Podczas ubiegłego letniego okienka zanotowaliśmy kilkanaście transferów powyżej 50 milionów euro. Setkę przekroczyło łącznie trzech zawodników. Z perspektywy czasu już niebawem możemy zatęsknić za wielkimi sagami, którymi żyliśmy w okresie pomiędzy sezonami. Wielkie kluby, wzorem Chelsea, być może zdecydują się sięgnąć nie tylko głęboko do kieszeni, ale po wytwory własnej akademii. Historia wielkich transferów pokazuje bowiem, że czasami po prostu nie warto tak szaleć i przede wszystkim zachować wstrzemięźliwość. Tym bardziej, że obecny czas to nie jest zbyt odpowiedni moment na palenie pieniędzmi w kominku.
W zeszłym roku kluby nie musiały borykać się z takimi problemami. Tylko w Anglii łącznie wydano 1,41 miliarda funtów, w tym około 170 milionów w ostatni dzień transferowego okienka. Jeśli chodzi o wszystkie europejskie kluby z lig TOP5, tutaj taka kwota oscyluje w granicach 5,5 miliardów funtów. Biorąc pod uwagę Premier League – w sumie 11 klubów z Premier League pobiło swój rekord wydanych pieniędzy na jednego piłkarza. Wśród nich znalazło się miejsce dla Arsenalu i Manchesteru United. Niekwestionowanym królem byli jednak Hiszpanie, podium najdroższych zakupów należy tylko do nich. Czy jednak wszystkie te wzmocnienia okazały się trafione?
Antonio Conte przed rozpoczęciem pracy w Medolanie miał w głowie pewien plan na swoją drużynę. Jak to zwykle bywa, dzieło miało zostać zwieńczone napastnikiem. Włoch posiadał tylko jeden typ na tę pozycję i długo musiał przekonać działaczy Interu do wydania wielkich pieniędzy na Romelu Lukaku. Szkoleniowiec po raz pierwszy dostał to, czego tak naprawdę chciał już od 2014 roku, kiedy po raz pierwszy zakochał się w Belgu.
Po kilku miesiącach możemy zrozumieć, skąd taka fascynacja umiejętnościami rosłego napastnika. 17 bramek w lidze, 27 we wszystkich rozgrywkach. Romelu przywitał się z Serie A w doskonałym stylu, a dziś nikt już nie pamięta żartów fanów Manchesteru United, który wytykali mu nadwagę i niechlujne przyjęcia piłki. Kiedy po raz pierwszy przyleciał do Mediolanu, aby ukończyć testy medyczny, powitały go setki wiwatujących fanów, co znacznie zwiększyło jego pewność siebie. Aktualnie to zupełnie inny zawodnik, który do pewnego momentu walczył o koronę króla strzelców.
Po dość długiej walce na równi z Juventusem, Inter w ostatnich tygodniach przed zawieszeniem ligi nieco spuścił z tonu. Po porażkach z Lazio i „Starą Damą” ich strata do lidera wynosi sześć punktów. Lukaku po tych starciach otrzymał sporo krytyki, ponieważ – tak jak w Premier League – często znika w ważnych meczach i nie trafia do siatki. Łącznie przeciwko zespołom z TOP 6 zaliczył zaledwie jedną bramkę w siedmiu potyczkach. To niejako jedyny zarzut, ponieważ w innych aspektach nie mamy prawa się czepiać. Stworzył fenomenalny duet z Lautaro Martinezem i z pewnością odżył po trudnym ostatnim roku w Anglii.
Wejście do drużyny Pepa Guardioli nigdy nie jest proste. Tym bardziej, jeśli to już trzeci sezon pracy Hiszpana w jednym klubie i pewna formuła zaczyna wygasać. Przed Rodrim postawiono niemalże niewykonalne zadanie zastąpienia Fernandinho, być może najbardziej konsekwentnego gracza City w ciągu ostatnich kilku lat. Tymczasem przez cały sezon nie mieliśmy wrażenia, że ta pozycja pasuje wychowankowi Atletico Madryt. Po problemach ze środkowymi obrońcami i przesunięciu Brazylijczyka do tej strefy boiska, Rodri niejako sam musiał zabezpieczać tyły, co głównie w spotkaniach przeciwko topowymi rywalami niezbyt mu wychodziło.
Mimo to, pierwszy sezon w Anglii można ocenić na plus. Czasami został rzucany na zbyt głęboką wodę, tak jak podczas meczu z Crystal Palace, gdzie wraz z Fernandinho pełnił rolę stoperów, ale zazwyczaj trzymał solidny poziom. Hiszpan nadal dostosowuje się do nowej ligi i nieco innego sposobu gry. Ten sezon pokazał jednak dokładnie to, co ceni u niego Guaridola – umiejętność zagrania niebanalnego podania i świetne kontrolowanie tempa gra. Jeśli przywyknie do realiów angielskiej piłki jeszcze bardziej, to City za jakiś czas na pewno nie będzie żałować tych wydanych pieniędzy.
Tak naprawdę transfer dokonany podczas zimowego okienka, ale ze względu na walkę Ajaksu w Lidze Mistrzów postanowiono nieco odłożyć go w czasie. Ocena tego zakupu dzieli wiele osób. Jedni uważają, że rozgrywa świetny sezon i dobrze zaadaptował się na Camp Nou, zaś drudzy mają odmienne zdanie. Potwornie skrytykował go ponad miesiąc temu Ruud Gullit, zarzucając swojemu rodakowi brak podejmowania ryzyka. „Szuka piłki, następnie robi zwód i podaje na prawo lub lewo”.
Przez wiele miesięcy także debatowano nad jego pozycją. W Ajaksie Frenkie mógł bowiem liczyć na większą niezależność i zazwyczaj to on wyprowadzał piłkę do gry. Tymczasem obecność Busquetsa przeszkadza mu w przejęciu takiej roli. U Setiena gra bardziej ofensywie, głównie jako pół-lewy lub pół-prawy pomocnik. Podczas ostatniego sezonu w Holandii zawsze zajmował pozycję defensywnego rozgrywającego, a kilka razy zdarzyło mu się rozgrywać mecze na obronie.
Kwestia wykorzystania umiejętności Holendra przez Barcelonę przewija się nawet po zatrudnieniu Setiena, który nie zamierza dokonywać zmian pod tym kątem. Hiszpan wierzy, że jego podopieczny przystosuje się do nowych warunków i za jakiś czas dorośnie do tego, aby posyłać otwierające podania i zacznie notować bramki oraz asysty. Nie wierzy w to Ten Hag, który zapytany o swojego byłego zawodnika odparł, że De Jong powinien grać niżej. Póki co nic się na to nie zanosi, a Van Gaal zasugerował nawet wykorzystanie 22-latka jako stopera.
Wraz z czasem zyskał sobie przychylność kibiców Arsenalu. Jednak za cenę 80 milionów euro sympatycy „Kanonierów” oczekiwali zupełnie czegoś innego albo kogoś innego – w tym przypadku gotowego produktu. Ten sezon udowodnił, że tak nie jest. Lille sprzedało zawodnika nieopierzonego, którego trzeba rozwinąć w najbliższych sezonach. Tymczasem perturbacje w Arsenalu na przestrzeni sezonu sprawiły, że temat słabszych występów Iworyjczyka został odsunięty nieco na boczny tor.
W pewnym momencie jego pozycja w zespole wydawała się zagrożona. Emery z dnia na dzień przestał wierzyć w umiejętności swojego nabytku (w jednym z wywiadów ten transfer nazwał nawet gwoździem do trumny), a po zwolnieniu Hiszpana także i Ljungberg nie podarował mu szansy w krótkim epizodzie podczas piastowania roli trenera. Dodatkowo z formą wystrzelił Martinelli, dlatego zatrudnienie Artety niezbyt zmieniło sytuację skrzydłowego. Przez pewien czas z klubu dochodziły głosy, że Pepe nie przekonał trójki menedżerów swoją postawą na treningach. Do pewnego momentu kariera Nicolasa w Anglii przypominała totalną katastrofę. Zmieniło się to nieco po nowym roku, kiedy 24-latek dołożył nieco bramek oraz asyst. Na ten moment to jednak dość poważna wtopa.
Z oceną takich transferów zawsze jest wielki problem. Końcem października zerwał więzadła w stawie skokowym, przez co pauzował przez około cztery miesiące. Kiedy wrócił do pełni sprawności, Hansi Flick powoli wprowadzał go do drużyny. W najważniejszym spotkaniu tej rundy przeciwko Chelsea nie wyszedł jednak w podstawowym składzie. Powodem jest oczywiście wystrzałowa forma Alphonso Daviesa, jednego z wielu objawień tego sezonu.
Czy zatem droga do pierwszego składu pozostaje zaryglowana? Na pewno nie. Nieco luźniej w składzie powinno zrobić się latem, ponieważ nadal niejasna pozostaje przyszłość Boatenga oraz Alaby. Wówczas Lucas na pewno otrzyma szansę na powrót do wyjściowego składu. Trudno bowiem wyobrażać sobie, aby mistrz Niemiec lekką ręką zrezygnował z tak drogiego zawodnika.
– Kiedy po raz pierwszy wszedłem do szatni Juventusu, byłem jak dziecko w sklepie ze słodyczami:„To naprawdę Buffon i Ronaldo!”. Trafiłem do klubu później niż wszyscy i od razu wylecieliśmy do Azji. Nawet nie trenowałem i musiałem grać dwa dni później przeciwko Spurs. Po 20 minutach nie mogłem już oddychać. Na początku nie byłem tak sprawny jak rok wcześniej – tak ocenił swój początek Matthijs w zupełnie nowej rzeczywistości.
Chyba najdłuższa saga letniego okienka i najbardziej barwna. W grze było wiele topowych klubów i Mino Raiola do ostatnich chwil trzymał wszystkich w niepewności. Na początku za faworyta uznano Barcelonę, ale kiedy mistrz Hiszpanii nie miał zamiaru płacić sowitej prowizji dla agenta, wówczas sytuacja uległa zmianie. Sezon zaczął jako rezerwowy, ale kontuzja Chiellinego zmusiła Sarriego do postawienia na Holendra. Na początku zanotował kilka dość prostych błędów, które w mediach społecznościowych żyły własnym życiem.
Jednak po kilku miesiącach na dobre przystosował się do nowego środowiska. Gra u boku Bonucciego, pod okiem asystenta Barzagliego oraz współpraca w reprezentacji Holandii z Van Dijkiem, pozwoliły mu podnieść poziom umiejętności. Nie powinniśmy zapominać, że De Ligt ma zaledwie 20 lat i w jego kontekście należy przede wszystkim patrzeć w przyszłość.
W przypadku transferu za wielkie pieniądze zawodnik zawsze boryka się z presją ceny. Jeśli spojrzeć na Harry’ego Maguire’a, to Anglik z pewnością odczuwał podobny stres. Kiedy już jednak minął – były defensor „Lisów” udowodnił, dlaczego Manchester United zapłacił za niego tak wielkie pieniądze. Już po kilku miesiącach zyskał zaufanie Ole Gunnara Solskjaera, który postanowił podarować mu opaskę kapitana.
– Jest prawdziwym liderem w grupie. Nie jestem tym zaskoczony. Jestem natomiast pod wrażeniem jego umiejętności przywódczych – wyjaśnił swoją decyzję Solskjaer.
Przede wszystkim szczyt formy zaliczył od lutego, kiedy defensywa „Diabłów” zaczęła się powoli docierać. Od tamtego momentu regularnie notowane czysta konta i sporadyczne tracenie bramki. Obecnie mało kto wyobraża sobie defensywę United bez Maguire’a.
Problemy z nadwagą, kontuzje i brak błysku. Tak pokrótce można podsumować kilka miesięcy Hazarda na Bernabeu. Belg w końcu po kilku latach dokonał transferu marzeń, aby po przerwie między sezonami pojawić się w Madrycie z nadwagą. Oczywiście wraz z kolejnymi treningami powoli ją zrzucał, ale skrzydłowy nie wyglądał na zawodnika, który przez wiele lat przygotowywał się do tego zadania. Z pewnością zabrakło mu mocnego wejścia w sezon, tak jak zwykle miało to miejsce w Chelsea. Na pierwszego gola czekał do początku października.
Przełomowy okazał się mecz przeciwko PSG, kiedy wyglądał na zawodnika powracającego powoli do formy. Znowu miał ten luz na boisku i magiczny błysk z piłką przy nodze. Niestety nie trwało to zbyt długo i po kopnięciu przez Meuniera wypadł na kilka miesięcy. Próbował wrócić w połowie lutego, ale po dwóch meczach nastąpił nawrót urazu. To pierwszy sezon w karierze Edena, kiedy boryka się z tak wieloma problemami zdrowotnymi.
Póki co trudno znaleźć jakikolwiek pozytyw wydanych tak wielkich pieniędzy za 29-latka, któremu coraz bliżej do magicznej dla piłkarza trzydziestki.
Transfer odkładany przez ponad rok. Kiedy już do niego doszło, to czar prysł, a Griezmann wtopił się w tło. Od nowego roku częściej media donoszą o możliwym odejściu Francuza i wymianie go na Neymara, aniżeli o udanych występach napastnika. Pod kątem liczb nie ma aż takiej tragedii, ale na taki klub jak Barca to nie wystarczy. W 2020 roku podczas ligowych potyczek trafił do bramki zaledwie raz, odbijając to sobie nieco w Copa del Rey.
Na pewno oczekiwano po nim więcej. Wielu w nim widzi kozła ofiarnego słabszych wyników i podkreśla, że pod nieobecność Suareza, Antoine nie potrafi współpracować z Messim. W konsekwencji Argentyńczyk często w pojedynkę musi decydować o losach spotkania, co nie zawsze dochodzi do skutku. Powoli transfer mistrza świata z 2018 roku porównuje się do transakcji z Philippe Coutinho. Brazylijczyk także kilka miesięcy po przenosinach do Barcelony wyglądał jak cień zawodnika z Liverpoolu. Do tego ciągłe grymasy na boisku i brak jakiejkolwiek radości z gry. Z finansowego punktu widzenia odejście 29-latka pozwoliłoby zebrać odpowiednie fundusze na zakup Neymara. Czy jednak pozbywanie się tak wielkiej gwiazdy po jedynym sezonie ma jakikolwiek sens?
Po odejściu Griezmanna mało kto spodziewał się, że Atletico zadanie zastąpienia Francuza powierzy 19-latkowi za ponad 120 milionów euro. Wówczas plotki łączące Portugalczyka z „Rojiblancos” odbierano za medialną grę. Tymczasem transfer został przeprowadzony, ale już po kilku miesiącach widać, że brakowało w tym jakiejkolwiek logiki.
Styl Felixa kompletnie bowiem nie pasuje do gry Diego Simeone. Kto wie, może były napastnik Benfiki lepiej odnalazłby się np. w Barcelonie, gdzie mógłby liczyć na grę kombinacyjną z Messim czy Suarezem? Póki co czekają go męczarnie na Wanda Metropolitano. Wejście do La Liga ma na ten moment średnio udane. Zaledwie cztery bramki w krajowej lidze i jedna asysta. Zdajemy sobie sprawę, że takiego zawodnika należy oceniać także pod innym kątem, ale czy klub pokroju Atletico wydając takie pieniądze nie oczekuje przede wszystkim bramek? Tym bardziej, gdy problemy ma Diego Costa, a Morata z Correą łącznie zanotowali 13 goli w lidze.
Poprzedni sezon w Portugalii rzeczywiście był przełomowy dla Felixa. Ale zastanówmy się – czy stał on rzeczywiście na takim poziomie, aby wydać tak gigantyczne pieniądze? Można mieć co do tego wielkie wątpliwości. Nie bronią go podstawowe liczby, a także inne szczegółowe statystyki. Mała liczba oddanych strzałów na bramkę, brak kluczowych podań i dryblingów. Często musi wracać po piłkę i ze środka pola napędzać akcję całego zespołu. Poniekąd stał się zakładnikiem systemu gry preferowanego przez Simeone. Czy przed transferem jednak nie zdawał sobie sprawy, w jakim środowisku spędzi kolejne lata?
Oczywiście można stanąć w jego obronie i niewykluczone, że za rok czy dwa regularnie zacznie trafiać do siatki. Najlepszym przykładem jest Sergio Aguero, który w 2006 roku także został najdroższym graczem w historii Atletico i przed 21 rokiem życia zgarnął nagrodę Golden Boy. Pierwszy sezon obecny napastnik City pod kierunkiem Aguirre’a zakończył z siedmioma bramkami w 42 meczach. Felix rozegrał póki co 14 meczów mniej, a niemalże wyrównał ten wynik. Wówczas „Kun” musiał zastąpić Fernando Torresa. Teraz Joao ma jeszcze trudniejsze zadanie z powodu przylepionej ceny na czole, która na pewno mu ciąży.