Co łączy takich zawodników jak: Hidetoshi Nakata, Zinedine Zidane, Francesco Totti, Fernando Torres, Christian Vieri czy Alessandro Del Piero? Wszyscy wymienieni otwarcie przyznają się do tego, że jednym z powodów, dla których wybrali piłkę nożną, był serial Kapitan Tsubasa.
„Pamiętam jak byłem dzieckiem i nie mogliśmy dobrze ustawić sygnału, żeby oglądać tę bajkę w TV. Wszyscy w szkole mówili tylko o tej piłkarskiej kreskówce z Japonii” – Torres
Oczywiście ci piłkarze nie są jedynymi, których zainspirowała japońska kreskówka, szczęśliwcy z pokolenia „Polonii 1” wiedzą o czym mowa… Swego czasu drużyna Nankatsu cieszyła się większą popularnością, niż obecnie Barcelona, a Leo Messi mógłby spokojnie czyścić Tsubasie buty. Akcje trwające kilka odcinków, efektowne strzały, czy niesamowite parady Vakabajashi’ego większość z nas pamięta do dziś.
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=dJO8sxUIgvo” width=”640″ height=”400″ /]Trochę historii
Tsubasa stał się motorem napędowym rozwoju piłki nożnej w Japonii. Serial powstawał w latach 1983-86. Ze względu na swój potencjał, który przyczyniał się do promowania sportu, Japoński Związek Piłki Nożnej wspierał rozwój serii. Ludzie wybiegali na ulice, ganiając za szmacianką i wcielając się w swoich ulubionych bohaterów. Dziesięć lat później, w roku 1993 zainaugurowano pierwszy sezon zawodowej ligi piłkarskiej w Japonii – J-League. Od tego momentu futbol w Kraju Kwitnącej Wiśni nabierał rozpędu. Reprezentacja stworzona z graczy, którzy wychowywali się na przygodach Kapitana Tsubasy, awansowała do Mundialu we Francji w 1998r. Pierwszym realnym idolem stał się Hidetoshi Nakata, który po Mistrzostwach Świata trafił do włoskiej Perugii. Punktem kulminacyjnym piłkarskiej euforii były Mistrzostwa rozgrywane na boiskach Korei i Japonii 4 lata później, gdzie Samurai Blue wyszli pierwszy raz w historii z grupy (bez tak wielkiej pomocy sędziów, na którą mogli liczyć Koreańczycy), odpadając dopiero w 1/8 z Turcją.
My mieliśmy Bolka i Lolka… (chociaż niektórzy wzorowali się na „Piłkarskim Pokerze”)
Szkoda, że teraz nie ma takiej bajki, która poruszyłaby polskie młode pokolenia do większej aktywności fizycznej. Większość dzieciaków wciela się w swoich idoli, jednak nie grając z kolegami na boisku, a trzymając w rękach pada przed konsolą czy komputerem. Przydałby się nam polski Tsubasa, zamiast wpatrywania się w teraźniejsze gwiazdy, sterowane przez menadżerów jak marionetki, dla których najważniejsza jest liczba zer na kontrakcie reklamowym…