Po zdobyciu Mistrzostwa Świata przez reprezentację Niemiec znów głośno stało się o szkoleniu młodzieży. Ze wszystkich stron napływały pochwały dla naszych zachodnich sąsiadów za stworzenie idealnego systemu, który dostarczył im niesamowitej generacji piłkarzy. Ci zaś, w połączeniu z starymi wyjadaczami, przypominają perfekcyjnie działającą machinę, która potrafi zetrzeć na pył każdego przeciwnika. Oczywiście to był bardzo długi proceder, który stopniowo przynosił zamierzone efekty. Ale jak widać, cierpliwość się opłaciła i Niemcy zostali najlepszymi piłkarzami na świecie.
Echo ich sukcesu miało wydźwięk również nad Wisłą. Głodni dobrych wyników naszej reprezentacji wciąż szukamy lekarstwa, które przyniosłoby nam upragnioną ulgę. Po mundialu rozmowy na temat „Jak ratować polską piłkę?” przeniosły się po raz kolejny na płaszczyznę szkolenia młodych adeptów piłki. Nagle wszyscy byli piłkarze, trenerzy, eksperci i zwykli Janusze zaczęli przekrzykiwać siebie nawzajem i rzucać hasłami: „czas na rewolucję”, „korzystajmy z niemieckich rozwiązań” itd. Stara śpiewka, która powtarza się co jakiś czas i która regularnie szybko zanika. Przynajmniej dobrze, że co pewien okres potrafimy przypomnieć sobie o problemie i wspólnie szukać jego rozwiązania. I właśnie korzystając z tego, że temat szkolenia jest jeszcze popularny, przypatrzmy się jak u nas blokuje się pewien młody talent.
Trenerzy największych klubów w kraju odgrywają ważną rolę w szkoleniu nowych pokoleń piłkarzy. Nie powinni obawiać się wypuszczania swojej młodzieży w bój, nawet w najtrudniejszych pojedynkach. Naturalnie istnieje ryzyko, że pewien młody zawodnik za pierwszym i piątym razem nie pokaże się z dobrej strony, ale dzięki częstej grze zyskuje potrzebne doświadczenie, które może zaowocować w następnym, szóstym spotkaniu. Niestety przez lata filozofia polskich szkoleniowców była przeciwna temu. Woleli kupić przewartościowanych kopaczy z Płw. Bałkańskiego, aniżeli poszperać u siebie.
Współcześnie jest tylko o odrobinę lepiej. Trenerom z polskiej Ekstraklasy nadal wygodniej kupić byle jakich piłkarzy z zagranicy, niż pójść na kilka meczów juniorów (albo rezerw) i podpatrzyć, czy znajdzie się ktoś tam na tyle ambitny, by poradził sobie o kilka poziomów wyżej. Na całe szczęście niektórzy szkoleniowcy zmierzają już w dobrym kierunku. Na przykład Henning Berg, który w sobotę nie bał się postawić na Adama Ryczkowskiego (17 lat) oraz Mateusza Wieteskę (także 17 lat). Mimo że ich postawa miała wiele do życzenia, to warto przyklasnąć Norwegowi, bowiem każdy taki występ przynosi im więcej nauki niż pięć występów w rezerwach. Aczkolwiek nie oszukujmy się, że na tę chwilę Ryczkowski i Wieteska są uznawani za super talenty, które za rok czy dwa lata mają szansę znaleźć się w pierwszej reprezentacji. Prawdziwy skarb znajduje się w rękach Mariusza Rumaka, który jednak nie wykorzystuje jego pełnego potencjału.
Oczywiście rozchodzi się o Dawida Kownackiego. W poprzednim sezonie siedemnastolatek uwiódł wszystkich swoją przepiękną i skuteczną grą. Były spotkania, w których Lech, grający podobno w najlepszym ustawieniu, prezentował się marnie. Każdy piłkarz z Kolejorza bardziej stał niż biegał do chwili, gdy z ławki wchodził Kownacki, który nagle wszystko zmieniał! Dzięki niemu okazywało się, że Hamalainen i Lovrencsics potrafią grać szybciej oraz że Teodorczyk wreszcie miał z czego strzelać. Natomiast sam Kownacki wywoływał u bramkarzy niekontrolowany upust moczu. Stał się po prostu ich koszmarem! On jest piłkarskim geniuszem, choć być może obrażam go tym stwierdzeniem. Ponieważ tkwi w nim taki talent, że przy dobrym prowadzeniu może osiągnąć absolutny szczyt!
No właśnie….dobre prowadzenie. W czerwcu ważyły się jego losy, lecz ostatecznie podpisał z Lechem nowy, trzyletni kontrakt. Tym samym skazał się na dalszą współpracę z Rumakiem. Dlaczego piszę „skazał”? Bo jego aktualny trener nie jest dla niego najlepszą perspektywą. W pewien sposób go hamuje, co pokazał w poprzednim tygodniu!
Na konferencji prasowej przed pierwszym (co później się okazało przegranym) meczem z estońskim Nomme Kalju, Rumak zszedł na temat napastników i powiedział, że nie postawi na Kownackiego od pierwszej minuty, ponieważ jest za młody, żeby dźwigać tak dużą odpowiedzialność. Osobiście nie słuchałem, ani nie czytałem tej głupoty, która wypłynęła z ust polskiego trenera. Dowiedziałem się o tym dopiero od kolegi, dzień po porażce Lecha. Od razu sprawdziłem, czy niczego nie przekręcił, ale niestety mówił prawdę. Rumak rzeczywiście obraził swoją młodą gwiazdę! Ponieważ z tym, że Kownacki jest młody, należy się zgodzić. Tylko czemu to stoi na przeszkodzie, żeby taki piłkarz, który już w tej chwili jest jednym z lepszych zawodników w Ekstraklasie, nie mógł grać pełnego meczu przeciwko jakimś tam Estończykom? Czyżby drużyna o nazwie Nomme Kalju była aż takim sporym wyzwaniem i obciążeniem psychicznym, które mogłoby źle wpłynąć na Dawida? Nie wydaje mi się! Takie Nomme i im podobne twory powinny ostro lać juniorskie ekipy Dolcana Ząbki lub Arki Gdynia! Więc wielce prawdopodobne, iż równie młody piłkarz, który biję na głowę 3/4 seniorów nie tylko I Ligi, ale też Ekstraklasy, spokojnie wybiegałby te 90 minut z „tak bardzo” wymagającym przeciwnikiem. A kto wie? Może gdyby zagrał cały mecz, a nie marne 30 minut, wtedy wynik byłby bardziej korzystny dla polskiego klubu?
Rumak na pewno dostał w czwartek pewną nauczkę, ale jeśli nie wystarczy mu dowodów, to Kownacki udowodnił jeszcze w niedzielę, że nie boi się presji. Grał od początku w meczu z Piastem i strzelił gola. I nie byle jakiego! Znakomicie zgubił krycie, wykorzystał swój wzrost i jak porządna „dziewiątka” zrobił użytek z dośrodkowania! Ta bramka powinna być ostatecznym argumentem przemawiającym za jego grą w rewanżu z tallińskim zespołem. Ponieważ, rozumując jak najprościej się da, Piast nie jest gorszy od estońskich drużyn! Gdyby gliwicki klub grał zamiast Lecha w eliminacjach, to także od niego wymagalibyśmy zmasakrowania przeciwnika z Tallina.
Dlatego wystarczy zrobić małe równanie: Kownacki umie strzelić Piastowi = Kownacki umie strzelić Nomme.
Mam nadzieję, że Rumak przejrzy na oczy i zaufa Kownackiemu w czwartkowy wieczór. Ten chłopak na serio potrafi wiele i powinien się ciągle rozwijać. A nawet najgłupszy trener wie, iż najlepszym treningiem jest mecz! Wypuszczanie go na boisko w eliminacjach europejskich pucharów nie jest żadnym zrzucaniem na jego barki zbyt dużej presji i odpowiedzialności! Taki mecz jest dla niego najlepszym sposobem na dalsza naukę!
Czy obawiano się o Messiego oraz CR7, gdy mieli siedemnaście/osiemnaście lat? Czy Neymar był chowany gdzieś w głębi szatni Santosu? Nie! Im pozwalano grać i teraz są największymi gwiazdami futbolu! Dlatego niech żaden trener Kownackiego (Rumak oraz przyszli) nie podcina mu skrzydeł! On nie ma szans na bycie drugim Lewandowskim! On ma szanse być od Lewego dziesięć razy lepszy! Zamiast iść z Lecha do Borussii, możliwe, że od razu przejdzie do Bayernu i tam będzie grać regularnie. Lecz do tego trzeba dojść ciężką pracą. A na pewno mówienie „jest za młody na Estończyków”, w niczym mu nie pomoże!