Niedziela z Ekstraklasą – nie oglądasz, nie żyjesz

Piątek, dochodziła godzina 14-ta, właśnie kończyłem pisać dla Was zapowiedź pierwszych czterech spotkań Ekstraklasy. Wieczorem byłem umówiony z dziewczyną na spotkanie u znajomych. Mieliśmy jechać na 18-tą, ale przy analizie spotkań zaświeciła się jasna lampka – przecież są łatwe pieniądze do wygrania! Podbeskidzie bez problemów wygrywa z Pogonią, to samo Lechia i do tego Legia, która miała mi podbić ogólny kurs. Pieniądze same wychodziły z portfela i wołały: obstaw nas! obstaw nas!. W głowie miałem już kilka pomysłów, na co przeznaczyć „prawie” pewną wygraną. Już od jakiegoś czasu nie gram online, więc jedyną szansą pozostawała wizyta w STS-ie. Tylko wiecie jak jest z kobietami, mieliśmy wyjść zaledwie 30 min. wcześniej… Ale wiadomo, nie mam się w co ubrać, jaka fryzura, jak się umalować i inne dziwne problemy. Czas mijał, a razem z nim narastała moja złość…  Pewnie już się domyślacie, że nie wyrobiliśmy się na zakłady, a do znajomych spóźniliśmy się prawie godzinę. Moje wnerwienie trwało dosyć krótko, bo zaledwie dwie godziny, a dokładniej do momentu strzelenia trzeciej bramki przez Pogoń.

Po co ta cała anegdotka? Otóż to był ostatni raz, kiedy ośmieliłem się podać swój sugerowany typ na jakieś spotkanie w pierwszych kolejkach sezonu. Cztery typy i każdy celny, jak strzały Dwaliszwilego. Czysty debilizm, który na szczęście nie skończył się stratą kilkudziesięciu złotówek. Pierwsze cztery mecze za nami, niespodzianki? Chyba same… Jeżeli ktoś poprawnie wytypował wyniki wszystkich dotychczasowych spotkań, to zapraszam na priv, chętnie zapłacę za podanie sześciu magicznych cyfr do najbliższego losowania totka – szansa na trafienie podobna, no… może minimalnie większa.

Wróćmy do przyjemniejszych rzeczy. Dziś czekają nas 3 spotkania. Macie do wyboru: wylegiwanie się na plażach, basenach, obiad u teściowej lub… wygodne oglądanie Ekstraklasy z perspektywy kanapy. Wybór wydaje się oczywisty – pilot, zakąski, zimne piwko i ruszamy!

Na początek spotkania w Poznaniu i w Bydgoszczy. Lech podejmuje Piasta Gliwce, a Zawisza zmierzy się z Koroną. „Kolejorz” ma już za sobą pierwszy eurowpierdol i będzie chciał zrobić wszystko, żeby chociaż trochę zmazać plamę ze spotkania z Nomme coś tam. Trener Rumak nie ma takich możliwości do rotowania składem jak Berg, ale może to i dobrze, mając świeżo w pamięci spotkanie z Bełchatowem. Na boisku powinniśmy zobaczyć podobną 11-tkę do tej, która grała w czwartek. Piast ma inny problem, omyłkowo nie zgłoszono do spotkania Rubena Jurado, a zamiast jego wpisano… Alvaro Jurado. Zaczęła się walka z czasem, żeby to odkręcić, ale w końcu od czego w klubie z Gliwic jest Pan Zdzisław, który ma doktorat z kręcenia i odkręcania wszystkiego.

Ciekawie z punktu widzenia trenerskiego zapowiada się spotkanie w Bydgoszczy. Swój były klub odwiedza Ryszard Tarasiewicz, który podjął się zadania wskrzeszenia „bandy”, która w ostatnim sezonie przypominała zwykłą zbieraninę pseudokopaczy. W Kielcach doszło do sporych zmian, klub opuścili m.in.: Pavol Stano, Daniel Gołębiewski, Tomasz Lisowski czy Artur Lenartowski. W zamian przyszło kilku obcokrajowców, których nazwiska póki co nic nam nie mówią. Zawisza z kolei zagrała naprawdę przyzwoity mecz z Belgami i jeżeli w meczu z Koroną będzie podobnie, to powinni być spokojni o wynik…

Niedzielę z Ekstraklasą zakończymy we Wrocławiu, gdzie Śląsk podejmuje Ruch Chorzów, jedyną drużynę, która nie skompromitowała się w eliminacjach do europejskich pucharów. Wrocławianie w ubiegłym sezonie byli uzależnieni od jednego piłkarza – Marco Paixao. Jak poradzą sobie wobec jego kontuzji? Czy jego rolę przejmie brat? Jak będzie wyglądał Sebastian Mila i czy Wojciech Pawłowski będzie godnym zastępcą Mariana Kelemena? To główne pytania, które zadają sobie kibice na Dolnym Śląsku.

Lech Poznań – Piast Gliwice, niedziela, godz. 15:30

Zawisza Bydgoszcz – Korona Kielce, niedziela, godz. 15:30

Śląsk Wrocław – Ruch Chorzów, niedziela, godz. 18:00