„Schalke 44 Gelsenkirchen”. Kosmiczny mecz na Signal Iduna Park

 

Kochamy piłkę nożną. To uczucie dociera do głowy w całej swojej okazałości, kiedy widzimy mecze, takie jak ten. Jakakolwiek logika, przewidywania, analizy – wszystko na nic. To, co zaserwowała nam Borussia i Schalke, automatycznie przeszło do historii niemieckiej piłki.

Pojedynki obu drużyn to truskawka wisienka na torcie całej Bundesligi. Wierni, niesamowicie oddani kibice, niezwykle zacięta historia spotkań, począwszy od Gauligi założonej w 1933 roku. Niezależnie od formy obu drużyn, których europejskiego statusu nie można porównać chociażby do Realu i Barcelony, derby Westfalii zawsze elektryzują. Tym bardziej, kiedy obie ekipy są na nieco wyższym poziomie, ale nieco różnym etapie.

Borussia obecne rozgrywki zaczęła kosmicznie – aplikowała rywalom całe worki bramek, wygrywała mecz za meczem, wydawała się nie do zatrzymania. Po tym okresie zaczęły się jednak problemy, defensywa się podziurawiła i mówiąc wprost, coś się zepsuło. Schalke natomiast było w odwrotnej sytuacji – zaczęło słabiej, potrzebowało czasu do złapania wiatru w żagle, ale kiedy to zrobiło – nie chce zwalniać. I właśnie tak wyglądało dzisiejsze spotkanie. Co do joty.

BVB mimo niezwykłych problemów z formą, mecz zaczęło tak, że wszyscy obserwatorzy byli w szoku. Niezwykle zmotywowani zawodnicy Petera Bosza stwarzali sobie świetne sytuacje, a niemal każda próba lądowała w siatce. W efekcie po 25 minutach na tablicy wyników widniał wynik 4:0, a w internecie już ruszyła fala przemieniania nazwy Schalke z „04” na „40”. Mecz wydawał się zakończony, a desperację zespołu z Gelsenkirchen potwierdził fakt dokonania dwóch zmian… w 33. minucie. Jedną z nich było wprowadzenie utalentowanego 20-letniego Francuza – Amine Harita…

To właśnie on tchnął w ofensywę Schalke iskierkę, za którą podążyła reszta. W 61. minucie świetny, aczkolwiek szczęśliwy strzał głową Burgstallera z linii pola karnego zaskoczył wysuniętego Weidenlfellera. Po 4 minutach było już 4:2, po świetnym dośrodkowaniu Konoplanki i strzale wspomnianego Harita. Borussia była sparaliżowana – nie wytrzymał Aubameyang, najpierw egoistycznie próbując samemu kończąc akcję, następnie brzydko faulując Harita, za co otrzymał drugą żółtą kartkę. Głupie i bezsensowne osłabienie drużyny, kiedy ta gubi rytm gry… Gabończyk głową wyraźnie jest już poza klubem.

Właśnie po tym faulu Schalke miało rzut wolny, z którego dośrodkowanie i strzał cudem zatrzymał 37-letni Niemiec. Spanikowany Peter Bosz wprowadził Bartrę i Zagadou, mając nadzieję na zamurowanie bramki. Bez Aubameyanga i ściągniętego Jarmołenko atak już praktycznie nie istniał. Ta strategia nie podziałała, kiedy w 86. minucie Daniel Caligiuri ograł Zagadou, zdobywając po tym ładną bramkę. Atmosfera na Signal Iduna Park stała się jeszcze bardziej napięta, a Schalke osiągnęło coś, co wydawało się absolutnie niemożliwe. W 95. minucie świetną piłkę z narożnika posłał Konoplanka, a głową bramkę zdobył nieprzypilnowany przez Zagadou Naldo. Sektor Schalke ponownie oszalał, reszta trybun zamarła… Zresztą, „ofiar” chyba było więcej.

W tym spotkaniu mieliśmy absolutnie wszystko, co można sobie wymarzyć: derbowa atmosfera, samobój, czerwona kartka, kontuzja Harita i jego niesamowity powrót, pogrom, odrobienie strat, płacz, euforia…

Emocji, których doświadczyliśmy podczas tych 97 minut, wystarczyłoby na całą kolejkę i trudno będzie opanować łomot serca, który wywołały derby Westfalii. Podobne uczucie towarzyszy z pewnością Peterowi Boszowi, któremu z tygodnia na tydzień coraz bardziej osuwa się grunt pod nogami. Dopuszczenie do takiej katastrofy można porównać jedynie z remontadą Barcelony w pamiętnym rewanżu z PSG. Tam jednak na odrobienie czterech bramek było 90 minut, a „Blaugrana” miała olbrzymi atut własnego boiska. Holenderski trener może zacząć obawiać się o swoją posadę…

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400 zł