Sytuacja Lukasa Haraslina nadal pozostaje niejasna. Kiedy Słowak w ostatnim dniu transferowego okienka odchodził na półroczne wypożyczenie do Sassuolo, prezes Lechii Gdańsk na pewno już liczył pieniądze, jakie uda im się zarobić na sprzedaży skrzydłowego. Tymczasem z powodu koronawirusa sytuacja się mocno skomplikowała.
Z powodu finansowego Fair Play włoski klub w styczniu dodał w umowie zapis na temat automatycznego wykupu po obecnym sezonie. Miało to pomóc im w spełnieniu pewnych regulacji ze strony europejskiej federacji. Wszystko do tej pory wydawało się być pewne. Aż do czasu wypowiedzi Jakuba Wawrzyniaka, który zdradził, że 23-latek może jeszcze wrócić do Gdańska.
Powód? Kluby w Serie A szukają oszczędności, a dla Sassuolo transfer na poziomie 2,5 miliona euro jest na pewno kosztowny. Sprawę postanowili zbadać dziennikarze „Przeglądu Sportowego”, z którymi rozmawiał adwokat Marcin Kwiecień.
– W tej chwili nie ma przepisu, który pozwalałby klubowi na takie działanie. Oczywiście jest klauzula dotycząca okoliczności, których żadna ze stron nie mogła przewidzieć. Samo oświadczenie klubu nie ma jednak mocy sprawczej, taka sprawa najpewniej trafiłaby do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie.
O takiej sytuacji nie słyszał także sam piłkarz, który jest przekonany o tym, że zostanie we Włoszech. Póki co do tej pory jednak nie potrafił zadomowić się w kadrze pierwszego zespołu. W czterech spotkaniach piłkarz rozegrał zaledwie 13 minut.
Z pewnością brak zapłaty byłby sporym problemem dla prezesa Lechii Adama Mandziary. Klub na pewno zapisał sobie te pieniądze w budżecie, a w obecnej sytuacji taka kwota byłaby zbawienna.