W 2014 roku był bożyszczem wszystkich Niemców. W pewnej chwili w swoim kraju urósł do rangi miana Leo Messiego oraz Cristiano Ronaldo, a ludzie wraz ze wzrostem jego popularności coraz chętniej zaglądali mu „pod kołdrę”. Fotki z wakacji, zakupów, bywanie na pierwszych stronach gazet. Cztery lata później jego kariera cofnęła się o kilka poziomów niżej. Dziś możemy jedynie zapytać: co poszło nie tak?
Przenosiny Mario Goetze do Bayernu Monachium wywołały w Niemczech niemałą burzę. Transfer do najgroźniejszego rywala Borussii Dortmund musiał zostać przyjęty z ogromną krytyką w stronę zawodnika. Dość szybko nazwano go Judaszem, ale Goetze niezbyt się tym przejmował. Przez pierwsze dwa sezony jego występy pod wodzą Pepa Guardioli nie były ani wybitne ani tragiczne, jednak w większości spotkań wychodził w pierwszym składzie. Problemy zaczęły się rok po mistrzostwach świata w Brazylii, gdy coraz częściej dopadały go urazy mięśniowe, przez które opuścił większość meczów w 2015 roku.
W Monachium zawodnicy zwykle nie dostają zbyt wiele czasu na podniesienie się z dna, na jakim znajdował się wówczas Niemiec. Dość częste urazy spowodowały, że pomocnik wypadł z obiegu, więc jedynym wyjściem była zmiana klubu. Kierunek jaki obrał okazał się bardzo zaskakujący. Dwa lata po nocy na Maracanie, Goetze wrócił do Dortmundu z podwiniętym ogonem. W pierwszych wywiadach zawodnik obiecywał, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby ponownie rozkochać w sobie kibiców.
Miesiąc przed transferem pomocnik otrzymał powołanie od Loewa na EURO 2016. Mario w turnieju rozgrał w grupie trzy mecze w podstawowym składzie, po czym usiadł na ławce rezerwowych już do końca imprezy. Niemcy ostatecznie dotarli do półfinału.
Ponowny transfer do Borussii wzbudził w kibicach z Signal Iduna Park mieszane uczucia. Z jednej strony każdy pamiętał mu zdradę, lecz z drugiej drużyna otrzymała zawodnika, który – na tamten moment – wciąż mógł wrócić do swojej świetnej dyspozycji. Tak się niestety nie stało, a jego blask gasł z każdym kolejnym dniem.
Oczywiście największą jego bolączką ponownie okazały się problemy ze zdrowiem. Tym razem jednak w pełni rozpoznano przyczynę, przez którą Niemiec nie mógł wrócić do pełni dyspozycji. Jakkolwiek oczekiwania po jego transferze były wysokie, zostały one zabite przez miopatie, przez którą piłkarz miał problemy ze zmęczeniem oraz nadwagą. Nawracające urazy mięśniowe powodowały zaburzenia metabolizmu, a powrót na boisko zawsze kończył się w ten sam, tragiczny sposób.
Do pełni zdrowia Goetze wrócił przed sezonem 2017/2018. Zmiany w jego grze były widoczne na pierwszy rzut oka. Znany ze swojej dynamiki ofensywny pomocnik przerodził się w zawodnika bardziej kontrolującego grę i schodzącego do środka pola, który mało ma wspólnego z piłkarzem sprzed czterech lat.
Z powodu braku formy ominęło go powołanie od Joachima Loewa na zbliżające się mistrzostwa świata: – Nie pokazał tego, na co go stać. Mam nadzieję, że po powrocie do formy zdrowotnej, uda mu się wrócić do optymalnej dyspozycji – wyjaśnił swoją decyzję selekcjoner.
Pomimo tak wielkiego doświadczenia, nie należy zapominać, że Goetze nadal ma część swojej kariery przed sobą. Niemiec ma dopiero 25 lat, choć z perspektywy czasu na piłkarskich boiskach przeżył już multum sukcesów oraz dramatów. Dziś z pewnym optymizmem może patrzeć na kolejny sezon w Dortmundzie, tym bardziej, że na stanowisko menedżera powołany został Lucien Favre. Szwajcar bez wątpienia będzie wiedział, jak z Niemca ponownie wyciągnąć wszystko, co najlepsze.