Byli najtrudniejszym rywalem, jaki mógł nam się trafić, spośród tych losowanych z ostatniego koszyka. Reprezentacja Kazachstanu, pomimo iż teoretycznie jest zespołem zdecydowanie słabszym od pozostałych, na przestrzeni ostatnich lat wyzbyła się łatki „chłopca do bicia”. Dziś trzeba ją pokonać.
Azjaci w UEFA?
Kazachstan odzyskał niepodległość od ZSRR 16 grudnia 1991 roku. Wówczas to ukształtowały się również granice państwa – państwa ogromnego, choć bardzo słabo zaludnionego. Mimo iż pod względem powierzchni jest 9. krajem świata, ma nieco mniej niż połowę liczby obywateli w stosunku do Polski.
Nowo powstały kraj – jak przystało na nowy twór polityczny – szybko stworzył również struktury sportowe. Jako że tylko 12% powierzchni Kazachstanu należy geograficznie do Europy, a cała reszta do Azji, naturalna była gra w azjatyckiej strefie AFC. Po dziesięciu latach walki z pobliskimi narodami w 2001 roku Kazachowie zaaplikowali jednak o włączenie do UEFA. Ich wniosek szybko, bo w ciągu zaledwie roku, został zaakceptowany – oficjalnie dla podniesienia poziomu gry w kraju.
Praktycznie jednak nie mogło o to chodzić. Kazachstan zamienił bowiem strefę AFC, w której mógłby realnie włączyć się, przynajmniej raz na jakiś czas, w walkę o awans na mistrzostwa świata, a w Pucharze Azji grałby regularnie – na strefę UEFA, w której… został przywitany remisami z Estonią i Maltą oraz porażkami z Łotwą i Wyspami Owczymi. Realnie zapewne wszystko rozbiło się zatem o… kazachskie złoża ropy, węgla i gazu. No bo przecież „jak nie wiadomo, o co chodzi, zapewne chodzi o pieniądze”.
Bardzo słabe początki
W pierwszych latach gry w strefie europejskiej Kazachstan rzeczywiście był „chłopcem do bicia”. Nie tylko reprezentacja, ale również kluby z tamtejszej ligi na stadionach zbierały nieprawdopodobny oklep od rywali. Aby posmakować zwycięstwa, Kazachowie musieli grać… mecze towarzyskie z ekipami z Azji. Tak było przez pierwsze kilka lat.
W tym czasie – co ciekawe – również i my zmierzyliśmy się z reprezentacją Kazachstanu. Był 6 czerwca 2003 roku, a nasza kadra szykowała się do rywalizacji ze Szwecją – najsilniejszą drużyną w naszej grupie eliminacji Euro 2004. Nowy trener „Biało-czerwonych” – Paweł Janas, dla którego był to szósty mecz na tym stanowisku – miał okazję przetestować nowe ustawienia. I choć, powiedzmy to sobie szczerze, nie byliśmy wówczas w światowej czołówce, jeśli chodzi o reprezentacje, z Kazachstanem poradziliśmy sobie szybko, łatwo i przyjemnie. Bramki strzelali tacy zawodnicy, jak Artur Wichniarek, Tomasz Dawidowski czy Jacek Krzynówek, a Polska pewnie pokonała egzotycznych rywali 3:0.
Kolejne spotkania w innych rolach
Następnym razem z reprezentacją Kazachstanu mieliśmy okazję spotkać się podczas eliminacji do Euro 2008. Było to jednak zupełnie inne spotkanie od tego rozgrywanego pięć lat wcześniej. Bo choć drogę do Austrii pamiętać możemy głównie ze świetnych spotkań z Portugalią i Belgią, początek wcale nie był usłany różami.
Polacy eliminacje rozpoczęli od przegranej 1:3 z Finlandią i remisu na własnym stadionie z Serbią. Mieliśmy wówczas jeden punkt i w tabeli wyprzedzał nas… choćby Kazachstan, który po remisach z Belgią i Azerbejdżanem, powoli przestawał być najsłabszą z ekip. Mecz w Ałmatach wcale nie był taki prosty, jak sądziliśmy, i wygraliśmy go zaledwie 1:0 po bramce Euzebiusza Smolarka z 53. minuty.
Do meczu rewanżowego z Kazachami podchodziliśmy już w zupełnie innych nastrojach. Mimo wpadek (remis z Finlandią i porażka z Armenią) mieliśmy za sobą dwa nieprawdopodobne mecze z Portugalią (2:1 i 2:2) oraz wygraną z Belgami. Awans na Euro – pierwszy w historii polskiego futbolu – stawał się zatem całkiem realny. Cel na mecz w Warszawie był jasny – zwycięstwo, które znacznie przybliży nas do upragnionego wyjazdu do Austrii.
I tym razem szło nam jednak jak po grudzie. Co najgorsze – w 20. minucie Dmitrij Biakow zdołał strzelić bramkę i sensacyjnie do przerwy to Kazachstan prowadził 1:0. W drugiej połowie doszło zaś do rzeczy dziwnych. Najpierw na stadionie zgasło światło, przez co musieliśmy poczekać dobre kilkanaście minut na wznowienie gry, a następnie… „Biało-czerwoni” zaczęli grać, jak z nut. Ebi Smolarek zapakował hat-tricka i w rezultacie pokonaliśmy Kazachów 3:1, torując sobie w ten sposób drogę do awansu.
Nie tacy słabi
Eliminacje do Euro 2008 były bardzo udane nie tylko dla nas, ale również dla Kazachstanu. Tak, to właśnie podczas nich zanotował swoje pierwsze zwycięstwo w meczu o punkty z drużyną ze strefy UEFA. Na nasze szczęście, wypunktował jednego z głównych rywali „Biało-czerwonych” do awansu – Serbów.
Kolejne turnieje z udziałem Kazachów wychodziły im coraz lepiej. Eliminacje do mistrzostw świata 2014 zakończyli już na przedostatnim miejscu w grupie, notując remis z Austrią oraz wyrywając cztery punkty Wyspom Owczym. Nieźle spisali się również podczas eliminacji do mistrzostw Europy 2016, kiedy to pokonali na wyjeździe Łotwę oraz… zremisowali (również na wyjeździe) z Islandią, czyli ekipą, która przecież pewnie awansowała na Euro.
W ciągu ostatnich lat w Kazachstanie nastąpił prawdziwy boom na piłkę. Tamtejsze kluby zaczęły wygrywać mecze i poważnie liczyć się w walce o europejskie puchary. Najlepszym przykładem na to, jak groźni potrafią być Kazachowie, stała się Astana. Stołeczny klub raz już zdołał zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, a w tym roku pewnie wyeliminował mistrza Polski – Legię Warszawa.
Skład zbudowany na Astanie
Część zawodników naszej kadry związanych z Legią Warszawa będzie miła dziś okazję do rewanżu. Reprezentacja Kazachstanu zbudowana jest bowiem głównie w oparciu o skład krajowego mistrza. Na mecz z Polską powołanych zostało aż ośmiu (!) zawodników Astany. Michał Pazdan czy Krzysztof Mączyński jeszcze raz będą mogli zatem spojrzeć im w oczy.
Dla pozostałej części kadrowiczów dzisiejsze spotkanie również będzie świetną okazją do rewanżu. Trzeba bowiem nie tylko, co oczywiste, zmazać plamę po meczu z Duńczykami, ale także po meczu w Astanie. I nie, nie chodzi tu o Legię. Bo choć nie chcemy już o tym pamiętać, na samym początku eliminacji MŚ 2018 zdarzyła nam się wpadka. Choć po golach Kapustki i Lewandowskiego prowadziliśmy na wyjeździe z Kazachami 2:0, ci byli w stanie odwdzięczyć nam się dwoma trafieniami Chiżniczenki, doprowadzając tym samym do remisu.
Ten mecz trzeba wygrać
Po niefortunnym wrześniowym starciu mamy z Kazachstanem nadal korzystny, choć nie powalający bilans. Z czterech rozegranych spotkań wygraliśmy trzy i jedno zremisowaliśmy, a nasz bilans bramkowy wynosi 9:3. W meczach o punkty wygląda to gorzej – dwa zwycięstwa, remis i bilans bramkowy 6:3.
Kazachstan jest obecnie najlepszą z najgorszych europejskich drużyn. Pomimo iż losowana jest z ostatniego koszyka, nikt nie chce na nią trafić. Wyjazd oznacza bowiem przemierzanie tysięcy kilometrów, mecz domowy bywa natomiast nieprzewidywalny. Bo choć nadal punktuje rzadko, potrafi ukąsić.
Nie ma zatem co się łudzić, że dziś czeka nas spacerek. Ten mecz trzeba jednak koniecznie wygrać, aby do dwóch (lub nawet trzech – w przypadku piłkarz Legii) plam, nie dołożyć kolejnej, aby się podnieść, wrócić do dobre tory i pewnym krokiem zmierzać już na mundial w Rosji.