Większość piłkarzy swój najlepszy moment w karierze osiąga mając 25-27 lat. W niektórych przypadkach dzieję się to jednak jakiś czas później. Wygląda na to, że do tej drugiej grupy należy Eran Zahavi. Izraelczyk najlepsze chwile przeżywa bowiem właśnie dziś.
Dla napastnika to już trzeci sezon gry w Chinach. Wielu zawodników wyjeżdżających do tego kraju w celu zarobienia gigantycznych pieniędzy niezbyt przykłada się do swoich obowiązków. Idealnym przykładem był chociażby Carlos Tevez, który publicznie po odejściu z Shanghai Shenhua wspomniał o przenosinach do tego kraju jedynie z powodu kontraktu nie do odrzucenia. Kibice wielokrotnie dawali upust złości, patrząc na grę Argentyńczyka, aż ten w końcu postanowił spakować manatki i wyjechać.
Zupełnie inaczej tamtejsi sympatycy klubów traktują piłkarzy, którzy wykazują, chociażby małe, chęci do pracy. Tak było w przypadku między innymi Hulka, Oscara, Paulinho czy właśnie Zahaviego. Zarabiasz dużo? Ok, ale udowodnij na boisku swoją wartość. Z tym zadaniem największego problemu nie ma doświadczony reprezentant Izraela.
Do końca obecnego sezonu pozostały zaledwie trzy kolejki, a Zahavi ma już na koncie 29 bramek (gol średnio co 75 minut), pobijając tym samym wynik Elkesona z 2014 roku. Eran zmierza po drugi tytuł króla strzelców w Chinese Super League i najprawdopodobniej – tak samo jak w roku 2017 – otrzyma nagrodę MVP sezonu. Niestety, taka liczba bramek niewiele mu przynosi pod kątem drużynowym, ponieważ Guangzhou R&F raczej ma miano ligowego średniaka. Niby udało się dwa lata temu zająć piąte miejsce, ale to wszystko na co było ich stać. Oczywiście, należy brać poprawkę na to, że klub został założony w 2011 roku.
Spoglądając na jego dokonania w Azji pozostaje tajemnicą, dlaczego nie zrobił on większej kariery w Europie. Może to wina jego agentów lub zwyczajnie charakteru? Osiem lat temu spróbował swoich sił w Palermo, ale w Serie A zdobył zaledwie 2 gole w 23 spotkaniach. Po tej przygodzie trafił do Maccabi Tel Aviv, będąc wychowankiem Hapoelu Tel Aviv. Ten kontrowersyjny ruch wywołał spore poruszenie ze względu na przeszłość. Rok po transferze strzelił wyrównującą bramkę w derbach Tel Awiwu, po czym został zaatakowany przez rozwścieczonego fana Hapoela.
Wywołało to zamieszki na stadionie, a mecz został przerwany. Podczas swojego ostatniego sezonu w ojczyźnie Zahavi pobił strzelecki rekord ligi (35 bramek) uprzednio ustanowiony w 1955 roku. Łącznie w ciągu trzech lat zanotował 98 trafień, w każdym roku doprowadzając klub do mistrzostwa. Ponadto poprowadził swój zespół w tym sezonie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a to wystarczyło, aby Guangzhou R&F zapłaciło za niego około 7 milionów euro.
Przed przenosinami do Chin zainteresowanie wykazywały nim także Newcastle oraz Everton. Pomimo sporych wydatków przez kluby w Premier League, Eran raczej nie miał co liczyć na wynagrodzenie, jakie otrzymuje w zespole Chinese Super League. Mimo sporej tygodniówki kibice nie wypominają mu zarobków. Dziennikarze oraz kibice go uwielbiają. Stał się niejako kultową postacią dla fanów piłki nożnej w najbardziej zaludnionym kraju na świecie. Ma to swoje korzyści finansowe i na pewno odzwierciedlenie w lukratywnych umowach sponsorskich.
Wyobrażacie sobie Roberta Lewandowskiego rzucającego opaską kapitana podczas jednego ze spotkań? Zwizualizowaliśmy sobie, jak napastnik Bayernu zostałby zrównany z ziemią. Tymczasem Zahavi dopuścił się takiego czynu podczas spotkania z Macedonią we wrześniu 2017 roku. Wówczas został na stałe wyrzucony z narodowej kadry, choć jak pokazał czas, władze izraelskiego związku mają raczej krótką pamięć.
Wielki powrót nastąpił rok później w starciu przeciwko Albanii, kilka miesięcy po zatrudnieniu Andreasa Herzoga. Austriak wiedział, że jeśli Izrael w końcu chce pojechać na wielką imprezę, to ma szanse tego dokonać jedynie z Zahavim. Pierwsze spotkanie we własnym kraju napastnik rozegrał w listopadzie ubiegłego roku. Kibice momentalnie zapomnieli mu tamtą sytuację po zdobytej bramce. Od tamtego czasu (łącznie 9 razy) notował trafienia w każdym meczu, oprócz spotkania z Polską.
Aktualnie nikt nie wyobraża sobie narodowej kadry bez tego zawodnika, choć ten po incydencie związanym z opaską nie miał zamiaru przepraszać: – Mógł to być głupi akt, ale była to najlepsza rzecz, jaka mogła się przytrafić zespołowi. Nauczyłem się dzięki temu wiele rzeczy, podobnie jak kibice oraz związek.
O awans do przyszłorocznego EURO może być trudno, ale imponująca liczba 11 goli w eliminacjach musi budzić podziw. Za nim w klasyfikacji najlepszych strzelców znajduje się między innymi Dzyuba, Kane, Sterling, Pukki oraz Cristiano Ronaldo. Bramki w Europie nie pomogą mu także w otrzymaniu propozycji z topowego europejskiego klubu. W wieku 32 lat naturalnie o to trudno, lecz czy sam Eran rozważyłby odejście z Chin? Raczej trudno to sobie wyobrazić.