Po szalonym meczu w Gdańsku Lechia zremisowała 3:3 z Lechem Poznań. Wynik z pewnością mógł być zupełnie inny, gdyby nie VAR. Wideo pomogło dziś sędziemu Tomaszowi Musiałowi w odpowiedniej ocenie boiskowych sytuacji.
W ostatnim czasie nasza ekstraklasa nie dawała nam wielu powodów do emocji. Mecze od początku sezonu w większości oceniane były jako nudne, brakować zaczęło także sytuacji niejasnych lub – jak kto woli – kontrowersyjnych.
Kibice polskiej ligi mogli mieć zatem pewien niedosyt – aż do 13. kolejki. Trwająca seria jest niezwykle ciekawa, a prawdziwą „truskawką na torcie” będzie tu z pewnością mecz Lechii Gdańsk z Lechem Poznań. W dzisiejszym spotkaniu mieliśmy wszystko – od gradu bramek, poprzez czerwone kartki i kontrowersyjne decyzje, po rzut karny i gola samobójczego.
Można było w tym wszystkim zwariować i się totalnie pogubić. O mało nie zrobił tego sam arbiter główny spotkania. Tomasz Musiał miał dziś trudne zadanie i można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie system VAR, straciłby w pewnym momencie kontrolę nad meczem.
Pierwsza zweryfikowana przez wideo decyzja miała miejsce w końcówce pierwszej części spotkania. Wówczas było jeszcze 1:1. Lechia Gdańsk ruszyła z groźną akcją, ale obrońcy „Kolejorza” zdołali wyłuskać piłkę. Przy interwencji na ziemię padł jednak Paixao, sędzia nie zareagował, a Lech wyprowadził kontratak.
Ten także zakończył się groźną sytuacją, po której sędzia użył gwizdka i wskazał na VAR. W pierwszym momencie wydawało się, że system zadecyduje o tym, że Lech otrzyma za moment rzut wolny. Tymczasem… sędzia Musiał wskazał, iż wracamy do sytuacji sprzed półtorej minuty i podyktował rzut karny dla gospodarzy. „Jedenastkę” zdołał wykorzystać Marco Paixao, w piątej doliczonej minucie pierwszej połowy, dając lechistom prowadzenie.
Już na początku drugiej połowy system powtórek wideo jeszcze raz poprawił decyzję sędziego Musiała. Arbiter nie zauważył tym razem ewidentnego faulu Michała Nalepy na Gytkjaerze. Sytuacja ponownie została jednak cofnięta, gra zatrzymana, a Nalepa otrzymał – po weryfikacji za pomocą systemu VAR – czerwoną kartkę.
W grającej w dziesiątkę Lechii Gdańsk całkowicie posypała się defensywa, co znakomicie wykorzystał Lech. Po kolejnych bramkach Gytkjaera i Makuszewskiego, po których „Kolejorz” wyszedł na prowadzenie, co niektórzy jeszcze przez kilkadziesiąt kolejnych sekund parzyli się głównie w kierunku sędziego, czy ten czasem nie podbiegnie do monitora.
Tak się jednak nie stało. Tomasz Musiał nie użył VAR również po kilku innych kontrowersyjnych decyzjach, które podjął w końcówce spotkania. Te jednak raczej były już prawidłowe. Nie zmieniło to jednak faktu, że nawet płynnie toczona gra była bardzo szalona. W końcówce z boiska wyleciał jeszcze Radut, a po chwili Dilaver strzelił bramkę samobójczą, która ustaliła wynik na 3:3.
Wysoki remis bardziej uszczęśliwia – rzecz jasna – Lechię Gdańsk. Być może z tego względu na konferencji pomeczowej bardziej zadowolony z działania systemu VAR był Adam Owen. Szkoleniowiec Lechii przyznał, że wideo weryfikacja zaburza tempo meczu, ale za to dzięki niej 99% sytuacji jest rozstrzyganych poprawnie.
Tak pozytywnie nastawiony nie był za to Nenad Bjelica. Trener poznańskiego Lecha dzisiejsze zmagania z VAR-em określił mianem „cyrku”, a o samym systemie powiedział tylko tyle, że… nawet z nim błędy będą się przytrafiać. Będzie ich po prostu mniej.
Niezależnie jednak, czy w tej chwili stajemy za Owenem, czy za Bjelicą i czy jesteśmy zwolennikami, czy przeciwnikami VAR, dzisiejszy mecz daje do myślenia. Być może (wszystko na to wskazuje) karny dla Lechii był wręcz nie do wychwycenia ludzkim okiem z perspektywy murawy (przyznam szczerze, że sam z perspektywy trybun byłem przekonany, że przewinienia nie było, a nawet na pierwszych powtórkach nie dostrzegałem potrzeby podyktowania rzutu karnego) – jeśli tak było, to to jest właśnie taka sytuacja, dla której wynaleziono VAR. Druga sytuacja była już jednak ewidentna. Sędzia popełnił błąd, który nie powinien się przytrafić. Być może zachował się zbyt asekuracyjnie, wiedząc, że ma jeszcze za sobą system wideo? Do takich sytuacji już dochodzić nie powinno. Arbiter przede wszystkim powinien ufać sobie, a dopiero później technologii.