Robert Lewandowski ma wielu zwolenników i jeszcze więcej przeciwników. Ci drudzy nienawidzą go przede wszystkim za grę w reprezentacji. Bowiem od jednego z najlepszych napastników na świecie – tak, nie bójmy się użyć tego określenia – oczekuje się więcej niż dziewiętnastu bramek zdobytych w sześćdziesięciu jeden meczach z orzełkiem na piersi. Jednak nie tylko nędzna statystyka w kadrze psuje wizerunek Lewandowskiego i motywuje grubych, spoconych oraz pryszczatych kolesiów do bezsensownego hejtowania go w internecie. Swoją cegiełkę dokładają również media, a zwłaszcza portale internetowe, które swoim poziomem podniecenia Robertem wywołują ruchy wymiotne.
Gdy Lewandowski grał jeszcze w Borussii i powoli zdobywał popularność w Niemczech, bardzo mocno raziły mnie w oczy ciągłe wpisy na przeróżnych fan page’ach oraz newsy z polskich portali sportowych o tym, że Lewy trafi nie wiadomo gdzie, że Lewego chwali już sama Merkel, że Lewy to najlepszy piłkarz Bundesligi. Z czasem jednak przyzwyczaiłem się do tego, że pierwsze co mnie przywita na facebooku, to notka od onetu informująca po raz enty o wartym trylion dolarów Lewandowskim, którego chętnie kupi Real Madryt. Ale mimo przyzwyczajenia, nadal odczuwałem, iż tego wszystkiego jest za dużo. Oczywiście powinniśmy się cieszyć, ponieważ doczekaliśmy się szanowanego na świecie piłkarza, lecz wszystko ma swój umiar. Jak to mówi pewne przysłowie: „co za dużo, to nie zdrowo”. Z tego co zauważyłem, spora część Polaków zaczęła już rzygać samym Robertem, ponieważ ich mózgi były wciąż zapychane przez olbrzymią ilość naprawdę bezsensownych wiadomości na jego temat. Olbrzymie obrzydzenie przełożyło się na rosnącą falę krytyki, która atakowała i atakuje nadal piłkarza z każdej strony.
Kto jest najczęściej krytykowany (słusznie lub nie)? Osoby, o których ciągle się mówi/pisze! Nie wytłumaczę tego z naukowego punktu widzenia, lecz zauważam tę zależność na co dzień. Nikt nie robi, ani też nie wpadł na pomysł robienia, codziennej relacji z sezonu i przygotowań do niego w wykonaniu np. Justyny Kowalczyk. Natomiast o Robercie piszę się na każdy możliwy temat, co mocno irytuje i wręcz wzbudza nienawiść do niego, chociaż w ogóle niczego złego nie zrobił. Bo to przecież nie on piszę, tylko pewni dziennikarze, którym nudzi się w redakcji, a nad którymi dyszy redaktor naczelny i każe im skrobać byle co.
Jak wspominałem, do ciągłych newsów o Lewandowskim z BVB dało się przyzwyczaić. Nawet z czasem ich intensywność uległa zmniejszeniu. Może dlatego, że wiadomo było, gdzie polski napastnik pójdzie i plotki transferowe nie wchodziły w grę. Było spokojnie do czasu, gdy nagle Robert wrócił z wakacji. Zaczęło się prawdziwe tsunami. Onet i jemu podobne portale miały swoje święto! „Całodzienna relacja z przybycia Lewandowskiego do Monachium!”, „Pierwszy trening Roberta w Bayernie!”, „Pierwszy gol Roberta w Bayernie na treningu”, „Wspaniały gol Roberta w sparingu!”, „Kolejny gol Roberta w sparingu!”. Na serio! Podczas ostatniego miesiąca przekroczono wszelkie bariery! Tylko czekałem na kolejne tytuły typu: „Pierwsza wizyta Roberta w monachijskim burdelu!”, „Pierwsza kupa Lewandowskiego w kiblu Bayernu!”, „Pierwsze spojrzenie na linii Lewandowski – Guardiola, czy to romans?”.
Najprawdopodobniej wyglądało to tak:
-Panowie tutaj mamy lukę. Co dajemy?
-Może jakiś raport z mundialu, bo zbliża się finał? Albo wywiad z jakimś znanym sportowcem? Albo jakaś ciekawa historia?
-Nie…za dużo roboty. Mamy coś o Lewym?
-No tak. Zrobił dziurę w nowej koszulce Bayernu.
-Dawaj to!
I jak tu człowiek ma się nie denerwować, jeżeli wciąż słyszy to samo nazwisko? Rozumiem, że jest jednym z najbardziej znanych Polaków, ale wątpię, czy w Armenii podniecają się podobnie Mychitarianem. Chyba nie. Natomiast u nas codziennie przegina się pałę, co bardzo źle wpływa na sam wizerunek piłkarza! Osoby, które naprawdę interesują się piłką, rozumieją, że Robert łatwo w reprezentacji nie ma i dlatego za dużo w niej nie strzela (chociaż całkowicie bronić go też nie można). Jednak w Polsce większość tzw. znawców i kibiców stanowią Janusze. Dla nich Robert ma całkowicie gdzieś Polskę i z tego powodu gra beznadziejnie. A kolejne wiadomości na jego temat jedynie karmią hejterów i stanowią nowe miejsca dla wylewu wszelkiej złości.
Lecz od pewnego czasu nawet inteligentni ludzie są negatywnie ustosunkowani do Lewandowskiego. I to nie przez jego postawę w reprezentacji. Winne są media, które każdą wolną chwilę zapełniają czymś głupim o piłkarzu Bayernu Monachium.
Być może najprostszą receptą na odłączenie się od wszechobecnego Lewandowskiego jest odlajkowanie kilku fan page’y itd. Pomysł ok, ale gdyby tak zrobić, to nagle okaże się, że pozostały jedynie dwie/trzy strony i nic poza nimi. Bowiem, niestety, trend na głupie wiadomości o Lewandowskim przechwytuje coraz więcej portali i nie tylko. A przysłowie „co za dużo, to nie zdrowo” rzadko się myli. Czym więcej będziemy atakowani informacjami z gatunku „Lewandowski może zostać kapitanem Bayernu”, tym bardziej ludzie będą wylewać na nim swoją frustrację. Ot taka dziwna natura człowieka.