Robert Lewandowski to najlepszy polski ambasador wsród sportowców i najlepszy sportowiec wśród ambasadorów. Gdyby ktoś dekadę temu powiedział nam, że Polska będzie mogła pochwalić się jednym z najlepszych, a biorąc pod uwagę ostatnie miesiące nawet najlepszym napastnikiem na swiecie, mielibyśmy ubaw do łez i polecili temu komuś zmianę lekarza. Tymczasem właśnie tak się stało – Polak jest gwiazdą najlepszego niemieckiego klubu – wielkiego Bayernu – a przy okazji bije rekordy zarówno „Bawarczyków”, jak i całej Bundesligi.
Nie ma w najnowszej historii polskiej piłki kogoś, od kogo moglibysmy nauczyć się i dowiedzieć więcej. Robert Lewandowski po zakończeniu kariery śmiało może zostać wykładowcą i opowiadać o wszystkim tym, co przeżył i doświadczył w trakcie swojej bogatej kariery. Problemy z przebiciem się w Polsce, szczęśliwe trafienie do Pruszkowa, a następnie do Poznania, wybuch wulkanu, który być może poprowadził jego ścieżkę właśnie do Niemiec, a nie na Wyspy. Piłkarskie kariery w wielu przypadkach są dziełem przypadku, polegającego na znalezieniu się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i u odpowiedniego… trenera.
Jeśli uczyć się, to od najlepszych
Tych Robert Lewandowski miał wybitnych. Pomijając Franciszka Smudę (pozdrawiamy), pracował on przecież z wieloma tuzami. Juergen Klopp i Pep Guardiola, pod których skrzydłami trenował najdłużej, to obecnie prawdopodobnie dwaj najlepsi trenerzy świata. Ukształtowali naszego napastnika pod wieloma aspektami, nauczyli rzeczy, których ten nie poznałby u innych menedżerów. Pod tym względem los podarował mu niewyobrażalne prezenty. Dokładając do tego Juppa Heynckesa i Carlo Ancelottiego, czyli także wybitnych fachowców, mamy część odpowiedzi na pytanie pt.: „Dlaczego Lewandowski jest aż tak dobry?”. Po tych nazwiskach przyszła jednak dość duża zmiana, a w Bayernie pojawił się Niko Kovac.
Jak wszyscy doskonale wiemy, Chorwat kilka dni temu oficjalnie przestał być trenerem „Bawarczyków”. Już w poprzednim sezonie bardzo dużo debatowało się nad jego misją, jednak w klubie upierano się, że to projekt długofalowy, a Kovac musi mieć czas na spokojną pracę. Cierpliwości wystarczyło na nieco ponad rok, ale po 1:5 z Eintrachtem Frankfurt, swoją drogą byłym klubem Kovaca, powiedziano „dość”. W rozstaniu się nie przeszkodził nawet fakt, że Bayern jest w lesie w temacie następcy Chorwata i dopiero teraz zaczął wertować rynek. Dopóki nie znajdzie nikogo zadowalającego, drużynę będzie prowadził Hansi Flick, którego asystentem został Hermann Gerland.
Natrafiając w ostatnich dniach na teksty poświęcone Kovacowi, można było wyczytać, że nigdy nie pasował do Bayernu, że praca w klubie, w którym „musi”, a nie tylko „może”, go przerosła. Nowinę przyjęto z ulgą i trudno było o choć jedną opinię sugerującą, że jednak się pospieszono i Kovac powinien dostać więcej czasu. Obrońców Chorwata było jak na lekarstwo. Podsumowując jego przygodę w Bawarii mógłby się nasunąć dość oczywisty wniosek, że skoro cała drużyna grała poniżej swoich możliwości, tak samo było z poszczególnymi zawodnikami. W końcu będąc już na wysokim poziomie trudno zrobić jeszcze większy progres, kiedy zespół ma kłopoty. Widzimy to m.in. po Realu Madryt sprzed roku (skrajny przypadek), czy obecnej Barcelonie, Tottenhamie, Arsenalu… Tych klubów jest wiele i próżno szukać w nich zawodnika, któremu nagle coś by się „przestawiło w głowie” i wskoczył na wyższy level.
Wbrew logice
Właśnie tak było w przypadku Roberta Lewandowskiego. Nie lada paradoksem jest, że to właśnie u Kovaca „RL9” notował najlepsze liczby i zaliczył najbardziej owocny okres w karierze. Do tej pory w seniorskiej piłce klubowej na najwyższym poziomie, polski napastnik pracował z siedmioma trenerami – Franciszkiem Smudą (Lech), Jackiem Zielińskim (Lech), Juergenem Kloppem (Borussia Dortmund), a także Pepem Guardiolą, Juppem Heynckesem, Carlo Ancelottim i właście Niko Kovacem (wszyscy Bayern). U trenerskich geniuszy, czyli Kloppa i Guardioli, rozkręcający się Lewandowski zdobywał kolejno średnio 0,548 i 0,67 bramki na mecz. Pod wodzą Chorwata było zdecydowanie lepiej – średnia trafień na spotkanie zatrzymała się na… 0,952. Tak rewelacyjnych statystyk Lewandowski nie miał ani u Ancelottiego (0,947), ani – przenosząc się do piłki reprezentacyjnej – u Adama Nawałki (0,93).
Ostatnio modne jest ocenianie klasowych piłkarzy w jeden konkretny sposób: czy są już gotowi „zasiąść przy jednym stole” z Leo Messim i Cristiano Ronaldo. Tak niegdyś stwierdził Griezmann i tak już zostało. O ile w poprzednich latach docenialiśmy Roberta, ale staraliśmy się zachowywać umiar, o tyle w 2019 roku coraz częściej słyszymy głosy, że Roberta można posadzić blisko wymienionej dwójki. I wiecie co? Jest to święta racja. Być może nie od razu przy jednym stole, bo Lewandowski nigdy nie będzie miał wizji Messiego, „tomahawków” Cristiano i szeregu innych atutów, którymi ta dwójka zachwycała przez lata. Ale nie jest to żadną ujmą. Nasz rodak zajął stolik tuż obok nich i nie zamierza się od niego podnosić. Zmaksymalizował wszystko to, co wypracował, do niewyobrażalnego pułapu.
W Bayernie Kovaca Robert Lewandowski wystąpił w 63 meczach. Opuścił jedynie dwa, będąc na murawie przez 96% możliwych do rozegrania minut. Zdobył – uwaga – 60 (!) bramek, do których dołożył 15 asyst. Świetnie wygląda także kończący się powoli 2019 rok. Polak do tej pory wystąpił w nim w 39 spotkaniach, a bramkarzy rywali pokonał… 39 razy. Napastnik Bayernu wyprzedza m.in. Messiego (40 meczów – 36 bramek), Mbappe (33 – 31), Aguero (36 – 29) czy Benzemę (41 – 28). Biorąc pod uwagę trwający sezon 2019/2020, Lewandowski ma na koncie 21 bramek w 17 meczach. Udział przy golu średnio co 69 minut. Do tego jak na razie zdobywa bramki w każdym występie w Bundeslidze i Lidze Mistrzów (mamy listopad!). Poza biciem rekordów niemieckiej ekstraklasy zapisał się także w historii tych drugich rozgrywek, stając się dopiero trzecim zawodnikiem w historii (po Messim i „CR7”), który zdobywał bramki w co najmniej ośmiu kolejnych meczach fazy grupowej. Od razu przepraszamy tych, którzy nie cierpią statystyk i wymieniania ich jedna po drugiej, ale w tym przypadku po prostu trzeba było to zrobić. Bramka goni bramkę, rekord goni rekord, a to wszystko za sprawą naszego wielkiego rodaka.
Świat piłki spokojnie przyjął wiadomość o rozstaniu się Bayernu z Kovacem. My patrzymy jednak na to nieco szerzej, bo w porównaniu do postronnych osób widzimy coś, co teoretycznie można popsuć. Niko Kovac, mimo że nie potrafił w odpowiedni sposób funkcjonować w szatni Bayernu i wpływach na nią, w jakiś sposób sprawił, że Robert Lewandowski na murawie miał wszystko, co potrzebne do hurtowego zdobywania bramek. Mamy nadzieję, że kogokolwiek władze klubu wybiorą na nowego menedżera, ten ktoś nie tylko poprawi grę Bayernu, ale także sprawi, że Polak wciąż będzie goleadorem klasy światowej.