Arka, pokonując faworyzowane FC Midtjylland, zdobyła serca fanów, nie tylko w Gdyni. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego pokazali, jak wiele zależy w piłce od przygotowania mentalnego. Były trener m.in. Korony uchodzi za świetnego motywatora, bowiem w Kielcach stworzył „bandę świrów”, której znakiem rozpoznawczym była walka i zaangażowanie w każdym meczu. Wygląda na to, że podobny plan ma na drużynę z Gdyni. O tym, co działo się na boisku w czwartek, o huśtawce nastrojów i o szansach w rewanżu rozmawialiśmy po meczu z bohaterem arkowców, Marcusem Da Silvą, który zdobył dwie bramki.
Czy to był Twój najlepszy występ w Arce?
Marcus Da Silva: Czy najlepszy, to nie wiem, ale na pewno było to wyjątkowe, bo nigdy nie grałem w Lidze Europy, a dzisiaj oprócz debiutu zdobyłem dwie bramki.
Będąc w Orkanie Rumia, chyba nie sądziłeś, że Twoja kariera tak się potoczy i że za kilka lat zagrasz w Lidze Europy przy komplecie publiczności, a Twój zespół będzie miał szansę na awans do kolejnej rundy rozgrywek.
Pewnie nie tylko ja. Cała Gdynia bardzo długo czekała na takie wydarzenie i myślę, że dzisiaj wszyscy jesteśmy zadowoleni. Oczywiście, grałem w niższych ligach – gdy przychodziłem do Arki, to na początku wiele osób mnie skreślało. Dopiero po pierwszym sezonie w Gdyni ludzie zaczęli się do mnie przekonywać i zobaczyli, że jestem ważną częścią drużyny. Obecnie jestem zawodnikiem, który ma jeden z najdłuższych staży w klubie.
Mówisz, że na takie wydarzenie cała Gdynia czekała i trudno się z tym nie zgodzić. Tomasz Korynt, który zdobywał dwie bramki 38 lat temu przeciwko Beroe Stara Zagora, podkreślał, że wyrównałeś jego osiągnięcie.
(Śmiech). Dogoniłem, dogoniłem, ale to jest normalne. Nie lubię za bardzo tego typu porównań. Pan Tomasz Korynt jest w sercu każdego kibica Arki, ja ciągle pracuję na to, żeby w Gdyni również mnie wspominano i z chęcią patrzono na moje występy.
Twoja pierwsza bramka dzisiaj to stadiony świata. Powiedz, czy od początku miałeś zamiar, żeby w ten sposób wykończyć akcję, czyli przełożyć piłkę na prawą nogę i uderzyć po dalszym rogu bramki?
Tak, bo moja lewa noga do najlepszych nie należy (śmiech). Dlatego wolałem zrobić zakos i uderzyć z prawej nogi. Muszę przyznać, że wyszło całkiem nieźle.
Wiele osób na stadionie po tej bramce myślało jedynie o tym, żebyście nie stracili szybko bramki na 1:1. To się nie udało i szybko Midtjylland wyszło na prowadzenie. Po golu Dal Hende czuliście się załamani i bezradni?
No tak, czuliśmy się źle, ale to nieważne. Graliśmy z bardzo dobrym i solidnym zespołem. Nie mierzyliśmy się z byle kim – ta drużyna wie, czego chce. Jak straciliśmy pierwszą bramkę na 1:1, to było nam ciężko, a za chwilę gol na 1:2. Na szczęście się zmobilizowaliśmy i poszliśmy za ciosem. Udało się strzelić zwycięską bramkę, za co należą się brawa dla całego zespołu.
Przed losowaniem mówiło się, że chcieliście trafić na zespół pokroju AC Milan czy Everton. Los skojarzył Was jednak z FC Midtjylland, wygraliście 3:2. Przygoda z Milanem mogłaby się dla Was szybko zakończyć, wówczas mielibyście wspomnienia gry z klasowym rywalem. Dzisiaj powiedzieliście „A”. Co zrobić, żeby powiedzieć „B” i awansować do kolejnej rundy?
Nie możemy przegrać w Danii. Nie będzie to wcale dla nas łatwe. Po pierwszym spotkaniu widać, z jaką drużyną przyszło nam grać. Nie chciałbym się powtarzać, ale to naprawdę dobra drużyna. Szanse jednak są. Nikt nie przypuszczał, że będziemy grać przeciwko Midtjylland, tak jak dzisiaj, a jednak pokazaliśmy się z dobrej strony i finalnie wygraliśmy. Byliśmy ambitni, zdeterminowani i to ostatecznie przełożyło się na korzystny dla nas wynik. W Danii chcemy to powtórzyć. Kto wie, jak będzie? Piłka nożna to przecież najbardziej nieprzewidywalny sport na świecie. Mogę obiecać jedynie, że damy z siebie wszystko.
Jaka jest w Twoim odczuciu najmocniejsza strona Duńczyków, patrząc przez pryzmat tego spotkania?
Na pewno nie jest to zespół oparty na indywidualnych umiejętnościach. Nie ma w ich drużynie gwiazd, które potrafią zrobić wielką różnicę. Mają solidnych zawodników, w ataku biega wysoki Nigeryjczyk (Onuachu – przyp. red.). Tak samo dobrze rozgrywa piłkę Poulsen, na skrzydle biega szybki Hassan. Słyszałem, jak oni grają u siebie – podobno mocno dominują. Zresztą widziałeś, jak to wyglądało – grali na wyjeździe, a częściej od nas utrzymywali się przy piłce. Raz za razem próbowali nas zaskoczyć. My natomiast dobrze graliśmy w defensywie, nisko na nogach, nie szliśmy na raz. Przed rewanżem musimy jeszcze kilka rzeczy poprawić, żeby nie przegrać i awansować dalej.
Duży przeskok odczułeś między tym, co jest w polskiej ekstraklasie, a Ligą Europy? Czułeś wyjątkową atmosferę?
Trudno powiedzieć, czy jest to duży przeskok, czy mały. Przede wszystkim różnica polega na tym, że w Lidze Europy masz mecz i rewanż. Tym meczom towarzyszy inna presja. Jak w lidze przegrasz mecz, to tak naprawdę nic wielkiego się nie dzieje. W pucharach bramki stracone u siebie liczą się podwójnie, a w lidze nie. Dzisiaj strzeliliśmy na 1:0, chcieliśmy kontrolować spotkanie, a po chwili przegrywaliśmy już 1:2. W Pucharze Polski też jest system mecz i rewanż.
Tak, jak wspomniałeś – masz jeden z najdłuższych staży w zespole. Arka na początku tego sezonu wydaje się drużyną rozsądniej grającą niż chociażby w ubiegłej kampanii. Obawiasz się o podobną końcówkę sezonu, czyli nerwową i niepewną do ostatniej kolejki, czy jednak czujesz, że stać Was na więcej?
Myślę, że jest za wcześnie, żeby cokolwiek wyrokować. Dopiero były dwie kolejki, moim zdaniem pierwsze oceny można wydać w połowie rundy. Teraz Lech i Legia są na dole tabeli. Jak wygramy mecz, to zaraz wszyscy będą mówić o mistrzostwie, a jeśli przegramy, to znowu częściej będziemy słyszeć o walce o utrzymanie. To jest oczywiście normalna rzecz, ale na oceny jest za wcześnie.
W Gdyni rozmawiał Jakub Treć
ZGARNIJ DARMOWY ZAKŁAD
20 PLN W LVBET