W dotychczasowej karierze Antonio Conte ma na swoim koncie wiele krajowych trofeów, czy to mówimy o pucharach czy mistrzostwach. Włochowi nadal jednak brakuje znaczącego sukcesu w Europie, gdzie wyniki zwyczajnie go kompromitują.
Podczas wczorajszej serii gier Mediolańczycy mieli wszystko, aby awansować do dalszej fazy rozgrywek. Barcelona w okrojonym składzie, bez Messiego i innych kluczowych zawodników wyglądała wręcz na bezbronną. Mimo to aktualny lider Serie A nie potrafił udźwignąć presji i zwyczajnie zawiódł. Swoje sytuacji mieli Lukaku oraz Martinez, ale zaledwie jedna z nich wpadła do siatki. „Duma Katalonii” odpowiedziała skutecznie dwa razy i było po zawodach.
Gdyby ktokolwiek powiedział nam tuz po losowaniu, że Inter odpadnie, to wielu z nas nie nazwałaby to kompromitacji. W końcu Barcelona i Borussia to zespoły, które wiele znaczą w Europie, a po prawdzie Inter za Conte dopiero wchodzi na swoje obroty. Same okoliczności jednak powodują, że odbieramy to w tych ramach. Remis ze Slavią na własnym stadionie czy oddanie zwycięstwa zespołowi Luciena Favre’a mimo prowadzenia 2:0 – takie rezultaty pogrążają Inter. Nie mówiąc już nawet o porażce z drugą drużyną mistrza Hiszpanii.
Patrząc jednak w przeszłość, dla Conte to normalka. W swojej karierze już raz odpadał na tym etapie rozgrywek – konkretnie w 2013 roku. Wówczas nie potrafił wyjść z grupy mając za rywali Real Madryt, Galatasaray i FC Kopenhage. Rok wcześniej udało mu się przebrnąć fazę grupową prowadząc Juventus i pokonać w 1/8 Celtic. Ćwierćfinał okazał się jednak już bolesną weryfikacją i lekcją pokory od Bayernu. Podobnie zresztą jak w Chelsea, kiedy to mecz z Barceloną obnażył jego słabości w Europie, tym razem już rundę wcześniej.
Dlaczego zatem tak się dzieje? Jeszcze za czasów pobytu w „Starej Damie” Conte w rozmowie z dziennikarzami odparł, że jego drużyna nie jest w stanie rywalizować w Europie o najwyższe cele za pomocą dość dosadnej wypowiedzi:
– Cóż, nie możesz iść do restauracji i zamówić dania za 100 euro, kiedy w kieszeni masz zaledwie 10.
Jakiś czas później po tej wypowiedzi opuścił Turyn. Max Allegri, czyli jego następca, udowodnił jednak Antonio, że z „biednym” Juventusem można rywalizować w Europie. Dwa finały Ligi Mistrzów to oczywiście nadal porażka, ale wówczas mistrz Włoch znajdował się zwyczajnie w nieodpowiednim miejscu i czasie. Pokonać bowiem w finałach ówczesną Barcelone i ówczesny Real Madryt, to niemalże jak dokonać cudu.