Tadeusz Pawłowski: Młodzi zawodnicy muszą wiedzieć, że miejsce w składzie trzeba sobie wywalczyć, a następnie je utrzymać dobra grą

 

Podczas wczorajszej konferencji zorganizowanej przez Lecha Poznań z okazji turnieju Lech Cup oprócz wybitnych gości – prelegentów – obecni byli również inni uznani szkoleniowcy. Jednym z nich niewątpliwie jest Tadeusz Pawłowski, były szkoleniowiec Śląska Wrocław, a obecnie szef akademii wrocławian. Rozmawialiśmy z Tadeuszem Pawłowskim o tym, co zmieniło się w akademii Śląska po jego przyjściu, a także o konferencji i młodych zawodnikach, którzy nie czują konkurencji. 

Panie Trenerze, a właściwie powinienem powiedzieć szefie akademii Śląska Wrocław, jakie są różnice w pracy trenera i szefa akademii? Jak długo musiał się Pan przystosowywać do nowej roli?

Tak naprawdę to w ogóle się nie przystosowywałem, bo pracowałem siedem lat w akademii landu Voralberg w Austrii. Akademia ta działała pod patronatem austriackiego związku piłki nożnej. Tak że byłem już przygotowany do pracy w tej roli – zarówno jeśli chodzi o pracę na boisku, jak i tą biurową. W tej chwili, szczególnie w pierwszym roku, przeważała praca biurowa, bo prawie wszystko organizowaliśmy. Mam tu na myśli szkołę, internat, boiska, rozmowy z piłkarzami i selekcję. Teraz minął rok mojej pracy, rok, który z pewnością był trudny, ale bardzo się cieszę, że zrobiliśmy olbrzymi krok do przodu. Oprócz pracy biurowej sporo godzin spędziłem na boisku, pracując z różnymi grupami wiekowymi. Myślę, że przez ten rok udało nam się mocno skrócić dystans do najlepszych akademii w Polsce, ale zdajemy sobie również sprawę z tego, ile jeszcze pracy przed nami.

Wprowadził Pan sporo zmian w życie akademii czy jednak wystarczyło nieco poprawić to, co Pan zastał, by funkcjonowało to w odpowiedni sposób? 

Zaczynaliśmy od początku, bo akademii w Śląsku nie było. Ostatnie trzy lata w Centralnej Lidze Juniorów to walka głównie o utrzymanie, juniora młodszego w ogóle nie było w CLJ. Udało się do niej awansować tej jesieni. Borykaliśmy się z brakiem boisk, brakiem internatu, co było dla nas ogromnym wyzwaniem. Następnie staraliśmy się wyrównać jakość treningu w różnych grupach wiekowych, tak że nie był to jedynie retusz, a powiedziałbym nawet, że bardzo duża odbudowa.

Powiedział Pan, że gonicie najlepsze akademie w Polsce. Jakie miał Pan konkretnie na myśli i które mogą być autorytetem dla innych?

Jeśli chodzi o organizację, to dzisiaj mogliśmy usłyszeć, że Lech pracuje nad swoją akademią dziesięć lat. To oznacza, że są już wypracowane pewne rzeczy, które można już jedynie udoskonalać, jeśli chodzi o czystą selekcję. Pracowałem w różnych rocznikach i w ogóle ważna jest chęć przyjścia chłopców na trening oraz jakość tych zawodników. Na pewno pod względem bazy należy wyróżnić Zagłębie Lubin i dodać można jeszcze Pogoń Szczecin. To są moim zdaniem trzy wiodące akademie, a pod względem budżetu, naturalnie, jest nią Legia. W tej chwili patrzymy na siebie, ale także satysfakcję daje nam prowadzenie w CLJ U-19 czy awans do CLJ juniorów młodszych. Poza tym mamy wiele sukcesów młodszych grup w turniejach takich jak wygranie prestiżowego turnieju o Puchar Tymbarku, finał Sokolika w Starym Sączu, dwie drużyny w finale turnieju o puchar Kazimierza Deyny, w którym grały jedne z najlepszych akademii w Europie. Te wyniki dają nam motywację, bo uważamy, że nasza praca przynosi wymierne efekty.

Dyrektor sportowy Śląska, Adam Matysek, zaraz po objęciu stanowiska i przyjściu do klubu mówił, że kadra pierwszego zespołu będzie mocno odmłodzona. Tymczasem na boisku widzimy liczną grupę zawodników po 30. roku życia. Mało młodych zawodników, raczej drużyna na tu i teraz. Z czego to wynika? Z tego, że nie ma z kogo wybrać, tylko trzeba poczekać na owoce pracy akademii?

Uważam, że jedną z głównych przyczyn była jedna wielka niewiadoma przed startem sezonu. Nie było wiadomo, co czeka Śląsk, byliśmy nastawieni na zmianę właściciela i na to, że Śląsk będzie w prywatnych rękach. Dlatego wiele transferów musiało się odbyć szybko. Sięgnięto po zawodników doświadczonych i sprawdzonych w naszej lidze, natomiast uważam, że obecna sytuacja jest dobra dla młodych zawodników. Jeśli w drużynie jest wielu zawodników po 30. r.ż., to droga młodego piłkarza do pierwszego zespołu będzie krótsza. W ostatnim czasie były próby testowania i wprowadzania do drużyny Adriana Łyszczarza i Konrada Poprawy.

Jestem przekonany o tym, że w Centralnej Lidze Juniorów mamy pięciu bardzo dobrych i utalentowanych chłopców. Konkretnie mam na myśli Jacka Lengyela, Sebastiana Bergiera, Bartosza Borunia, Macieja Buławskiego i Mateusza Młynarczyka. Ci zawodnicy w ciągu najbliższych dwóch lat powinni odgrywać dużą rolę w pierwszym zespole Śląska. Dlatego powtarzam młodym zawodnikom, z którymi rozmawiam, że w Śląsku są większe szanse na grę dla nich niż chociażby w Lechu, Legii czy nawet w Jagiellonii. Obecnie panuje trend we Wrocławiu i kibice chcą mocnego zespołu, w którym grają wychowankowie akademii.

Co Pan myśli o nowym pomyśle szefa rady nadzorczej Ekstraklasy, Karola Klimczaka, dotyczącego przymusowej gry młodzieżowca w ekstraklasie? Jest to dobry pomysł na to, żeby szukać następców obecnych reprezentantów?

Myślę, że nie. Uważam, że jeśli ktoś jest utalentowany, to będzie grał w wieku nawet 17 lat i nie będzie żadnego problemu. Robienie czegoś na siłę nie ma sensu. Widzimy, że w Lechu rzeczywiście już od kilku lat grają młodzi zawodnicy z akademii. Staram się patrzeć na to wszystko realnie, bo na pewno ktoś, kto będzie uzdolniony, i tak będzie grał. Nie ma sensu osłabianie innych drużyn, które nie mają odpowiednich struktur akademii, a tylko wtedy ten przepis miałby sens.

Czyli podziela Pan zdanie m.in. trenera Czesława Michniewicza, który metaforycznie mówił o tym, że młodzi piłkarze obecnie dostają się na szczyt za pomocą windy, zamiast wchodzić po schodach? Selekcjoner poruszył również kwestię braku konkurencji dla młodych zawodników. 

Na pewno tak, bo przede wszystkim szkolimy młodych zawodników jako piłkarzy, czyli pracujemy nad techniką, taktyką czy motoryką, ale musimy też ich kształcić pod kątem mentalnym. Muszą wiedzieć, że miejsce w składzie trzeba sobie wywalczyć, a później utrzymać dobrą grą. Każdego tygodnia muszą udowadniać swoją przydatność, dlatego jak najbardziej się zgadzam z tym, co powiedział Czesław Michniewicz.

Jednym z najistotniejszych elementów w dobrze funkcjonującej akademii jest baza treningowa. Czy we Wrocławiu można liczyć na podobny projekt jak ten Pogoni i Legii, którym udało się uzyskać dofinansowanie na budowę bazy z ministerstwa sportu?

Tak, myślimy o tym projekcie. Poza tym mamy też własne wizje na budowę bazy. Mogłaby powstać nowa, ale też można wykorzystać obiekt przy ulicy Oporowskiej i dostosować go do potrzeb akademii. Obecnie mamy przepiękny stary stadion olimpijski, trenujemy również na obiektach AWF we Wrocławiu, której jesteśmy oficjalnym partnerem. Coraz więcej zespołów trenuje na naturalnych boiskach trawiastych, co może tylko cieszyć. Niewątpliwie nie jest jeszcze idealnie, ale jest to ogromny krok do przodu.

Nie brakuje Panu emocji związanych z prowadzeniem pierwszego zespołu ligowego?

Brakuje. Nie mówię, że w przyszłości nie będę jeszcze trenerem jakiejś drużyny. Na ten moment jednak jestem szefem akademii, a co będzie jutro – zobaczymy.

Na pewno jest to odpowiedzialna funkcja, chyba trudno byłoby to wszystko nagle zostawić, nawet w przypadku dobrej oferty.

To, co robię w tej chwili, przynosi mi sporo satysfakcji, ale jak każdy trener mam też swoje marzenia. Warto je mieć w swoim życiu i może przyjdzie taki dzień, że będę pracował przy pierwszym zespole.

Rozmawiał Jakub Treć

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400