Przygoda Geoffreya Kondogbii z Interem – mówiąc delikatnie – nie była szczególnie udana. Kosztował niemal 40 milionów euro, ale miał problemy z wywalczeniem sobie miejsca w podstawowej jedenastce. Kiedy już grał, zazwyczaj rozczarowywał, by nie powiedzieć, że najzwyczajniej w świecie się kompromitował. Teraz otrzyma drugą, i prawdopodobnie ostatnią, szansę w silnej lidze. Pomocną dłoń wyciągnęła Valencia, która potrzebuje Kondogbii tak mocno, jak sam zawodnik potrzebował nowego klubu.
A miało być tak pięknie. Kondogbia trafił do Interu po naprawdę udanym okresie w Monaco, kiedy to zespół z Księstwa odnosił pozytywne rezultaty nie tylko na własnym podwórku, ale również w Lidze Mistrzów. Francuski pomocnik był wówczas jednym z najlepszych defensywnych graczy w Europie, choć miał zaledwie 22 lata. Imponowała jego szybkość, umiejętność odbioru piłki, niezłe uderzenie z dystansu i ciąg na bramkę rywala, który jest rzadkością u defensywnych pomocników. Trudno zatem się dziwić, że Inter był skłonny wyłożyć za Kondogbię nawet 36 milionów euro.
Po transferze do Mediolanu Kondogbia autentycznie zapomniał, jak grać w piłkę. W koszulce Interu Francuz nawet nie przypominał tego zawodnika, który w pojedynkę potrafił zdominować środek pola w Ligue 1. Kondogbia był niezdarny z piłką przy nodze, zaliczył głupie straty i grał wyjątkowo nieodpowiedzialnie. Żaden trener (a tych w Interze w jego okresie było sporo), nie zamierzał na dobre zaufać Francuzowi. I trudno im się dziwić.
Taki stan rzeczy nie pomagał jednak Kondogbii, który ewidentnie potrzebował pomocnej dłoni. Takowej w Interze nie otrzymał. Bardzo często piłkarzy przedstawia się jako bezdusznych najemników, grających tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Choć w niektórych przypadkach jest to niestety prawda, to w większości profesjonalni zawodnicy to wciąż duże dzieci, potrzebujące niekiedy pomocy i wręcz ojcowskiego wsparcia ze strony trenera. Kondogbia był tym drugim przypadkiem i ewidentnie sam nie potrafił sobie poradzić ze swoją rozczarowującą formą.
Niepowodzenie Kondogbii w Interze jest efektem kilku czynników. Częste zmiany na ławce trenerskiej, brak zaufania ze strony menedżera i kibiców, a do tego słaba forma całego zespołu, która również negatywnie wpływała na występy samego Francuza. Według niektórych włoskich ekspertów Kondogbia na dobre stracił zaufanie do własnych umiejętności, kiedy Frank de Boer postanowił zdjąć go z boiska po 28 minutach gry w meczu o stawkę.
Niesprawiedliwością wobec klubu byłoby jednak stwierdzenie, że to tylko i wyłącznie Inter jest winny słabej formy Kondogbii. Sam zawodnik źle dobrał sobie współpracowników i sam również nie był aniołkiem. Zarówno on, jak i jego przedstawiciele często mówili o słowo za dużo, co skutkowało słabymi relacjami na linii piłkarz–kibice.
Tym sposobem Kondogbia przez kibiców żegnany był jako „idiota”, „gość niegodny zakładania koszulki Interu” czy „bezmózg”. W Valencii swoją karierę rozpocznie z czystą kartką. Wszyscy wolelibyśmy widzieć Kondogbię z czasów Monaco. Czy jednak Francuz zdoła powrócić do gry ze swojego najlepszego okresu, okaże się już w najbliższej kampanii. Pewni możemy być tylko jednego – nawet jeśli Valencia nie zdecyduje się wykupić Kondogbii, Francuz nie będzie miał czego szukać po powrocie w Interze.