To już dzisiaj! Już za chwileczkę, już za momencik ruszy najwspanialsza liga na świecie. Oczywiście chodzi o naszą Ekstraklasę. Czekaliśmy na nią bardzo długo. Każdy się stęsknił, każdy zakreślał kolejne dni w kalendarzu, oczekując na 29 maja. Oczywiście zaraz zaczniemy narzekać na poziom, ale na to przyjdzie czas. Najpierw jednak zapytaliśmy ekspertów, co sądzą na temat powrotu.
Postawiliśmy na sprawdzone nazwiska. Dlaczego sprawdzone? Ano dlatego, że na początku lutego, tuż przed startem rundy wiosennej, również oni typowali, jak będzie wyglądała Ekstraklasa w 2020 roku. Kto zostanie mistrzem? Wtedy można było wróżyć, dzisiaj Legia prowadzi, ale jej formy nie znamy. Kto spadnie? Tutaj tabela podpowiada kandydatów. Jednak sferę sportową zostawiliśmy, gdyż to kompletne wróżenie z fusów. Wybraliśmy trzy aspekty, na które odpowiedzieli dziennikarze Canal+Sport Krzysztof Marciniak i Żelisław Żyżyński. Dziennikarz Sportowychfaktów Marek Wawrzynowski oraz agent piłkarski, a jakiś czas temu komentator Rafał Kędzior.
Czego się spodziewają eksperci?
Trudno wyrokować na podstawie treningów, których nie można było oglądać. Dlatego nie pytaliśmy o konkrety, tylko zadaliśmy ogólne pytanie. Co nas czeka? – Spodziewam się niespodziewanego. Nikt nie wie jak to będzie wyglądało, czyli mecze bez publiczności w naszych okolicznościach przyrody. Liczę na wzrost oglądalności w telewizji. Mam nadzieję, że ludzie bardziej będą się interesowali naszą Ekstraklasą – rozpoczyna Żelisław Żyżyński.
Z kolei do Bundesligi nawiązało dwóch kolejnych ekspertów. – Oglądamy Bundesligę, w której poziom meczów nie jest zły, ale też nie jest rewelacyjny. U nas spodziewałbym się czegoś podobnego, z zachowaniem odpowiednich proporcji – mówi Marek Wawrzynowski. – Możemy się opierać na tym, co widzimy w Bundeslidze, czyli mowa o kontuzjach. Nie jestem specjalistą, ale czytając wypowiedzi ekspertów, jak choćby Leszka Dyji, może nastąpić wysyp kontuzji mięśniowych. Co ciekawe nie tych, co zazwyczaj na tym etapie sezonu i w sumie tego się obawiam – dodaje Rafał Kędzior.
Poziom zachowany
– Myślę, że przez dwa miesiące ani nikt się nie nauczył cudownych rzeczy, ani nikt nie zapomniał jak się w nią gra. Można było popracować nad formą fizyczną. Przykładem niech będzie Arkadiusz Reca i jego zdjęcie, jak mocno się wyrzeźbił – zauważa Kędzior. Nieco wtóruje mu Krzysztof Marciniak, który jednak dzieli się swoimi spostrzeżeniami z innej perspektywy. – Spodziewam się, że będą bardzo nierówne kolejki. Efekt świeżości sprawi, że te pierwsze mecze będą nam się podobały, będą toczone w fajnym tempie z niezłą ekstraklasową jakością. Przyjdzie jednak czas kryzysu. Minie tydzień czy dwa, kiedy organizmy będą się adoptować i wpadną w dołek. Rozmawiałem z jednym z zawodników, który powiedział, że po wznowieniu treningów czuł się fenomenalnie, wszystko wychodziło, piłka szła jak po sznurku, natomiast po kilku treningach przyszedł dołek formy. Będą nierówne mecze. Trzeba mieć świadomość, że zostały cztery kolejki do końca rundy zasadniczej, więc pamiętajmy, że będzie duża presja i gramy o stawkę. Mogą być mecze i bardzo dobre, i takie, na które będzie trudno będzie patrzeć – powiedział dziennikarz Canal+Sport.
Puste trybuny
Ostatnie dni to coraz więcej nadziei na obecność kibiców na trybunach stadionów. Oczywiście nie wszystkich i nie od razu, ale zapaliło się światełko w tunelu. Póki co jednak czekają nas mecze przy pustych trybunach. Jak na zareagują gracze? – Nie przeceniałbym tego faktu. Piłkarze często mówią, że się wyłączają i nie słyszą trybun. Dla nich oczywiście w jakimś stopniu będzie to odczuwalne, ale nie tak jak dla nas, w odbiorze widowiska – rozpoczyna były komentator, a obecnie agent piłkarski.
Z kolei dziennikarze Canal+ zauważają, że na jakiś czas będziemy musieli zapomnieć o „pomagających ścianach”. – Myślę, że zniknie atut własnego boiska. Widzimy to na przykładzie Bundesligi. Te mecze powinny być jeszcze bardziej wyrównane, a miejsce rozgrywania meczów będzie miało drugorzędne znaczenie – mówi Marciniak. – Widać to na przykładzie Bundesligi. Słabsze kluby miały wsparcie swoich kibiców i własnych ścian, a teraz tego zabraknie. Uważam, że to im będzie najtrudniej. Lepsi sobie poradzą – dodaje Żyżyński.
Kto zatem najbardziej może na tym stracić? Żelisław Żyżyński twierdzi, że… Górnik Zabrze. – Ciekawie mnie Górnik Zabrze. Tam był stadion, gdzie nawet 10 tysięcy, które przyszło, to zawsze zrobiło mega atmosferę. Coś w tym może być, skoro zabrzanie zdobyli w domu 28 z 33 ligowych punktów. Jednak innego zdania jest trochę Krzysztof Marciniak. – Paradoksalnie Górnik straci atut własnych trybun, gdzie punktował regularnie, ale może zacznie zdobywać punkty na wyjeździe. Nie będzie już tego kłopotu, że jedzie gdzieś, gdzie jest inny doping i może blokada psychiczna z nich zejdzie – zauważa drugą stronę medalu.
Brak zmian
Jak już wiemy, Ekstraklasa nie pójdzie drogą Bundesligi, co oznacza, że pozostajemy przy trzech zmianach dla każdej z drużyn. Trwały dyskusje, ale Zbigniew Boniek szybko uciął temat mówiąc, że za jego czasów było jeszcze mniej zmian, a piłkarze dawali sobie radę. – Wielu trenerów mówi, że przydałoby się to. Rozmawialiśmy ze Zbigniewem Bońkiem, że nie zmienia się zasad w trakcie gry. Niewykluczone, że w przyszłym to można wprowadzić. Tyle że wtedy może to być już niepotrzebne. Teraz będzie nawarstwienie meczów i wzrost obciążeń – rozpoczyna Marciniak.
Co na to nasi eksperci? – Rozmawiałem z Radosławem Majdanem i on mówił, że to jest przede wszystkim kwestia fizyczna. Kontuzje mięśniowe są częstsze po takiej przerwie. Skoro Niemcy podjęli taką decyzje i zmienili przepisy, to widocznie mieli do tego podstawy. Tyle że oni zrobili tak na podstawie opinii sztabu specjalistów i badań naukowców. Tutaj potrzebna jest wiedza medyczna, a nie ludowa. Dla mnie zachowanie prezesa jest po prostu niemądre i tyle. Trzeba wyjść z założenia, że jeśli pewnych rzeczy nie wiesz, zapytaj się ekspertów i tyle – mówi Wawrzynowski.
Sam przeciwko wszystkim
Z kolei dziennikarze Canal+Sport odwołują się do ciała zajmującego się przepisami. – Uważam, że jeśli IFAB dał taką możliwość, w newralgicznym okresie, to coś musi w tym być. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak te organizmy będą reagowały. Po pierwsze skrócony okres przygotowawczy, po drugie zawodnicy rozpoczynają z niższego poziomu. To nie jest to, co między sezonami/rundami, gdyż w założeniu mieli siedzieć w domu. Po trzecie dochodzi intensywny okres grania. Siedem tygodni, w czasie których zagrają 11 kolejek. Danie trenerom takiej możliwości pięciu zmian byłoby czymś logicznym. Jeżeli masz wynik rozstrzygnięty, robisz dwie zmiany i pozwala ci oszczędzić zawodników na 10-15 minut. W wymiarze globalnym ma to ogromne znaczenie. Nie chcemy też szafować zdrowiem piłkarzy, nie chcemy plagi kontuzji, a wiemy, że jeszcze przed startem ligi już kilka kontuzji widzieliśmy – uważa Marciniak.
– Nie rozumiem, dlaczego my też nie weszliśmy w pięć. Skoro nawet takie konserwatywne ciało, jak IFAB wydało zalecenie i zezwolenie, że nie ma nic przeciwko temu. Skorzystaliby na tym młodzi oraz ci, którzy mają szerokie kadry. Z drugiej strony dla nich byłaby to dla nich nagroda – dodaje Żyżyński.
– Najlepiej zapytać samych trenerów, jak to będzie wyglądało. Jeżeli w Niemczech korzystają, to i my moglibyśmy. Oczywiście tam nie są nieomylni, ale można było skorzystać. Poza tym te dwie dodatkowe zmiany mogłyby być korzystne dla młodzieży, której można byłoby więcej zobaczyć na boiskach zobaczyć. Być może zbyt późno ten temat został poruszony, ale wielce by to nie przeszkodziło przebiegowi spotkania, a mogłoby pomóc – kończy Kędzior.