Wiecie, dlaczego piłka nożna jest piękna? Dlatego, że może łączyć i porywać za sobą dosłownie wszędzie, niezależnie od warunków. W świecie pochłoniętym wielkimi pieniędzmi coraz trudniej o romantyczne historie, dlatego ta pisana przez Club Nacional jest aż tak wyjątkowa.
Paragwajski klub został założony na początku czerwca 1904 roku, niedługo będzie więc świętował swoje 115-lecie. Nie znając szczegółów – klub jak każdy inny. Club Nacional ma na koncie dziewięć ligowych tytułów, w 2009 roku odzyskał koronę po 63 latach, w 2014 dotarł po raz pierwszy do finału Copa Libertadores, w którym poległ z argentyńskim San Lorenzo. „Fajnie, ale co z tego” – chciałoby się powiedzieć…
Tu zaczyna się cała wyjątkowość. Club Nacional, znany także jako Nacional Asuncion, to mały klubik na przedmieściach stolicy, będący w posiadaniu socios, których jest… 800. Stadion może pomieścić niecałe 4500 osób, a skład kosztował okrągłe zero. Nie tylko obecny skład, nie tylko ten sprzed paru lat. Dosłownie KAŻDY. Klub przez 115 lat istnienia nie wydał na pozyskanie piłkarza ani centa, ściągając jedynie tzw. wolnych agentów, bądź korzystając z wypożyczeń. Potwierdza to statystyka najdroższych wzmocnień, którą można znaleźć np. na portalu Transfermarkt.
Podobnie sytuacja wygląda, jeśli spojrzymy na zawodników odchodzących z klubu. Według danych tylko ośmiu zawodników w historii pozwoliło Nacionalowi zarobić. Najdrożej sprzedanym zawodnikiem na początku 2019 roku został 22-letni Adam Bareiro, za którego meksykańskie Monterrey zapłaciło dwa miliony euro. Wcześniej, 13 lat temu, Newell’s wydało milion na Oscara Cardozo.
Logika? Tu nie ma żadnej logiki!
Po pierwsze – to niebywałe, że tak funkcjonujący klub był w stanie przetrwać przez tyle lat. Po drugie – szaleństwem wydaje się to, że w takich warunkach udało się mu odzyskać mistrzostwo kraju po ponad 60 latach (a następnie dołożyć kolejne dwa). Po trzecie – osiągnięcie finału Copa Libertadores, najważniejszych rozgrywek w Ameryce Południowej (spójrzcie na atmosferę spotkań Boca – River z końca poprzedniego roku), to coś absolutnie nie z tego świata, co trudno wytłumaczyć. Zlepek niechcianych zawodników stawiający czoła całemu kontynentowi, traktującemu futbol jak religię. Fascynujemy się mistrzostwem Leicester, ale kto wie, czy ta historia nie jest jeszcze bardziej niewiarygodna…