Jeszcze parę lat temu wróżono mu całkiem dobrą karierę. Teraz widzimy już, że może nie jest ona wielka, ale na pewno bardzo barwna. Po przygodzie w Azji Adrian Mierzejewski rozpoczyna podbój kolejnego kontynentu. Debiut w barwach Sydney FC może uznać za udany.
Gdy w 2011 roku przechodził z Polonii Warszawa do tureckiego Trabzonsporu, wydawało się, że za chwilę jego kariera nabierze rozpędu. Rzeczywiście nabrała – na tyle, że już niebawem Adrian Mierzejewski zaczął przenosić się coraz bardziej na wschód. Polak z dobrej strony pokazał się saudyjskim kibicom podczas swojej gry dla Al-Nassr, zdobywając nawet z klubem mistrzostwo kraju. Następnie spróbował swoich sił w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie reprezentował barwy Al-Sharjah.
Mimo gry dla zupełnie nieznanych w Polsce klubów co jakiś czas regularnie przypominał o sobie, zdobywając bramkę lub popisując się widowiskową grą. Na tyle widowiskową, że znalazła się nawet pewna grupa kibiców uważających, że zasługuje on na jeszcze jedną szansę gry dla reprezentacji.
Mierzejewski jednak ani myślał wracać na Zachód. Wręcz przeciwnie – kolejny transfer Polaka sprawił, że ten wylądował na drugim końcu świata – w Sydney FC – z zamiarem podbicia kolejnego kontynentu. 30-latek zadebiutował dziś w nowych barwach. Od razu bardzo udanie.
Sydney FC dziś rano (polskiego czasu) mierzyło się w 1/8 finału Pucharu Australii z Bankstown Berries i było zdecydowanym faworytem tego spotkania. Mierzejewski na murawie pojawił się w 71. minucie, gdy jego drużyna prowadziła już 2:0. Mimo iż nie dostał zbyt dużo czasu, debiut może uznać za całkiem udany. Klubowi koledzy pozwolili mu bowiem podejść do rzutu karnego w doliczonym czasie gry, a Adrian… bardzo pewnie go wykorzystał.
#FFACup Mierzejewski's first goal for The Sky Blues pic.twitter.com/DGBKLUvVCZ
— John Seroukas (@john_seroukas) August 29, 2017
Miejmy nadzieję, że bramka strzelona w debiucie jest tylko początkiem świetnego sezonu Polaka w drużynie z Sydney, a barwna kariera jeszcze bardziej się rozwinie. Show must go on!