Liga Mistrzów to rozgrywki, które cieszą się niezwykłą popularnością. Nie tylko ta w wydaniu UEFA, ale także innych konfederacji, takich jak np. CONCACAF. Ameryka Północna i Środkowa również potrafią żyć piłką, ale czasem los stawia niektórym na drodze różne przeszkody. Przekonał się o tym mistrz MLS, Atlanta United.
Po różnych perypetiach w Europie Frank de Boer przeniósł się za Ocean, gdzie od razu wylądował na wysokim koniu. Obejmując mistrzowską drużynę ma przed sobą duże wyzwania, ale jak sam mówił, wszystko w klubie – włącznie z organizacją – wygląda lepiej niż w Interze i Crystal Palace. Jak się okazuje, z tą organizacją sprawy czasem mają się różnie, co potwierdziło ostatnie spotkanie drużyny, właśnie w ramach Ligi Mistrzów CONCACAF.
Atlanta United przegrała pierwszy mecz w ramach 1/8 finału z kostarykańskim Herediano. 1:3 było dość dużą stratą i mistrz MLS stał przed trudnym wyzwaniem. Tym bardziej, że rewanżu, który miał miejsce w piątek nie mógł rozegrać na swoim zjawiskowym Mercedes-Benz Stadium. Wszystko przez… event monster trucków, który został zaplanowany właśnie na obiekcie Atlanty.
Atlanta United can't play Champions League tie at home due to monster truck event – National Football League News – https://t.co/G0GrDrU8iT pic.twitter.com/g7zHFRZVMf
— NFL News Now (@NFLNewsNow247) March 1, 2019
Jak widać w Stanach są rzeczy ważne i ważniejsze. „Murika…”, chciałoby się rzec. Ostatecznie podopieczni de Boera musieli rozegrać swój mecz na oddalonym o 25 mil Fifth Third Bank Stadium, ale z pewnością zarówno oni, jak i kibice, zapamiętają go z dobrej strony. Atalanta wygrywając 4:0 i odrabiając straty z nawiązką zapewniła sobie awans do ćwierćfinału, w którym zmierzy się z meksykańskim Monterrey. Ciekawe, czy tym razem nic nie stanie na przeszkodzie w grze na własnym obiekcie…