Przypomnijcie sobie największą pokrakę ze szkolnych lekcji WF-u. Kolesia, który był tak niezdarny, że kopnięcie piłki obiema nogami naraz nie stanowiło dla niego problemu. W roli bramkarza jego aktywność ograniczała się jedynie do uników przed uderzeniami drużyny przeciwnej. Tak mijały lata, a chłopak wciąż nic nie ogarniał. Aż tu nagle wyłapuje jeden strzał. Kolejna lekcja, a on podłącza się do akcji i zdobywa bramkę. Wciąż jest co prawda obiektem kpin, lecz szydera na moment ustępuje niedowierzaniu.
Tak mniej więcej wygląda w ostatnim czasie piłkarska rzeczywistość na Malcie. Chłopcy do bicia cały czas są chłopcami do bicia, ale potrafią się już odgryźć. Boleśnie przekonała się o tym miesiąc temu reprezentacja Ukrainy. Zwycięstwo 1:0 nad podopiecznymi Andrija Szewczenki uznano na niewielkiej wyspie za największy sukces w historii. Nic dziwnego, skoro na jakikolwiek wygrany mecz trzeba czekać tam latami. Teoretycznie nasi sąsiedzi ze wschodu nie mieli prawa przegrać z drużyną sklasyfikowaną wówczas 145 miejsc niżej w rankingu FIFA. Teoria z praktyką na szczęście nie zawsze idą ze sobą w parze. Mało tego, to tylko pierwsza część historii pisanej przez Maltańczyków.
Jej kontynuacja przedstawiona jest na powyższym filmie. Nie, to nie jest spotkanie z ligi okręgowej ani towarzyski mecz oldboyów. Tak wygląda rywalizacja o awans do II rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Zawodnicy w białych koszulkach to piłkarze Hibernians, obecnego mistrza Malty. Mamy nadzieję, że nikt z was nie ogłuchł po euforii, jaka zapanowała wśród kibiców po obronie rzutu karnego. Nie dajcie się zmylić, na trybunach zasiadło zaledwie 1068 osób. Takiego wyniku nie należy odczytywać jako organizatorskiej tragedii. Kibice zapełnili ponad 2/3 krzesełek, więc można mówić o naprawdę sporym zainteresowaniu ze strony miejscowej publiczności.
Hibernians to nazwa klubu posiadającego już niemal 100-letnią historię. Jego siedziba mieści się w Paoli – siedmiotysięcznym miasteczku leżącym na południowym-wschodzie wyspy. Po tej garstce informacji należy stwierdzić, że nie mają tam rozmachu rodem z Niecieczy. Patrząc na jedno ze zdjęć, odkryliśmy jednak, że istnieją szanse na rozbudowę stadionu. Z kolei bramka stojąca kilka metrów za linią końcową to chyba stały element krajobrazu.
Niech walory wizualne odejdą na dalszy plany. Skupmy się na tym, co w futbolu najważniejsze, czyli samej grze i wynikach. Otóż zawodnicy Hibernians wygrali 3:0 dwumecz z Infonet Tallinną – mistrzem Estonii. Delikatnie rzecz ujmując, Maltańczycy nie byli faworytami tej rywalizacji, ale po raz drugi na przestrzeni miesiąca udowodnili, że są w stanie utrzeć nosa rywalom. Taki rezultat to sukces nie tylko jednego klubu, ale też całej maltańskiej piłki. Po raz pierwszy od sezonu 2010/2011 drużynie z Malty udało się wygrać dwumecz z przeciwnikami z wyższym współczynnikiem UEFA.
Aż pięciu zawodników łączy obydwie historie. Mamy tu na myśli, że zagrali w towarzyskim spotkaniu z Ukrainą i chociaż w jednym z meczów w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Wybaczcie nam, ale wszystkich nazwisk przytaczać nie będziemy. Uwierzcie na słowo, że są to piłkarze anonimowi. Jeden zawodnik przykuł jednak naszą uwagę na dłużej. To Clayton Falla, który w klubie występuje na pozycji skrzydłowego, natomiast w meczu z Ukrainą został ustawiony na środku obrony. No cóż, Malta też ma swojego Przemysława Pitrego. A myśleliśmy, że takie cuda to tylko w drużynach Franciszka Smudy.
Hibernians czeka teraz grzecznie na egzekucję. Doceniamy jego starania i ostatnie postępy, ale niestety nie potrafimy sobie wyobrazić zwycięstwa nad Red Bullem Salzburg. Mamy za to wrażenie, że nazwę Red Bull kojarzy dość dobrze. Chyba że na Malcie zażywają inne specyfiki dodające skrzydeł.