Kto nazwał go pizdą i dziwadłem? Dlaczego nigdy już nie zaufał dyrektorom sportowym? I najważniejsze – w jaki sposób dorobił się takiej renomy i fortuny? Poznajcie historię Mino Raioli, być może najlepszego agenta na świecie.
– Jest złym agentem. Jest… po prostu gnojkiem – tak opisał go sir Alex Ferguson w 2012 roku, kiedy włoski agent zamącił w głowie nastoletniego wówczas Paula Pogby i wyrwał go z sideł Manchesteru United. Z jednej strony, Szkot miał rację, lecz z drugiej, należy przyznać – bardzo skutecznym gnojkiem.
Słowa jednego z najwybitniejszych menedżerów w historii futbolu najdobitniej opisują Raiolę. Wiele osób zgodzi się z jego opinią i śmiało przybije mu piątkę. Włoch stał się jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie, biorąc pod uwagę rynek transferowy – kieruje się zasadą „po trupach do celu”, idealnie sterując tym biznesem. Ocena Fergusona to więc niejako oksymoron, ponieważ Raiola wcale nie jest złym agentem. Jest w rzeczywistości jednym z najlepszych.
Urodzony w Salerno, we Włoszech. Dzieciństwo spędził jednak w małym, holenderskim mieście Haarlem, dokąd wyemigrowali jego rodzice pod koniec lat 60. Jego rodzina na co dzień zajmowała się małą restauracją, w której serwowała pizzę. Od młodych lat mały Mino pomagał rodzicom w prowadzeniu lokalu. Zmywanie naczyń, przyjęcie klienta, zmycie podłóg – nic nie było mu straszne. Raiola wspomina, że jego rodzice pracowali niemalże całą dobę. Przez kilka lat rozwijania rodzinnego biznesu dorobili się aż jedenastu restauracji.
Od zawsze kręcił go biznes. Mino od najmłodszych lat nie miał problemu z komunikacją. Nauczył się tego już pracując z ojcem, a dodatkowa znajomość języka włoskiego oraz holenderskiego spowodowała, że wszystkie formalności związane z restauracją spadły na jego barki. Dość szybko udało mu się dorosnąć i stanąć na własne nogi. W wieku 19 lat zarabiał już gigantyczne pieniądze jak na nastolatka, kupując pobliski McDonald’s i sprzedając deweloperowi nieruchomość za fortunę.
Taki biznes go jednak nie kręcił. Raiola miał bzika na punkcie futbolu, dlatego szybko w jego umyśle zakiełkowała myśl, aby połączyć pasję z zarobkiem. Z tego względu zrezygnował ze studiów prawniczych i został dyrektorem technicznym w lokalnym klubie FC Haarlem, dla którego występował jako młodzieniec. Zapewne zastanawiacie się, w jaki sposób dostał tę pracę. Okazuje się, że w bardzo przypadkowy: – Prezydent klubu zapraszał nas na obiad w każdy piątek. Śmiało mówiłem mu, że nie ma pojęcia o futbolu. Pewnego dnia zabrał mnie na bok i powiedział, abym spróbował – wspomina Włoch. Sielanka trwała jednak krótko, ponieważ Raiola dość szybko pokłócił się z innymi zarządcami klubu i trzasnął drzwiami, przyznając sobie wilczy bilet.
Dzięki temu ruchowi Raiola mógł skoncentrować się na firmie Intermezzo, która pomogła mu wejść w biznes futbolowy na dobre. Owe przedsiębiorstwo pomogło wytransferować Bryana Roya z Ajaksu do włoskiej Foggii. Roy był pierwszym klientem włoskiego agenta, a sam Raiola spędził z nim siedem miesięcy, dzień w dzień, pomagając mu nawet… pomalować jego dom.
Transfer Roya i znaczenie Raioli w tej transakcji nie pozostały niezauważone. Rob Jansen, jeden z czołowych agentów w Holandii, poprosił Włocha, aby jako pośrednik pomógł w sprzedaży Dennisa Bergkampa z Ajaksu do Interu w 1993 roku. Jansen był pod wrażeniem jego skuteczności i nawet dał mu pracę w jego firmie Promotion Sports, ale Raiola ją odrzucił, chcąc działać indywidualnie. Holender był wściekły, ale przyszły superagent miał to w dupie.
W Foggi Raiola zawarł dwie najważniejsze relacje w swoim życiu – poznał przyszłą żonę oraz Zdenka Zemana. Ich przyjaźń polegała na rozmowach o futbolu, w których to Raiola często wspominał, że pragnie znaleźć doskonałego piłkarza, który otworzy mu bramę w stronę europejskiej kariery. Wtedy pojawił się Pavel Nedved.
Zapytany o kulisy transferu Nedveda do Juventusu, Raiola zdradza, że można o tym napisać książkę. W 2001 roku Czech był szczęśliwy w Rzymie. Futbol jednak pragnie przepływu pieniędzy, dlatego Raiola postanowił postawić wszystko na jedną kartę i niemal codziennie prosił Nedveda, aby uległ i rozpoczął negocjacje z klubem z Turynu. Zawodnik w końcu uległ i wsiadł do prywatnego helikoptera Raioli, aby rozpocząć tajne negocjacje transferowe z „Juve”. Jak się okazało – tajne do czasu.
Bowiem kiedy piłkarz z agentem wylądowali już w Turynie, całe Włochy wiedziały, co się kroi. Parę z ust puścił dyrektor techniczny Juventusu, Luciano Moggi, który poinformował media o negocjacjach. Nedved zatem nie miał szans na powrót do Lazio. Raiola umówił się na spotkanie z Moggim, jednak dyrektor Juventusu się spóźniał. Raiola nie zamierzał czekać i wstał od stołu, w którym zasiadali inni zarządcy klubu. Włoch znalazł Moggiego w klubowej restauracji i zapytał:
– Czy to Pan Moggi? – zapytał.
– Tak – usłyszał w odpowiedzi.
– Uważam, że to bardzo niegrzeczne, że muszę na Ciebie czekać.
– Kim jesteś?
– Jestem Mino Raiola.
– Ach, jesteś Raiola… słuchaj, jeśli jesteś dla mnie nieprzyjemny, nigdy nie sprzedasz gracza we Włoszech.
Ostatecznie, pomimo feralnej rozmowy, negocjacje zostały podjęte. Raiola oczekiwał, że jego żądania zostaną spełnione, a kontrakt szybko podpisany. Podczas konwersacji nagle wypalił: – Chcę, aby Pavel zarabiał więcej niż Zidane w Realu Madryt. Jego propozycja została wyśmiana, a Nedved podpisał kontrakt niezawierający żadnego podpunktu o pensji. Włoski agent jednak nie zamierzał odpuszczać i kolejnego dnia wszystko zostało podpisane na normalnych warunkach. Oczywiście na warunkach Raioli.
Transfer Nedveda ukierunkował przyszłość Raioli. Miał już znacznie więcej kontaktów, był bardziej szanowany, a co najważniejsze – lgnęli do niego kolejni piłkarze. Kolejnym z nich był Zlatan Ibrahimović, który potrzebował w tamtym czasie agenta. Włocha polecił mu holenderski dziennikarz, Thijs Slegers, chociaż ostrzegł, że ten agent bardziej przypomina członka mafii. Zlatanowi to się bardzo spodobało, a spotkanie szybko zostało zorganizowane w eleganckiej japońskiej restauracji. Ibrahimović pojawił się w garniturze, zakładając swój drogocenny zegarek. Szwed spodziewał się, że po drugiej stronie usiądzie ktoś z jeszcze droższym zegarkiem niż jego, ale mylił się – spotkał otyłego człowieka w dżinsach i koszulką Nike. „Czy to dziwadło może być agentem?” – pomyślał Zlatan.
Skąd takie zachowanie Raioli? Dla niego było to kolejne spotkanie biznesowe. Szybko zdał sobie sprawę, że ego Zlatana trzeba jak najszybciej zrzucić do parteru. Powiedział mu, że jest kupą gówna, a żeby zostać najlepszym graczem na świecie musi ciężko pracować. Zlatanowi to zaimponowało i jakiś czas później zadzwonił do Włocha, który oświadczył mu, że będzie musiał sprzedać swoje wszystkie drogie zabawki i skupić się na futbolu.
Raiola odegrał znaczącą rolę w sukcesie Ibrahimovicia, pełniąc rolę pośrednika w kolejnych transferach. Przez 15 lat kariery zarobił z samych rocznych pensji 131 milionów euro. Pieniądze nie są jednak najważniejsze w ich relacji, bowiem przez te wszystkie lata tę dwójkę połączyła przyjaźń.
Nie wszyscy klienci włoskiego agenta odnosili jednak sukcesy. Sztandarowym przykładem jest Mario Balotelli, piłkarz z niekwestionowanym talentem, ale z o wiele gorszą postawą. Mario w 2012 roku podczas półfinału Euro miał u swoich stóp cały świat, by w ciągu kilku lat to wszystko spieprzyć. Raiola niedawno przyznał, że część winy za taki rozwój wydarzeń bierze na świecie. Jakiś czas temu stwierdził: – Gdyby Mario miał umysł Zlatana, Lionel Messi dziś miałby mniej Złotych Piłek w swoim pokoju. Okiełznanie Balotellego mogło być jednak zadaniem niewykonalnym. Pewnego razu piłkarz zadzwonił do swojego agenta w panice, aby poinformować go, że jego dom właśnie płonie. Raiola zasugerował mu wezwanie straży pożarnej. To wiele pokazuje, z kim miał – i nadal ma – do czynienia.
Zbliżając się do swoich 50-tych urodzin, Raiola ewidentnie dojrzał w tym biznesie. Wie, jak poruszać się na rynku, doskonale prowadząc karierę między innymi Paula Pogby. Raiola w 2012 roku wmówił mu, że jest niedoceniany w United i po prostu go stamtąd zabrał. Na spotkaniu z Fergusonem poprosił o nową umowę dla Francuza, wiedząc, że spotka się z odmową. – Jesteś pizdą – usłyszał Włoch od Szkota.
Cztery lata później pomocnik wrócił na Old Trafford za rekordową opłatę 89 milionów funtów. Dodatkowe 20 baniek zostało przelanych na konto Raioli. To była transakcja idealnie oddająca, jak działa włoski agent. Tego lata doświadczyliśmy czegoś podobnego w związku z Romelu Lukaku. W grze, oprócz United, była także Chelsea, ale „The Blues” nie mieli zamiaru płacić jakichkolwiek pieniędzy agentowi. Głównie dlatego Belg trafił do „Diabłów”. Oprócz Ibrahimovicia, Pogby, Lukaku oraz Balotellego, z jego usług korzystają także Gianluigi Donnarumma, Blaise Matuidi, Henrikh Mkhitaryan, a ostatnio nawet Marco Verratti i wielu, wielu innych.
Wzrost kariery Raioli może budzić podziw. Włoch nie dokonałby tego jednak bez lojalności wobec swoich zawodników, inteligencji oraz świadomości biznesowej. W świecie futbolu większość być może nazywa go tak jak Ferguson, ale wątpliwe, żeby tym się przejmował. W końcu nie opinia, tylko stan konta i zadowolenie jego klientów jest tutaj o wiele ważniejsze.