Aż trudno w to uwierzyć, ale jednej z najlepszych piłkarsko drużyn na kontynencie afrykańskim nie mogliśmy oglądać na mistrzostwach świata od 28 lat. Egipt był dosłownie mistrzem w zaprzepaszczaniu szans na mundial. Teraz – dzięki stalowym nerwom Salaha – może już cieszyć się z awansu.
Ostatni raz na mistrzostwach świata reprezentacja Egiptu zagrała w 1990 roku. Wówczas, na turnieju w USA, „Faraonowie” nie pozostawili po sobie złego wrażenia. Co prawda odpadli już w grupie, lecz odnotowali w niej remisy z Holandią (1:1) i Irlandią (0:0), a z turnieju ostatecznie wykluczyła ich porażka 0:1 z Anglikami.
Od tego czasu było już jednak tylko gorzej. Mimo iż na kontynencie rządzili i dzielili podczas Pucharów Narodów Afryki, który w latach 2006–2010 udało im się zdobyć trzy razy z rzędu (!), nie przekładało się to zupełnie na grę z przecież tymi samymi ekipami podczas eliminacji do mistrzostw świata.
Wyjazd do Włoch w 1994 roku przegrali już w pierwszej rundzie, gdy lepsze okazało się… Zimbabwe. Cztery lata później z gry o mundial wykluczyła ich Tunezja. Wydawało się, że wszystko będzie dobrze w 2002 roku, kiedy przed ostatnią kolejką „Faraonowie” mieli awans w swoich rękach. W ostatniej kolejce eliminacji Egipt grał wówczas z Algierią na wyjeździe, a daleko na południu Namibia podejmowała Senegal. Wystarczyło wówczas pokonać Algierię, zdobywając przy tym więcej niż dwie bramki przewagi mniej nad rywalami, niż Senegalczycy. Podczas gdy jednak „Lwy Terrangi” gromiły swoich przeciwników 5:0, Egipt… ledwie zremisował swój mecz (1:1) i pożegnał się z awansem.
W 2005 roku „Faraonowie” nie byli w stanie pokonać w eliminacjach MŚ 2006 Wybrzeża Kości Słoniowej i Kamerunu. Mimo że to właśnie z tymi ekipami mieli później wygrywać finały Pucharów Narodów Afryki w 2006 i 2008 roku.
Przy eliminacjach MŚ 2010 ponownie w ostatniej kolejce mieli wszystko w swoich rękach. Co prawda sytuacja nie była tak komfortowa, jak podczas eliminacji do mundialu 2002, ale i tym razem wystarczyło pokonać Algierię trzema bramkami lub nawet dwoma, z tym warunkiem, że nie 2:0. No cóż… padł właśnie wynik 2:0, do tego wyszarpany po golu Emada Mataeba w 95. minucie. Taki rezultat sprawił, że Egipt i Algieria miały w tabeli identyczny bilans… wszystkiego. Zarządzono zatem rozegranie dodatkowego meczu między tymi ekipami, na neutralnym terenie – w Sudanie. Tam Egipt ponownie w koncertowy sposób zaprzepaścił szansę na mundial i mimo okazji podbramkowych popisał się nieskutecznością, przegrywając 0:1.
Wszystko zupełnie inaczej miało być cztery lata temu. Po fenomenalnej pierwszej fazie eliminacji, w której wygrali wszystkie swoje spotkania, Egipcjanie kupowali powoli bilety do Brazylii. Baraż na mundial przyszło im grać jednak z Ghaną, która już w pierwszym spotkaniu rozbiła „Faraonów” 6:1, kończąc ich zabawę w poważne granie.
Ostatnie 28 lat – mimo bardzo dobrej gry w rozgrywkach Pucharu Narodów Afryki – upłynęło w egipskiej piłce pod znakiem straconych szans. Tym razem jednak po myśli „Faraonów” ułożyło się dosłownie wszystko. Dzięki wpadkom głównych rywali – Ugandy i Ghany – Egipcjanie już w przedostatniej kolejce stanęli przed szansą zapewnienia sobie awansu.
Wystarczyło niewiele, bo pokonać na własnym terenie najsłabsze w grupie Kongo. Jak pokazała już wcześniej historia, dla reprezentacji z północy Afryki ostatni krok zawsze był wyjątkowo trudny. Tym razem z pomocą przyszedł jednak Salah.
To on właśnie wyprowadził drużynę na prowadzenie. I choć to zostało utracone w samej końcówce meczu i wydawało się, że i tym razem Egipcjanie dostaną w ostatniej kolejce eliminacji szansę do kolejnego efektownego spartolenia wszelkich nadziei kibiców, doszło do faulu w polu karnym. W 94. minucie oddech wstrzymały dziesiątki tysięcy kibiców zgromadzonych na Stadionie Borg El Arab w Aleksandrii, a do piłki postawionej na jedenastym metrze podszedł Mohamed Salah.
Impossible not to get chills listening to the commentary of Mohamed Salah's game-winning penalty that sent Egypt to the 2018 World Cup. pic.twitter.com/YFquwbgCpB
— Adam Serrano (@LAGalaxyInsider) October 8, 2017
Nie zawiódł. Jego strzał był bardzo pewny, mierzony i przede wszystkim skuteczny. Po tym, jak piłka wpadła do bramki, od razu na murawę wyskoczyli kibice, sędzia zakończył mecz, a w Egipcie rozpoczęła się wielka feta. Zdaje się, że najbardziej z awansu cieszyć mógł się Essam El-Hadary. Niezależnie od wyniku sportowego bramkarz „Faranonów” stanie się bowiem z pewnością jedną z piłkarskich legend.
Goalkeeper zdetronizuje bowiem słynnego Rogera Milę w klasyfikacji najstarszych zawodników na mistrzostwach świata. Już w tym momencie El-Hadary liczy sobie 44 wiosen. Jest zatem o dwa lata starszy od legendy kameruńskiej piłki. Za pół roku rekord zostanie zatem pobity o niemal trzy lata! A to, jak wysoko zostanie postawiona poprzeczka dla kolejnych śmiałków, zależy tylko od tego, na jakiej fazie Egipcjanie zakończą swoją przygodę z rosyjskim turniejem
W tym momencie nad Morzem Czerwonym nikt o końcu nie śmie jednak jeszcze myśleć. Dla reprezentacji Egiptu to bowiem dopiero początek – wstęp do fantastycznej historii, którą będzie miała okazję napisać w Rosji.