Ostatnie miesiące dla Herthy Berlin to istny rollercoaster. Kto tak naprawdę z sympatyków stołecznej drużyny jeszcze na początku maja pomyślał, że ich ulubiona drużyna już niebawem realnie będzie walczyć o miejsce w europejskich pucharach? Tymczasem początek panowania Bruno Labbadii to już ogromny sukces i cel jakim była walka o utrzymanie został już wykonany. Wprost przeciwnie wygląda to u Borussii Dortmund, która pod okiem Luciena Favre’a raczej nie ma prawa myśleć o mistrzowskim tytule.
Ogromne ryzyko Herthy
Nie da się ukryć, że zatrudnienie nowego trenera przez dyrektorów Herthy było obarczone ogromnym ryzykiem. Alexander Nouri być może nie jest największym fachowcem na niemieckim rynku, ale doskonale znał drużynę i z pewnością mógłby zapewnić drużynie utrzymanie. Mimo to Michael Preetz postanowił zwrócić się do Labbadii i dziś na pewno tego nie żałuje.
54-latek wprowadził do stolicy potrzebny spokój. Po oficjalnym ogłoszeniu tej decyzji, dyrektor sportowy opisał Niemca jako trenera, który zna Bundesligę na wylot i, w skrócie, wie jak obracać się w tym biznesie. Na efekty nie musieliśmy długo czekać. „Stara dama” zdobyła 10 punktów na 12 możliwych od czasu wznowienia ligi. Nowy sternik przede wszystkim rozwiązał problemy w obronie i scalił zespół. Obecnie jako kręgosłup drużyny możemy nazwać 35-letniego bramkarza Rune Jarsteina, Petera Pekarika (33 lata), Pera Skjelbreda (32) i Vedada Ibisevicia, który podobnie jak wspomniany golkiper także przekroczył już 35 lat.
Efekt? Prawie komplet punktów i dwie stracone bramki. Jeśli przed połową maja kibice marzyli jedynie o utrzymaniu, to teraz śmiało mogą trzymać kciuki za grę w Europie. Na ten moment Hertha traci bowiem tylko 4 punkty do Wolfsburga. Trzeba oczywiście przyznać, że konkurencja jest mocna. Między wspomnianym szóstym zespołem, a plasującym się na dziesiątej pozycji Schalke różnica wynosi zaledwie 5 punktów. Dodatkowo do Ligi Europy może awansować także siódma drużyna, o ile Bayern Monachium i Bayer Leverkusen w Pucharze Niemiec pokonają w przyszłym tygodniu odpowiednio Eintracht i czwartoligowy Saarbruecken.
Po meczu z Augsburgiem Labbadia przyznał, że po cichu zespół taki miał cel.
– Nigdy nie wykluczaliśmy chęci gry w europejskich pucharach – stwierdził Niemiec.
Bruno dodatkowo po meczu dodał, że obecnie czuje się najlepszym trenerem w swojej karierze. Ma na to wpływ przede wszystkim doświadczenie z poprzednich klubów takich jak Stuttgart, Bayer Leverkusen czy Wolfsburg.
Co dalej z Piątkiem?
Dobre wyniki sprawiają, że Labbadia nie chce zbytnio mieszać w składzie. Przede wszystkim polega on na doświadczonych graczach w defensywie, elastycznych i mobilnych środkowych pomocnikach, a także staromodnym środkowym napastniku, który jest wspierany przez dwóch szybkich, kreatywnych skrzydłowych. Ibisević przede wszystkim poprawił skuteczność Herthy, a jego współpracą z Lukebakią, Daridą i Cunhą robi wrażenie.
Gdzie w tym wszystkim miejsce dla Krzysztofa Piątka? Polak powoli jest przywracany do pierwszego składu. 11, 15, 19, 26 – trzeba przyznać, że Labbadia co każdy mecz daje naszemu reprezentantowi więcej minut na pokazanie swoich umiejętności. Przede wszystkim najważniejsze jest to, że w końcu się odblokował, a na jego twarz wrócił uśmiech. Po wykorzystanym karnym z Lipskiem przyszedł czas na gola z otwartej gry, co może mieć kluczowe znaczenie dla psychiki „El Pistolero”.
– Zwłaszcza w fazach takich, jak obecna, kiedy wszystko się układa, szczególnie troszczę się o zawodników, jak Javairo Dilrosun czy Krzysztof Piątek. Musimy darzyć ich szacunkiem, ponieważ ich potrzebujemy. Od pierwszego dnia powtarzamy zawodnikom, że każdy z nich jest ważny. W dniu poprzedzającym mecz odbyłem z Krzysztofem długą rozmowę na temat elementów, które wymagają poprawy, ale też tych, które są dobre w jego wykonaniu. Wiele od niego wymagam i będę wymagał jeszcze więcej – stwierdził po ostatnim meczu szkoleniowiec Herthy.
Dla klubu Piątek jest nadal ważnym zawodnikiem. To przecież wciąż ich najdroższy zakup, więc niejako trzeba go pielęgnować. Mimo wszystko, póki co to nadal Ibisević lepiej komponuje się z resztą zespołu, choć w ostatnich dwóch meczach nie zanotował bramki ani asysty. Dodatkowo jego statystyki, biorąc pod uwagę liczbę kontaktów z piłką (w dwóch ostatnich spotkaniach poniżej 20), wykreowanych okazji czy udanych dryblingów, regularnie spadają. Być może doświadczonemu snajperowi zwyczajnie brakuje powoli paliwa. A to bardzo dobra wiadomość dla Piątka.
Nerwowe dni w Dortmundzie
Czy 24-latek otrzyma jednak szansę od pierwszej minuty już przeciwko Borussii Dortmund? Robert Lewandowski – pomimo wygranej Bayernu – mocno pożałował starcia z Łukaszem Piszczkiem. Były już reprezentant Polski nie miał żadnych skrupułów, aby traktować rodaka ulgowo. Z pewnością Krzysztofa czekałaby podobna przeprawa, a patrząc na obecną formę defensora, łatwo o gola nie będzie. BVB nowym kontraktem zyskała naprawdę solidnego gracza na kolejny sezon.
Nowa umowa dla Piszczka to niestety tylko jedna z kilku dobrych wiadomości. Powodem są narastające obawy, czy obecna drużyna z Lucienem Favre’em kiedykolwiek może odebrać tytuł Bayernowi. W Dortmundzie nadal tęsknią za czasami Kloppa, kiedy to gigant z Monachium z obawą wyczekiwał na wyjazd do Signal Iduna Park. Obecnie nawet, jeśli BVB nadal jest najgroźniejszym faworytem w walce o tytuł, to tego strachu od dawna nie ma. Zdobycie ósmego tytułu z rzędu tylko wzmocni determinację Bayernu w osiągnięciu większej przewagi.
W lidze na siedem ostatnich spotkań Bayern zaliczył aż sześć zwycięstw z Borussią. Ostatnie trzy starcia to bilans bramkowy 10:0 dla mistrza Niemiec. Pomimo problemów drużyny Niko Kovaca, ponownie nie udało im się wypracować odpowiedniej przewagi w lidze. To też pokazuje siłę „Bawarczyków”, którzy nawet po słabej rundzie jesiennej potrafią wygrywać tytuły, ponieważ rywale nie są na tyle konsekwentni od września do maja.
Brak sukcesów Favre’a
Już po poprzednim sezonie posada Favre’a stanęła pod znakiem zapytania. Ekipa Szwajcara po 20 kolejce posiadała bowiem aż 7 punktów przewagi nad swoim najgroźniejszym rywalem. Taka zaliczka szybko stopniała i na koniec sezonu w Dortmundzie odczuwano ogromne rozczarowanie. Co więcej, model biznesowy klubu obejmuje sprzedaż co najmniej jednej gwiazdy co rok lub dwa, dlatego podczas kolejnej kampanii zadanie poskromienia obecnego mistrza może okazać się jeszcze trudniejsze. Tym bardziej, że najbliżej do ucieczki ma Jadon Sancho.
Oczywiście BVB stara się nieco tuszować odejścia swoich gwiazd graczami niższego kalibru, którzy mają potencjał do rozwoju. Erling Haaland, Thorgan Hazard czy Julian Brandt to najlepsze przykłady. Favre potrafił ich ukształtować, ale często brakuje im kropki nad „i”. Najprawdopodobniej to kwestia doświadczenia zespołu, a może także i trenera? Szwajcar w swojej karierze odnosił sukcesy jedynie w swojej ojczyźnie. Na niemieckiej ziemi zdołał wygrać zaledwie Superpuchar, który w wielu krajach jest traktowany jako mecz towarzyski.
Z perspektywy liczbowej Favre posiada najlepszą średnią punktu na mecz spośród wszystkich trenerów od rozpoczęcia pracy Kloppa.
Nie bierzemy pod uwagę oczywiście Petera Bosza, który na Signal Iduna Park był przelotem. Liczby często bywają jednak złudne. Klopp bowiem rozpoczynał przygodę w niemieckim zespole na innym pułapie i mozolnie budował zespół. Favre, jak i Tuchel być może nie dostali gotowego produktu, ale posiadali mocne podstawy do budowy. Mimo to nie udało im się osiągnąć sukcesu.
Przyszłość 62-latka powinna wyjaśnić się za kilka tygodni. Po meczu z Bayernem sam zainteresowany odparł, że odbędą się rozmowy w tej sprawie, ponieważ jego umowa wygasa dopiero za rok. Kilka dni później oczywiście nieco się z tego wycofał, co potwierdził także dyrektor generalny Hans Joachim Watzke
– Obecnie nie ma żadnego powodu do dyskusji w sprawie nowego szkoleniowca. Trener chciał tylko powiedzieć, że jak zwykle przeprowadzimy analizę na koniec sezonu. Nie chciał po prostu wyciągać wniosków po 28 kolejce.
Kto przejmie pałeczkę?
W mediach mimo to pojawia się nazwisko Niko Kovaca. Chorwat kilka miesięcy temu przegrał rywalizację z szatnią w Monachium. W Dortmundzie dostałby zawodników nieco bardziej uległych, którzy nadal chcą się uczyć. Podczas pracy we Frankfurcie wychodziło to idealnie. Jak byłoby teraz? Pomimo scysji z kilkoma zawodnikami w Monachium, jest uznawany za trenera lepiej rozumiejącego piłkarzy. Metody Favre’a często są uznawane za profesorskie, zimne i bardzo techniczne. Być może nie jest to odpowiednie dla zespołu i klubu, który chce poczuć podobne emocje jakie wytwarzał Klopp.
Innym kandydatem jest także Jesse Marsch. Obecny trener Red Bull Salzburg pokazał się ze świetnej strony podczas tegorocznej kampanii Ligi Mistrzów. Dodatkowo Amerykanin wygląda na człowieka z umiejętnością dotarcia do swoich piłkarzy pod kątem mentalnym. Jednak praca w mniejszym klubie w kwestii trzymania rygoru nad szatnią zawsze wydaje się łatwiejsza, ponieważ operujesz mniejszym ego i piłkarze nie są jeszcze nasyceni sukcesem.
Borussia zdaje sobie sprawę, że wyglądają na słabszych sportowo oraz finansowo od rywala z Monachium. Najłatwiejsza odpowiedzią na obecną sytuację byłyby oczywiście pieniądze, ale to nierealne. Bayern przykładowo przed sezonem wzmocnił się Pavardem i Lucasem Hernandezem, czyli dwoma mistrzami świata, za ponad 100 milionów euro i regularnie zatrzymuje swoich najlepszych graczy. Dla zawodników „Bawarczycy” są ostatnim przystankiem w karierze. Wprost przeciwnie do BVB, gdzie zawodnicy się rozwijają, ale z myślą o odejściu i gonitwą za większą karierą.
Dopóki ta sytuacja nie ulegnie zmianie, kibice na Signal Iduna Park muszą przyzwyczaić się, że rozpoczynają sezon z niewidzialną stratą do niemieckiego giganta. Nawet jeśli dzisiaj uda im się pokonać Herthę, to najbliższe tygodnie w Dortmundzie upłyną pod znakiem spekulacji.