Szerokie kręgi zatacza sprawa Marka Saganowskiego, który po strzeleniu swojej setnej bramki w Ekstraklasie zorganizował wczoraj wieczorem „małą” imprezkę. Dla niewtajemniczonych materiał video:
Dziś internauci prześcigają się w komentarzach dotyczących tej niezręcznej sytuacji: jedni narzekają, zarzucając napastnikowi Legii brak profesjonalizmu. Inni odlatują jeszcze dalej pisząc, iż może to właśnie przez tego typu imprezy drużyna z Warszawy nie gra w Lidze Mistrzów. Rozwieję wątpliwości: nie, nie dlatego. W tym roku o niepowodzeniu wyjątkowo zadecydowały względy pozasportowe.
Rzecz jasna liczna jest także grupa obrońców „Sagana”. „Kto ma świętować, jeśli nie on?” – pytają retorycznie, a Jakub Olkiewicz w przepełnionym patosem tekście wręcz gloryfikuje bohatera feralnego filmiku zaznaczając, że „Marunia” w trakcie swojej kariery wiele razy odbijał się od dna, zawsze prezentował odpowiedni charakter i zwyczajnie nie musi nikomu nic udowadniać. I – po oczyszczeniu felietonu Olkiewicza ze zbędnych emocji i wydobyciu samego sedna – trudno nie przyznać mu racji.
Ja problem widzę gdzie indziej. To, że Saganowski napił się cztery dni przed meczem, to, że w ogóle się napił, nie ma dziś większego znaczenia. 36-letni człowiek, które całe życie profesjonalnie uprawia sport, doskonale zna swój organizm i wie, na ile w danym momencie może sobie pozwolić. Wątpię, by Sagan – wzór profesjonalizmu i zaangażowania – zapomniał o czwartkowym rewanżu z Aktobe. Prawdopodobnie „zrobił” kilka piwek i nic ponad to.
Żenuje mnie raczej fakt, że całe zajście sfilmował i udostępnił na jednym z portali społecznościowych Jakub Rzeźniczak, kolega Saganowskiego z drużyny. Argument, że piłkarze Legii pokazali w ten sposób „tram spirit” brzmi gorzej niż kretyńsko. Rzeźniczak pozwolił sobie na coś, czego pod żadnym pozorem nie wolno robić koledze – i to obojętne czy jest się piłkarzem, taksówkarzem, czy wykładowcą chemii w Biedronce. Upublicznianie zakrapianych alkoholem wygłupów przystoi raczej gimnazjalistom, a po ukończeniu szesnastego roku życia jest odbierane raczej jako przejaw skrajnej głupoty i braku wyczucia.
Przyczyna takiego zachowania „Rzeźnika” jest moim zdaniem niezbyt skomplikowana: obrońcą Legii kierowało parcie na szkło – nie od dziś wiadomo, że wśród zawodników Ekstraklasy to właśnie on zdecydowanie przoduje w rankingach popularności na facebooku i twitterze. I szkoda, że chęć bycia na świeczniku jest w przypadku Kuby aż tak silna. Przyjrzyjmy się skutkom:
– wizerunkowo stracił i Saganowski, i Rzeźniczak;
– w kłopotliwej sytuacji został postawiony Henning Berg, który zapewne zdaje sobie sprawę z „małej szkodliwości czynu”, jednak brak reakcji na całe zajście może być postrzegany jako przyzwolenie na imprezy w trakcie sezonu;
– zagwozdkę ma także zarząd stołecznego klubu. Po ostatnich przejściach z UEFĄ, ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje Bogusław Leśnodorski, jest nakładanie kar dyscyplinarnych na czołowych piłkarzy pierwszej drużyny.
Do dyskusji zapraszam na twittera – KLIKNIJ i odwiedź mój profil!