Czasem warto dać człowiekowi drugą szansę, nawet jeśli wcześniej totalnie mu nie idzie. O tym, że można wyciągnąć kogoś z chwilowego dołka, przekonała się Valencia. Geoffrey Kondogbia zanotował bowiem debiut jak marzenie, strzelając bramkę Realowi Madryt.
Miał bardzo dobry okres w AS Monaco, po którym przyszedł nagły dołek. Geoffrey Kondogbia swojej przygody z Interem Mediolan na pewno nie zaliczy do najbardziej udanych. Tymczasem, mimo kiepskiej gry, pomocną rękę do zawodnika wyciągnęła Valencia.
O tym, że „Nietoperze” dały zawodnikowi prawdopodobnie ostatnią szansę na karierę w poważnej lidze, pisaliśmy już TUTAJ. Nikt jednak chyba – łącznie z kibicami Valencii oraz wszystkimi jej oficjelami – nie myślał, że zawodnik zacznie tak dobrze.
Z Valencią Kondogbia związał się w poniedziałek. Od tego czasu miał zaledwie kilka dni do debiutu. I to jakiego! Nie każdy przecież na wejście do gry w nowym klubie dostaje szansę w rywalizacji przeciwko Realowi Madryt. Tymczasem już w niedzielę Kondogbia wyszedł w pierwszym składzie „Nietoperzy” na Santiago Bernabeu.
Jego zespół radził sobie świetnie, a on sam zdawał się pomagać kolegom z drużyny dużo bardziej niż w Interze. W 77. minucie świetną piłkę zagrał mu Rodrigo, a on… wykorzystał szansę, strzelając na 2:1. Przez chwilę stał się w ten sposób bohaterem dla kibiców swojego klubu. I pomimo że – dzięki kolejnemu kosmicznemu trafieniu Asensio – Real zdołał doprowadzić do wyrównania, a mecz zakończył się remisem, trzeba przyznać, że lepszego startu w nowym klubie Kondogbia nie mógł sobie wymarzyć.
GOAL: @Geo_Kondogbia fizzes a low shot past @NavasKeylor' reach to set up a dramatic finish at the Bernabeu. @realmadriden 1-2 @valenciacf pic.twitter.com/P9pvuYoUpa
— beIN SPORTS USA (@beINSPORTSUSA) August 27, 2017
Bramka, która de facto zatrzymała „Królewskich”, powinna dać Geoffrey’owi Kondogbii dużą dozę pewności siebie, a jego przełożonym – podwyższyć stopień zaufania do zawodnika. Być może druga szansa, jaka została mu dana, okaże się rozpoczęciem drugiego piłkarskiego życia.
Historia ta, choć jeszcze nie wiemy, jak się skończy, może napawać optymizmem wszystkich trzymających kciuki za Grzegorza Krychowiaka. Wydaje się, że nasz reprezentant znajduje się w tej chwili w podobnej sytuacji. Oby również (i to jak najszybciej) znalazł się ktoś, kto wyciągnie do Polaka pomocną dłoń i pomoże mu odbudować się w którejś z liczących się europejskich lig.