek. Brazylijczyk zaprzeczył wszystkim i wszystkiemu, przede wszystkim prawu biologii. W Madrycie znów mogą się bać.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!