Ligowcy wprowadzili kibiców w przedziwny stan umysłu. Grają tak niemrawo, że osoby niezorientowane mogą się zacząć zastanawiać, czego dokładnie dotyczy reforma LOTTO Ekstraklasy. Czy aby na pewno braku podziału punktów? Na razie wygląda wszystko tak, jakby o zdobyciu mistrzostwa miał decydować bilans bramek – wygrywają ci, którzy są najbliżej zera. Wówczas nie można byłoby się dziwić serii kilkunastu spotkań bez strzelonej bramki w pierwszej połowie. Nigdy nie jest jednak tak źle, by nie można było kogoś wyróżnić. Na tle ligowej mizerii, ale również na tle czwartej drużyny poprzedniego sezonu Eredivisie, świetnie wypadł Łukasz Trałka.
Sytuacja jest o tyle ciekawa, że zapewne nawet kibice Lecha na początku obecnego sezonu nie przywiązywali większej wagi do dyspozycji Trałki. Nie ma tu najmniejszego znaczenia pozycja zajmowana przez zawodnika i związane z tym wywody na temat tego, jak niedoceniani w świecie dzisiejszej piłki są defensywni pomocnicy. Lech ściągnął do siebie tylu nowych piłkarzy we wciąż trwającym oknie transferowym, że Trałka odsunął się niejako w cień. Czy Gytkjaer będzie groźnym napastnikiem? Czy Dilaver i Janicki będą potrafili zabezpieczyć tyły? Takie pytania padały najczęściej. Natomiast nikt się nie przejmował tym, jak Trałka i Tetteh będą radzić sobie w środku pola.
Trener Nenad Bjelica może mówić, że ma w kadrze dwóch sprawdzonych zawodników od wykonywania czarnej roboty na boisku. Kłopotu bogactwa na pozycji defensywnego pomocnika zatem nie ma. Tym bardziej, że Tetteh to piłkarz absolutnie nieprzewidywalny – niestety w złym tego słowa znaczeniu. Ghańczyk co pewien czas usilnie stara się sprawdzać wytrzymałość kości w dolnych kończynach rywali, przez co Komisja Ligi funduje mu kilkutygodniowy odpoczynek. Ostatnia kara Tetteha (za faul na Arkadiuszu Recy w 2. kolejce) będzie obowiązywać jeszcze przez dwie kolejki. W takiej sytuacji Bjelica nie ma nie tylko kłopotu bogactwa, ale nie ma też żadnego pola manewru – od pierwszej do ostatniej minuty w każdym meczu musi grać Łukasz Trałka. Na razie 33-latek z Rzeszowa spisuje się naprawdę dobrze.
Nietrudno chwalić „Kolejorza” po okazałym zwycięstwie 5:1 nad Piastem Gliwice. Łukasz Trałka rozegrał pełne 90 minut, zrobił porządek w środku pola, a także dołożył coś ekstra, czyli bramkę na 4:1. Może uderzenie nie było przedniej urody, ale na co innego warto zwrócić uwagę. Lech prowadził 3:1, miał mecz pod kontrolą, do ostatniego gwizdka sędziego pozostawało około 10 minut. Trałka mógłby dać sobie już spokój z bieganiem do przodu i skupić się jedynie na zadaniach defensywnych. Tym bardziej, że po wykluczeniu z gry Tetteha Trałka nie może narzekać na nadmiar wolnego czasu. Co trzy dni mecz, harówa od pierwszej do ostatniej minuty. On postanowił się jednak włączyć do akcji, znalazł się zupełnie niepilnowany w polu karnym i nawet złe przyjęcie piłki nie przeszkodziło mu w pomyślnym sfinalizowaniu akcji.
Zarejestruj się w Totolotku. Damy Ci 500 zł bonusu od depozytu i 20 zł na darmowy zakład
Zresztą nie był to pierwszy dobry mecz Trałki w tym sezonie. W starciu z FC Utrecht był jednym z najlepszych, a może nawet najlepszym zawodnikiem na boisku. Nadążał za każdą akcją, wygrywał walkę o górne piłki, potrafił wyprzedzić przeciwników – laurka, ale jak najbardziej zasłużona. Na jej drugą część Trałka musi zapracować oczywiście w rewanżu, bo jeśli tutaj popisze się zagraniem w stylu Fojuta z meczu przeciwko Jagiellonii, to wcześniejsze zasługi odejdą w zapomnienie. Należy jednak dodać, że Trałka jest obecnie ostatnim piłkarzem Lecha, po którym spodziewalibyśmy się takiego farfocla.
Kiedy Łukasz Trałka wchodzi na swój najwyższy poziom, dość szybko pojawiają się głosy, że jest to poziom reprezentacyjny. Trudno się takim opiniom dziwić, bo skoro w ostatnich latach ważne role w kadrze odgrywali Adam Matuszczyk, Tomasz Jodłowiec czy Krzysztof Mączyński, to nierozwikłaną zagadką jest, dlaczego żaden z selekcjonerów nie dał poważnej szansy pomocnikowi „Kolejorza”. Wymienieni wyżej piłkarze nie wyśrubowali zbyt mocno poziomu defensywnego pomocnika w reprezentacji Polski. Obecnie nie ma tematu Łukasza Trałki w kadrze. Ostatni mecz rozegrał w niej w 2012 roku i najprawdopodobniej kolejnej okazji do gry z orzełkiem na piersi już nie dostanie. Adam Nawałka woli stawiać na zawodników młodszych – Jacek Góralski i Damian Dąbrowski to swego rodzaju inwestycja w przyszłości.
Nie ma mowy o tym, by Trałka zaprzątał sobie głowę nadchodzącym mundialem. Doskonale wie, że na niego nie pojedzie. Ale równie dobrze wie, jak ważną postacią jest w Lechu Poznań. Obecnie to jedyny piłkarz nie do zastąpienia w „Kolejorzu”. Komfort? Chyba można tak to nazwać. Najważniejsze, że Trałka w tak dogodnej sytuacji nie osiadł na laurach, tylko wzbił się ponad przeciętność.