Powiedzmy sobie szczerze – ligi norweska, duńska, islandzka czy szwedzka nigdy nie należały do światowego topu. Ba! Większość tamtejszych drużyn uznaje się czasami za typowych „chłopców do bicia”. Polskim drużynom tymczasem z potomkami Wikingów w kwalifikacjach do europejskich pucharów gra się wyjątkowo źle, szczególnie w ostatnim czasie.
Dzisiejszego zwycięstwa Lecha większość kibiców była niemal pewna. Gdy w 74. minucie Ibrahim strzelał bramkę na 3:0 dla Haugesund, wszyscy łapaliśmy się za głowy. Być może wtedy właśnie nastąpiła chwila refleksji – kiedy właściwie ostatni raz udało się polskiemu klubowy wyeliminować klub ze Skandynawii?
Nie każdy wie, ale swoje boje w Europie (innymi słowy – „eurowpierdole”) nasze rodzime zespoły rozpoczynały właśnie z klubami skandynawskimi. W sezonie 1955/1956 Gwardia Warszawa zainaugurowała udział w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych meczem ze szwedzkim Djurgardens. Po bezbramkowym remisie na wyjeździe, warszawiacy przegrali na własnym stadionie 1:4, przez co szybko pożegnali się z rozgrywkami. Równie szybko z pucharami pięć lat później rozstała się również Legia, wyeliminowana przez duński Aarhus.
Po premierowych wpadkach przyszedł jednak okres zwycięstw. Fakt, były to lata, w których zespoły znad Wisły znaczyły coś w świecie futbolu. Wówczas potrafiliśmy wygrywać z niemal każdym, także z potomkami Wikingów. Co prawda zdarzały się wpadki, jak 0:4 z dwumeczu Lecha Poznań z IFK Goteborg (1992/1993). Poza tym jednak była cała masa pewnych zwycięstw. Awans w boju z drużynami z północy potrafił wywalczyć sobie nawet Ruch Chorzów (0:0 i 2:1 z Hridovre IF, sezon 1974/1975), a z Broendby Kopenhaga wygrywała choćby Amica Wronki czy Widzew Łódź, który właśnie w boju z Duńczykami wywalczył sobie przecież udział w Lidze Mistrzów (1996/1997).
Później nastał jednak XXI wiek i sytuacja w polskiej piłce klubowej ponownie zaczęła się komplikować. Wróciły zatem stare problemy z ogrywaniem drużyn ze Skandynawii. Już w sezonie 2001/2002 Pogoń Szczecin zanotowała wpadkę w prekwalifikacjach do Pucharu UEFA, dając się wyeliminować islandzkiemu Fylkir. W tej samej edycji rozgrywek humor poprawiła nam jednak warszawska Legia, która bardzo pewnie zdołała pokonać Elfsborg (4:1, 6:1).
Nawet „Wojskowi” jednak w bojach z Wikingami nie mogą czuć się pewnie. Mimo że w sezonie 2013/2014, w eliminacjach Ligi Mistrzów, po dwóch remisach zdołali wyeliminować Mölde, nie zawsze mieli tyle szczęścia. Cztery lata wcześniej zasada bramek na wyjeździe wyeliminowała ich z gry o Ligę Europy (1:1 i 2:2 z Broendby), a rok wcześniej musieli uznać wyższość będącego wówczas na fali Rosenborga (1:1 i 1:2).
Poza legionistami, pozytywne wyniki z drużynami skandynawskimi w eliminacjach do europejskich pucharów w XXI wieku notowały tylko Lech Poznań (6:1 i 1:2 z Fredrikstad FK w sezonie 2009/2010) oraz – ostatnio – (uwaga, uwaga!) Ruch Chorzów (awans po 0:0 i 2:2 z Esbjerg fB w sezonie 2014/2015). Do grona tych zespołów dołożyć możemy także Wisłę Kraków, choć ta z Odense wygrywała już w grupie.
Oprócz wspomnianych wyników… rysuje nam się wstyd, blamaż i porażka. Łącznie, patrząc na XXI wiek, wygraliśmy zaledwie pięć (!) z czternastu dwumeczów, jakie rozegraliśmy z potomkami Wikingów w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, Ligi Europy oraz wcześniej Pucharu UEFA. W spotkaniach przegranych znajdują się te szczególnie dla nas bolesne – blamaże Lecha z AIK Solna (0:3 i 1:0 w sezonie 2012/2013) czy Stjarnanem (0:1, 0:0 w sezonie 2014/2015), Wisły Kraków z Valarengą (porażka po karnych w sezonie 2003/2004) oraz fatalne pojedynki z IFK Goteborg: Śląska Wrocław (0:0 i 0:2 w sezonie 2015/2016) i Piasta Gliwice (0:3 i 0:0 w sezonie 2016/2017).
Jak zatem widać, klubów z północy w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów czy Ligi Europy lekceważyć po prostu nie można. Udowodnił to nam już szereg spotkań z przeszłości oraz – niestety – dzisiejszy pojedynek Lecha. Sam fakt, że w XXI wieku zwyciężyliśmy zaledwie pięć z czternastu dwumeczów z Wikingami, już o czymś świadczy. Dodajmy do tego, że ogólnie w meczach o stawkę (tj. zarówno kwalifikacyjnych, jak i grupowych) ze Skandynawami w przeciągu ostatnich 17 lat zanotowaliśmy zaledwie osiem zwycięstw, a do tego 13 remisów i 11 porażek.
Gdy popatrzymy na te statystyki, po czym przypomnimy sobie, że ostatnio skandynawski zespół udało się wyeliminować ekipie, która przecież nie gra już nawet w ekstraklasie, nieco inaczej patrzymy na rewanż Lecha z Haugesund. Niby po dzisiejszej dobrej końcówce wystarczy wygrać tylko 1:0 przy Bułgarskiej. Z jednej strony to mało, bo „Kolejorz” na własnym terenie grać przecież potrafi. Z drugiej jednak… przecież tyle samo wystarczyło wygrać ze Stjarnanem. Przed nami jeszcze sporo emocji – oby jak najbardziej pozytywnych.
Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!